Dariusz Gajewski: Najdłuższa partia szachów trwała 2 lata

2024-04-13 16:00:00(ost. akt: 2024-04-05 13:15:02)
turniej szachowy

turniej szachowy

Autor zdjęcia: arch.prywatne

— Po miesiącu poważnej nauki gry w szachy nikt na podwórku już nie chciał ze mną grać (śmiech). Wtedy zacząłem grać korespondencyjnie. Wysyłało się po prostu kartki pocztowe ze swoim posunięciem do przeciwnika. I czekało się na odpowiedź 7-10 dni. To były bardzo długie partie — wspomina Dariusz Gajewski, instruktor i sędzia szachowy, któremu marzy się Akademia Szachów w Nidzicy.
— Jak zacząć grać w szachy? Zwłaszcza, jeśli dziecko chce, a w domu nikt nie gra. Szukać wskazówek w sieci?
— Zapraszam do mnie (śmiech). Jest to mały problem, jeśli rodzice nie grają. Wtedy należy raczej poszukać jakiejś mądrej książki, odpowiedniej do wieku dziecka i tak krok po kroku się z dzieckiem uczyć. Tych książek jest już teraz bardzo dużo, jak ja zaczynałem grać były dwie książki w języku polskim i nic więcej do nauki nie było.

— W jakim wieku najlepiej rozpocząć naukę gry w szachy?
— Ja tak preferuję naukę od 5. roku życia, choć miałem i 3-4 latki, które super się odnajdywały w szachach. Wiadomo, że trzeba dobrać odpowiednią formę nauki do wieku, bo szachy nie są łatwe. I dziecku na początku mogą wydać się skomplikowane, dlatego z najmłodszymi najlepiej zacząć naukę przez zabawę. Ja też musiałem się tego nauczyć.
Najlepiej, żeby dziecko umiało już liczyć i znało literki od A do H, bo wiadomo, że po szachownicy poruszamy się używając tych liter i liczb. Choć czasami dzieci lepiej odnajdują te współrzędne na szachownicy niż dorośli. Przez te lata spotkałem tyle kapitalnych dzieci... to, co czasem wyprawiają przy szachownicy 6-7 latkowie zawstydziłoby niejednego dorosłego. U takich dzieci umysł jest chłonny. Dzieciom łatwiej też uczy się w grupie. Mnie łatwiej i szybciej jest dotrzeć do dziecka na indywidualnych zajęciach, widzę wtedy bezpośrednio czy uczeń już zrozumiał. Przy grupie - zwłaszcza większej - czasem trudno zauważyć, że ktoś jeszcze nie do końca zrozumiał.

— Co dają szachy?
— O, teraz to powinienem wyjąć książkę i czytać. Na ten temat powstało już wiele prac naukowych. To chociażby nauka podnoszenia się po porażce, koncentracji, logicznego myślenia. Co ciekawe, praktycznie tylko szachy i nauka gry na instrumentach tak pobudzają mózg do pracy. To jest rewelacja i taki rodzaj aktywności polecam każdemu. Na szczęście świadomość rodziców jest w tej chwili olbrzymia i puszczają dzieci na zajęcia z szachów. To też zdolność uczenia się, dzieci które grają w szachy nie mają problemów z przyswajaniem wiedzy.

— A kiedy Pan zaczął grać w szachy?
— Ja grałem od "małego", ale na zasadzie zabawy. Grałem z sąsiadem na podwórku. Chodziłem do kolegi z bloku i graliśmy z jego tatą. On nas nie uczył, ogrywał nas zawsze, ale przy tej szachownicy żeśmy siedzieli. Czasami graliśmy nawet 2-3 godziny. Rodzice mieli spokój (śmiech). Grywałem na Mistrzostwach Polski szkół podstawowych, nawet jakąś książeczkę za udział dostałem. Tak na poważnie zacząłem grać późno, bo w wieku dwudziestu kilku lat. Nastała taka moda na szachy. I okazało się, że młodsi zaczęli mnie ogrywać. To tak mi na ambicję podziałało, że wziąłem się poważnie za naukę. Poszedłem do biblioteki zacząłem czytać i tak zgłębiałem naukę. Po miesiącu już "na podwórku" nikt nie chciał ze mną grać (śmiech). Wtedy zacząłem grać korespondencyjnie.

— Proszę opowiedzieć o tych szachach korespondencyjnych.
— Wysyłało się po prostu kartki pocztowe ze swoim posunięciem do przeciwnika. I czekało się na odpowiedź. I znowu wysyłało się swój ruch. To były bardzo długie partie szachów. Czekało się na odpowiedź 7-10 dni. Jeden mój turniej trwał nawet 2 lata. Udało mi się na partii korespondencyjnej zrobić II kategorię. Gdzie trzeba normalnie szczebelek po szczebelku przechodzić. Moim marzeniem była I kategoria. Próbowałem raz i drugi porażka. Troszkę się podłamałem. Otworzyłem klub szachowy w Ursusie. W tej chwili jest tam olbrzymi klub "Czternastka Ursus". Pewnie nikt nie pamięta, że to ja tam pierwszy otworzyłem klub (śmiech). To tam zaczynała Beta Kądziołka, która jest arcymistrzynią, Michał Olszewski, oboje są arcymistrzami. A jej tata jest tam teraz trenerem.

— Jakie są poziomy w szachach?
— Są kategorie. Zaczyna się bez kategorii. Mówi się na to "beczka". Następnie od V ,IV, III ,II do I kategorii. Po kategoriach zaczynają się tytuły: kandydat na mistrza, mistrz krajowy, mistrz FIDE, mistrz międzynarodowy i arcymistrz. Arcymistrz to już najwyższy poziom - światowy.

— A jaką Pan ma kategorię?
— Ja mam I kategorię.

— Jak to się stało, że dziś jest Pan też sędzią szachowym?
— Tak jestem instruktorem i sędzią. Sędzią zostałem po to by lepiej rozwijać dzieci. Aby rozwijały się w pełni trzeba organizować im turnieje. A do tego trzeba być sędzią. Oczywiście nie na każdym poziomie sędzia może nadawać kategorie. W tym roku chciałbym zrobić sędziego klasy państwowej. Teraz mogę kategorie nadawać, bo jestem sędzią klasy I, a sędzia klasy państwowej może nadawać również tytuły aż do arcymistrza.

— Pan ciągle żyje szachami?
— Tak cały czas. I mam nadzieję, że tak zostanie.

— Koszty są przeszkodą?
— Tak bywają. Ja w grupie nie mogę mieć 30-40 osób, jak na np. tańcach, tylko 10, żeby nauka przyniosła efekt.

— To ciekawy pomysł, żeby zaszczepić szachy w Nidzicy i okolicy.
—- Tak właśnie myślę. Decyzja też należy do rodziców, do dyrektorów szkół i przedszkoli. Jest taki program dedykowany przez Unię Europejską "Edukacja przez szachy" i tu Polski Związek Szachowy szkoli dwójkę nauczycieli ze szkoły i oni uczą dzieci w klasach I-II. To dobry kierunek tylko zdarza się, że robią to nauczyciele bez żadnej kategorii i nadchodzi moment, że taki nauczyciel już nic dziecku nie da. Dzieci szybko chłoną i potrafią zaskoczyć nauczyciela... Także trzeba bardziej się przyłożyć do realizacji tego projektu.

— To co z Akademią Szachów w Nidzicy?
—- Powiem tak, ładnie by to brzmiało. Zacząłem od szkoły podstawowej, mam zajęcia w "jedynce", " trójce" i w przedszkolu nr 4. Na razie zapisało się około 40 osób - to fajna frekwencja na początek. Próbowałem w ośrodku kultury to przychodziły 2-3 osoby. A ja tak krążę póki co między Warszawą a województwem warmińsko-mazurskim. Od lat pracuję w Warszawie i mam tu szkoły i przedszkola - to jest to stała praca. W Nidzicy mam jeden dzień - poniedziałek. Chciałbym w Nidzicy budować grupy. Mam nadzieję, że od września będzie jeszcze więcej dzieci - tak żeby były to 2-3 dni. Podpisałem umowę z Nidzickim Ośrodkiem Kultury na zajęcia w soboty na zamku o godzinie 10, ale na razie malutka frekwencja. Powolutku będzie rosła i mam nadzieję, że stworzy się fajna grupa.

— Dlaczego akurat Nidzica?
— Trochę jest tu szachowo czarna dziura. A na pewno i tu są talenty do odkrycia. Trzeba je tylko znaleźć. I nie chciałbym zwalać tu wszystkiego na rodziców, mam na myśli koszty. Wiadomo, że część rodziców na to stać, ale części nie. A w każdej rodzinie może być talent. Najlepiej jak dziecko samo złapie bakcyla, jak sięga po książki i chce w tym kierunku się rozwijać. Trener ma pokazać drogę, kierować czego teraz się uczyć, ale dziecko musi samo też się kształcić. Bez tego nie da rady. Każdy trener powie, że trzeba codziennie usiąść i ćwiczyć. Nie tylko na zajęciach. Są w Nidzicy zdolni zawodnicy, którzy mają już kategorie, ale oni jeżdżą do Uzdowa. Chciałbym rozpropagować szachy w samej Nidzicy.

— Jak jeszcze można pomóc dzieciom złapać szachowego bakcyla?
— W zeszłym roku zorganizowałem po raz pierwszy kolonie szachowe. Robiliśmy różne turnieje, w tym na kategorie. Bardzo fajnie to wyszło. W tym roku też planuję zrobić i to dwa turnusy. Jeden w lipcu i jeden w sierpniu. Mam nadzieję, że obozy udadzą się tak jak w zeszłym roku.

Gosia Grabowska


Obrazek w tresci

Dariusz Gajewski z młodym szachistą

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5