Na afgańskim rynku
2014-07-07 12:45:35(ost. akt: 2014-07-07 10:46:27)
Pamir jest jednym z najtrudniej dostępnych rejonów świata. Po pierwsze, oprócz wizy tadżyckiej, trzeba zdobyć specjalnej pozwolenie uprawniające do wjazdu do regionu — donosi z Afganistanu Paweł Młyński.
Po drugie sama podróż do najłatwiejszych nie należy – z Duszanbe (stolicy Tadżykistanu) nie ma do Pamiru transportu publicznego, droga to wijące się wśród gór serpentyny (czasem pokryte asfaltem, czasem szutrem, czasem nad przepaścią, czasem nad spienioną rzeką) poprzecinane potokami albo zawalone skałami.
Nic dziwnego, że podróż trwa co najmniej kilkanaście godzin.
My pędziliśmy do Pamiru na złamanie karku (do czego prawie doszło, gdy w samochodzie wysiadły hamulce) po to, aby zdążyć na odbywający się co sobota w koło miasteczka Iszkaszim rynek. No może nie co sobota, tylko prawie co sobota, bo czasem jest odwoływany, gdy sytuacja w regionie jest niespokojna i granica jest zamykana. Bo to rynek nie byle jaki, tylko transgraniczny.
Odbywa się na ziemi niczyjej, pomiędzy dwoma budkami granicznymi (tadżycką i afgańską), choć technicznie już po afgańskiej stronie granicznej rzeki.
Rynek ten to prawdziwe handlowe skrzyżowanie kultur. Co prawda dużo towarów się tam się nie krzyżuje (ot rynek pewnie porównywalny do tego w Nidzicy), a towary to głównie tekstylno-plastikowa chińszczyzna (choć parę lokalnych „perełek” też można znaleźć, np. afgański second-hand po, jak się domyślamy, wojskach koalicji).
Najciekawsi są tam jednak ludzie – na pierwszy rzut oka można rozpoznać, kto z Afganistanu, a kto z Tadżykistanu.
Dużo nie kupiłem. Za to tylko usiadłem w cieniu i sącząc herbatę zagryzaną chlebem chłonąłem atmosferę miejsca. W końcu nie codziennie trafia się szansa, by być w Afganistanie, no prawie w Afganistanie.
Więcej na http://nasigoreng.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez