„Putiłówka” z Tannenberga

2016-06-12 10:00:00(ost. akt: 2016-06-09 14:06:30)

Autor zdjęcia: Archiwum

Dzisiaj w Polsce znajdują się trzy armaty wzoru 1902, sprowadzone z Finlandii. Ale lufy uczestniczki bitwy pod Tannenbergiem z sierpnia 1914 roku nie ma nikt. Jest taka tylko w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Lufę armatnią spod Tannenberga znalazła grupa poszukiwaczy z Olsztyna, działająca za zgodą Wojewódzkiego Konserwatora zabytków.

Śladami bitwy pod Tannenbergiem interesowali się od dawna, szukali ich w różnych miejscach. I wreszcie udało się trafić na taki rarytas.

Lufę znaleźli w lesie w pobliżu skrzyżowania drogi Koniuszyn - Muszaki z drogą Nidzica - Szczytno. — Mieliśmy ze sobą zwykły wykrywacz metali. Nagle usłyszeliśmy wyraźny sygnał. Metal na pewno. Tylko co to może być? Zastanawialiśmy się — wspomina pan Zbigniew.

Potem zaczęli kopać. Na głębokości 1 metra wyłoniła się lufa armatnia. — Zabezpieczyliśmy lufę, musieliśmy sprowadzić pomoc, żeby ją wyciągnąć. Odwieźliśmy do muzeum w Olsztynie — mówi pan Zbigniew.

— Satysfakcja ogromna i radość. To jedyna armata z czasów bitwy pod Tannenbergiem — dodaje.

Dreszcz emocji ich nie opuszczał. Rozglądali się, czy nie ma w pobliżu pozostałych części. Niestety, nic więcej nie było. — Zwróciliśmy uwagę na to, że ona nie była porzucona, ale zakopana, schowana — mówi poszukiwacz.

Dlaczego armatę ukryli?

— Wyobraźmy sobie noc z 28 na 29 sierpnia 1914 roku w okolicach Koniuszyna. Jesteśmy na piaszczystym wzgórku. W oddali słychać strzały, z południowego zachodu błyskają na niebie światła reflektorów. Pośród wycofujących się rosyjskich żołnierzy zmęczone konie ciągną armatę być może ostatnią jaka została.

Oficer dowodzący resztką baterii nie widzi już możliwości dalszego marszu ze sprzętem. Artyleria nie ma sztandarów. Jej symbolem i najcenniejszą rzeczą jest sama armata. A w niej lufa. Mniejsza o lawetę z kołami, o jaszcz z amunicją. To można uzupełnić.

Główną i najważniejszą częścią armaty jest zawsze lufa. Kiedy chrapiące konie wciągnęły zaprzęg na wzgórek, oficer zaczął wydawać komendy. Musiał mieć do dyspozycji kilku ludzi, bo zdjęli ważącą prawie 400 kilogramów lufę z lawety i zakopali ją obok leśnej drogi. Do dołu wpadła też szleja z hakiem oznakowanym BA 1888.

Obok drogi, ale po drugiej stronie zakopane zostały części rozłożonego zamka. Prawdopodobnie niedaleko armaty ukryto pozostałe wyposażenie takie jak: celownik, amunicję i lawetę, może też przodek. Pewnie zostały one później znalezione, bo teren wokół lufy został dokładnie przeszukany — opowiada Andrzej Kłos z Działu Edukacji Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.

Co to za armata?

Kiedy carem został Mikołaj II Rosja znalazła się w sojuszu z Francją. Stamtąd też płynęły nowinki techniczne. Cały świat wprowadzał proch bezdymny do pocisków broni ręcznej i do artylerii.

— W Rosji ogłoszono konkurs na armatę dla lekkiej artylerii strzelającą takim prochem. Wygrały go Zakłady Putiłowskie z Petersburga, wzorujące się w swoim pomyśle na rozwiązaniach francuskich — wyjaśnia Andrzej Kłos.

Armata miała bardzo dobre osiągi balistyczne, ale nie posiadała oporopowrotnika. Konstrukcję ulepszono i Zakłady Putiłowskie wygrały kolejny konkurs, dystansując znane europejskie firmy.

— Działo nazwano trzycalową armatą polową wzoru 1902 roku (3 cale to 76,2 mm) i wprowadzono na uzbrojenie. W armii przyjęła się nazwa „putiłówka” od fabryki gdzie ją na początku produkowano — mówi Andrzej Kłos.

Później wytwarzały „trzycalówkę” również zakłady w Obuchowie, Permie i Soromowie. Lufa znajdująca się w muzeum w Olsztynie została wyprodukowana w Permie.

Do 1918 roku powstało łącznie 8529 tych armat. „Putiłówka” miała dobrą opinię, była łatwa w produkcji i co bardzo ważne, stosunkowo tania.
— Z doświadczeń I wojny światowej wynika, że francuska armata wz. 1897 była lepsza niż jej daleka rosyjska krewna, ale i tak była to dobra broń. Używano jej w Finlandii, w Estonii i na Łotwie, na Litwie i w Rumunii — dodaje.

Używano ich tam do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku do nauki strzelania. W Poznaniu powstała też kopia wzoru 1902/26. Użytkuje ją jedna z grup rekonstrukcyjnych.


Dane techniczne:
kaliber 76,2 mm, czyli 3 cale.
masa działa odprzodkowanego 1150 kg
długość działa odprzodkowanego 435 cm
szerokość 182 cm
wysokość 163 cm
donośność 500 – 10 700 m
prędkość początkowa pocisku około 600 m/s
szybkostrzelność 10 strzałów na minutę




Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Wiktor #2010873 | 88.199.*.* 14 cze 2016 20:22

    Panie Jarku proszę sprzątać po swoim psie !!!!

    odpowiedz na ten komentarz

  2. E-mail #2009842 | 94.254.*.* 13 cze 2016 08:58

    Dlaczego nie ma informacji o tragicznym pożarze budynku na Bałtyckiej i trzech ofiarach ów zdarzenie?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz

  3. pociski #2009526 | 31.0.*.* 12 cze 2016 12:35

    Kulki, pociski naboje, do tej armaty leza w doskonalej kondycji na dnie jeziora Gim w okolicach dawnej przystani OZGRAF, i nie tylko :)

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Odlejcie choc #2009522 | 5.172.*.* 12 cze 2016 12:29

      8000 armat

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

    2. Zdziwiony #2009483 | 217.99.*.* 12 cze 2016 11:21

      Ludzie nie przestają mnie zadziwiać - kawałek prostego złomu i tyle zamieszania? Zachwyt nieomal - niby czym? Dziecinada po prostu. Po wojnie militarny złom tonami zalegał na składnicach złomu, dobrze, że go przetopiono na potrzebne ludziom rzeczy np. rury kanalizacyjne, które mają 1000x większą wartość niż ta przerośnięta, zardzewiała rura.

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      Pokaż wszystkie komentarze (7)
      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5