Drewniane tory nie były potrzebne

2016-07-23 10:00:00(ost. akt: 2016-07-22 14:55:42)

Autor zdjęcia: Archiwum

To była już nasza czwarta wizyta na linii kolejowej nr 225. Historia wyjazdów ekipy „Drezyniarze.pl” na Mazury Południowe rozpoczęła się 24 września 2011 r., kiedy w ciągu zaledwie jednej soboty – w co dziś ciężko uwierzyć! - udało im się przemierzyć całą trasę Wielbark – Nidzica i z powrotem, a niedzielę pojeździć jeszcze między Szczytnem a Wielbarkiem.
Po trzech latach nie było już tak łatwo. Szybko zarastający szlak pozwolił nam dotrzeć jedynie do Przeździęku Wielkiego, co czyniliśmy dwukrotnie i za każdym razem zajmowało to dwa dni (31 maja – 1 czerwca i 28-29 czerwca 2014 r.).

Pomimo informacji o pogarszającym się stanie infrastruktury kolejowej w tym roku postanowiliśmy spróbować kolejny raz i 9-10 lipca znów na chwilę ożywiliśmy napiwodzko-ramuckie tory.

Podróżowanie linią nr 225 nie tylko nam się nie nudzi, ale działa na nas wręcz uzależniająco. Można powiedzieć, że powoli staje się ona taką „naszą” linią i nie chcielibyśmy, aby wkrótce zamieniono ją na ścieżkę rowerową.

Drewniane szyny

Do Nidzicy dotarliśmy ok. godz. 7. Po uzgodnieniu z dyżurnym ruchu wyjazdu na nieczynną linię kolejową w kierunku Wielbarka, wyładowaliśmy i ustawiliśmy na torach drezynę i wózek doczepny.

Czekająca nas podróż była sporym wyzwaniem logistycznym, bowiem na tych dwóch pojazdach musieliśmy zmieścić ekwipunek i aprowizację dla dziewięciu uczestników wyprawy – samochód z przyczepą zostawał w Nidzicy – a ponadto przygotowane specjalnie na ten wyjazd drewniane szyny i podkłady, które miały uratować nas w przypadku stwierdzenia kradzieży toru.

Warto dodać, że drezyna w obecnej wersji to efekt lat pracy i doświadczeń (po raz pierwszy stanęła na torach w 2004 r.). Pojazd, napędzany silnikiem od motocykla MZ ETZ 250, posiada szereg udogodnień, takich jak instalacja wodna ze zbiornikiem, przewoźny grill czy gniazdo do wtyczki samochodowej, umożliwiające ładowanie sprzętu elektronicznego z akumulatora.

Zmiana kierunku jazdy odbywa się na specjalnej obrotnicy, tzw. „kurzej stopce”. Mechanizm jest na tyle sprytny, że półtonową drezynę mogą obrócić nawet dwie osoby – wystarczy skorzystać z praw fizyki.



Wyruszyliśmy z fasonem

Mniej więcej o godz. 8:20 wyruszyliśmy w drogę. Z fasonem, przy zamkniętych rogatkach na skrzyżowaniach z ul. Działdowską i ul. Olsztyńską, zatrzymując się jeszcze na chwilę pod nastawnią dysponującą, rozpoczęliśmy naszą trochę survivalową eskapadę.

Początkowo jazda szła bardzo sprawnie, a niemałą satysfakcję sprawiał nam widok mocno zdziwionych lub ekstatycznie uradowanych kierowców i przechodniów.

Na linii nr 225, po której od 2003 r. nie przejechał żaden pociąg, przychylne zaskoczenie jest najczęstszą reakcją okolicznych mieszkańców na widok naszej drezyny. Istnieje jednak i druga strona tego medalu: szczególnie dużą ostrożność musimy zachowywać na przejazdach kolejowo-drogowych, bowiem wielu kierowców zapomniało już o pociągach.

Piły spalinowe poszły w ruch

Do Napiwody dotarliśmy tuż przed godz. 10, wykonując po drodze prace związane z usuwaniem roślinności zarastającej tory oraz udrażnianiem zasypanych przejazdów.

Jedno z drzewek „zgarnęło” nam przy okazji łańcuch przenoszący napęd z tylnej osi drezyny na przednią, jednak naprawę udało się wykonać sprawnie.

Sporo pracy wymagało udrożnienie samej stacji Napiwoda, gdzie na wysokości peronów, w sąsiedztwie siedzib ludzkich, zdążył wyrosnąć mały kolejowy busz.

Za Napiwodą pojawiły się przeszkody większego kalibru – wiatrołomy. W kilku miejscach, szczególnie w wykopie w okolicach dawnej mijanki Bartoszki, musieliśmy usunąć z toru powalone drzewa, co jednak silnej ekipie wyposażonej w dwie piły spalinowe nie sprawiło większego problemu.

Poradziliśmy sobie również z urwanym pedałem gazu w drezynie – dłuższe wyjazdy nie obywają się zwykle bez tego rodzaju przygód, dlatego zawsze mamy ze sobą zestaw niezbędnych narzędzi, skrupulatnie sprawdzany i kompletowany przed rozpoczęciem każdej wyprawy.

Obiad z drezynowego grilla

O godz. 13:15 zatrzymaliśmy się w Muszakach, gdzie mieliśmy zaplanowaną przerwę obiadową. W „cieniu” budynku dworcowego, spoglądając na pamiętające wspaniałą kolejową historię wieżę wodną oraz wojskową rampę, biesiadowaliśmy przy naszym drezynowym grillu.

Sprzyjała nam pogoda: ustąpiły padające wcześniej rzęsiste deszcze, zza chmur wychyliło się słońce i zrobiło się całkiem przyjemnie. Musieliśmy nabrać sił, bo czekał nas najtrudniejszy fragment trasy.

Walka z zielenią

Jazda z Muszak do Puchałowa to już prawdziwa walka z zielenią. W wielu miejscach wspólnymi siłami udrażnialiśmy linię, mozolnie wyrywając przyrodzie kolejne hektometry.

Wynagrodził nam to bardzo pozytywny widok – remontowany dworzec w Puchałowie. Ten piękny, pruski budynek z czerwonej cegły, do niedawna popadający w ruinę, znalazł nowych, dobrych właścicieli.

Nie spotkaliśmy ich co prawda na miejscu, ale mogliśmy obejrzeć efekty ich wspaniałej pracy. Bardzo cieszymy się, że ta architektoniczna „perełka” jeszcze przez długi czas będzie mogła cieszyć oczy oglądających ją osób.

Ostatni odcinek podróży również wymagał od nas mnóstwo wysiłku. Gdzieniegdzie musieliśmy niemalże drążyć tunele wśród świerków i brzózek.

Do Przeździęku dotarliśmy kwadrans po 19. Teraz czekał nas jednak zasłużony odpoczynek. Przygotowaliśmy zaplecze noclegowe (część z nas nocowała w namiotach, część w budynku stacyjnym), a następnie zasiedliśmy przy ognisku.

Budzikom śmierć

Na niedzielny poranek przyjęliśmy plan operacyjny o kryptonimie „budzikom śmierć”, dlatego do drogi powrotnej szykowaliśmy się dość leniwie. Namiastka porannej toalety, śniadanie, składanie obozu… w konsekwencji wyruszyliśmy w kierunku Nidzicy dopiero o 11:20.

Spodziewaliśmy się krótszej podróży, ponieważ trasa już poprzedniego dnia została jako tako udrożniona i jedynie w kilku miejscach musieliśmy wykonać dodatkowe prace, a ponadto po raz kolejny uporać się z zerwanym łańcuchem napędu tylnej osi.

Tuż po godz. 16 zatrzymaliśmy się pod semaforem wjazdowym stacji Nidzica, a uzyskawszy telefonicznie zezwolenie na wjazd, mniej więcej kwadrans po czwartej wtoczyliśmy się na nidzickie tory.

W poczuciu dobrze spełnionej misji przygotowaliśmy pożegnalnego grilla, a następnie załadowaliśmy cały sprzęt na samochód z przyczepą i odjechaliśmy do Warszawy.

Na pewno tu wrócimy

Bardzo zaniepokoiły nas ostatnie doniesienia w sprawie planów likwidacji linii nr 225 i wytyczenia w jej miejscu ścieżki rowerowej.

Mówimy stanowczo „nie!” i będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, by tak się nie stało. Już wkrótce planujemy kolejny przejazd roboczy, podczas którego spróbujemy w jeszcze większym zakresie usunąć roślinność zarastającą tor i znajdującą się w obszarze skrajni kolejowej.

Chcemy pojawiać się między Nidzicą a Przeździękiem, a może i samym Wielbarkiem, również w kolejnych latach.

Liczymy na pomoc kolejarzy, samorządowców, a także okolicznych mieszkańców.

Jesteśmy przekonani, że w drezynach czy rowerach szynowych drzemie wielki turystyczny potencjał, znacznie większy, niż w kolejnej ścieżce rowerowej.







Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Darek Sz. #2032938 | 88.199.*.* 25 lip 2016 06:56

    A ilu kur.... jest w Nidzicy drezyniarzy a ilu rowerzystów ?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-6) odpowiedz na ten komentarz

  2. ** #2032084 | 83.6.*.* 23 lip 2016 12:32

    A co szkodzi połączyć trasę rowerową z kolejową? Nie można między szynami ułożyć drogi dla rowerów? Pewnie, że to trudniejsze i wymaga pomyślunku jak to wykonać, ale i rowerzyści, i drezyniarze byliby zadowoleni.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. warmiak #2032051 | 83.24.*.* 23 lip 2016 11:53

      Szkoda , ze już tylu linii nie ma , m.in.Czerwonka - Sągnity. To by dopiero była wyprawa. Teraz już niestety tylko zdjęcia zostały. Życzę powodzenia , trzymam kciuki.

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    2. Monia #2032048 | 89.228.*.* 23 lip 2016 11:52

      Nareszcie racjonalne ratowanie czegoś, co ma wartość pod każdym względem. Wartośc historyczną, wartóść turystyczą i praktyczną. Zamiana trasy kolejowej w trasę rowerową to obłęd. Nie pozwolić!!!!!!!!!!! Brawo, brawo i jeszcze raz brawo. Podziwiam i szanuję za włożony trud!!!!

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    3. Kibic #2032031 | 188.146.*.* 23 lip 2016 11:29

      Czyta się to z prawdziwą przyjemnością! 3mam kciuki!

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (6)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5