Nidzickie targi to tradycja od wieków

2016-08-21 10:00:00(ost. akt: 2016-08-20 20:24:13)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu.

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu.

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Nidzica w czasach zakonnych rozwijała się szybko, głównie dzięki rozwijającemu się handlowi. Ziemiańscy mieszkańcy ówczesnego Neidenburga wprowadzali do sprzedaży nowe produkty takie, jak: drewniane narzędzia i sprzęty, len, smołę, szkło, a zwłaszcza żelazo, które było produkowane przez huty w Koniuszynie od 1350 roku, a od 1401 w Małdze.
To prowadziło do urządzania tygodniowych i rocznych jarmarków. Oczywiście Zakon chętnie dawał na to swoją zgodę, gdyż one dawały nowe przychody. Na rynku instalowano budy sprzedażne. Średniowieczny rynek miasta nie był jeszcze brukowany ani oświetlony. Znajdujący się na wyrównanej ziemi bazar nazywany był "Lauben"tj. działka; który szybko otoczono Hackenbuden t.j. ociosanymi budami.

Wędrowni śpiewacy i
tresowane niedźwiedzie

Właściciele tych bud zajmowali się długim wysiadywaniem, czekaniem na klientów. Jak wzmagał się ruch wśród kupujących to handlowano też na kościelnym placu, do którego musiano zatrzaskiwać kościelną bramę. Piekarze wystawiali na sprzedaż swoje produkty: chleb i inne pieczywo, formowane figury z piernika, a garncarze: naczynia gliniane w tym różnego rodzaju garnki, zabawki z gliny w postaci uformowanej jazdy konnej.

Plac targowy był także miejscem wypoczynku i rozrywki, dlatego podczas jarmarków występowali wędrowni śpiewacy, wieśniacy słuchali cygańskich wróżb. Wielką atrakcją były pokazy tresowanych niedźwiedzi.

Do 1408 roku rynki odbywały się zawsze tylko w niedzielę. Rynki z czasem przeniosły się na dni powszednie tj. na środy i soboty. W ówczesnym Neidenburgu działały cechy sukienników, szewców i rzeźników. Niemal każdy mieszczanin obok swego gospodarstwa domowego zakładał także warsztat rzemieślniczy.

W północnej części miasta znajdowała się uliczka - zaułek bud, na której w otwartej przestrzeni od strony ulicy były prowadzone sklepy.


Spór o browar miejski

Jeszcze w XIX wieku w pobliżu plebanii istniał wraz ze słodowniami i piwiarniami miejski browar, który pochodził jeszcze z czasów Zakonu Krzyżackiego.

Wątpliwości prawne powstały co do posiadania prawnego tych budynków przez miasto. Aby uzyskać świadectwo na prawdziwe pochodzenie browaru hospitalizowano najstarszych mieszkańców miasta 69-letniego Knopkę i 79-letniego Johanna Reddig, którzy zeznali pod przysięgą, że jak długo sięgają pamięcią browar i słodowania były własnością gminy miejskiej.

Miała ona także prawo posiadania wielkiego domu ziemskiego, w którym kolejno robiono słód i piwo. Dopiero po tych czynnościach procesowo-prawnych, na podstawie tego świadectwa sprzedano przywilej browarniany na własność kupcowi Maletzkiemu za kwotę 665 talarów i 20 srebrnych groszy. Natomiast ostatni przywilej browarniany miasta Neidenburg datowany był: Berlin 18 sierpień 1750 rok.


Moda pruska, polska i niemiecka
w Neidenburgu

Po pierwsze poznać można było po ubraniu, tak jak po mowie pochodzenie mieszkańców. Potomkowie Prusów nosili się jeszcze tak, jak w czasach pańszczyźnianych, mieli krótko przystrzyżone włosy, chodzili boso, w sandałach lub w chodakach.

Nosili w lecie płócienne ubrania, a w zimie spódnice lub kożuch barani. Kobiety nosiły duże białe chusty, którymi owijały głowy. Polacy swymi ubraniami różnili się zasadniczo poprzez formę czapek i spódnic (tzw. litewka).

Niektóre z nich wcierały sobie w swe długie włosy tłuszcz, aby były gładkie i dobrze leżały. Natomiast Niemcy nosili ubrania proste i odpowiednie do pogody.

Często wśród dostojnych Niemców było widać ubiór XIV wieczny. Kobiety nosiły takie same jednakowej długości suknie, ułożone w fałdy do stóp opadające bez pasa z różnokolorowym kapturem i czepek z małą woalką. Niemieckie dziewczyny spadające na ramiona włosy ozdabiały delikatnie zdobionym złotym grzebieniem.

Ubiór burmistrza, wójta
i rajców miejskich

Wielki Mistrz Winrich von Kniprode wprowadził nowe ubiory dla osób publicznych. Według niego burmistrzowie, wójtowie i radni mieli obowiązek noszenia w zimie długiego płaszcza, szpadę w obitej skórą pochwie, na szyi futro z kuny.

W lecie ich kapelusze ozdabiały trzy srebrne haftki. Kupcom przypisane były: jedwabne kubraki i wyznaczone złote pierścienie z wyrytym znakiem, który służył im do stemplowania ich towarów.

Mieszczanie nosili brody i wąsy, żony ich ozdobne składane czepki, które jak kapelusik książęcy, trochę zaginane były i w szpic wykończone.Panny, które były córkami radnego, paradowały z wieńcami perłowymi lub srebrnymi haftkami we włosach.

Chusty pochodziły z domów odzieży w Gdańsku, Elblągu i Toruniu. Chusty dla strojów urzędowych obowiązywały w kolorach: niebieskim, zielonym i szkarłatnym. Natomiast dla mało znaczących mieszczan były chusty szare i czarne.

Zbawienne dla zdrowia
miejskie łaźnie

W mieście była łaźnia, w której za niską cenę można było się wykąpać w ciepłej wodzie. To zbawienne dla zdrowia urządzenie zakładano, wg. K. Hartnocha, który pisze w książce Stare Prusy, niemal w każdej zagrodzie i wsi.

Również Zakon miał z tego wielki użytek i duże zyski. Takie urządzenia były znane już w Italii i Górnych Niemczech. W 1421 roku zostały w Neidenburgu zbudowane dwie łaźnie.

Zakonny brat Martin otrzymał przywilej ponadto z zapewnieniem, że blisko miasta żadnych innych balwierzy nie będzie. Nie będą mogli się osiedlać. Martin za to rocznie uiszczał opłatę 4 marek zwykłych monet, których sumę państwo, miasto i wójtostwo w jednakowej części otrzymywało.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5