Nidzicki czas apokalipsy

2016-10-11 10:00:00(ost. akt: 2016-10-06 09:50:15)
Dni strachu, dni grozy – tak można przetłumaczyć tytuł wspomnień spisanych przez burmistrza Andreasa Kuhna, który ze szczegółami opisał los Nidzicy podczas bitwy Tannenberskiej. Prawdziwe piekło rozpętało się w mieście nad Nidą 22 sierpnia, kiedy na miasto spadło 300 pocisków. Garstce mieszkańców wydawało się, że przeżywają prawdziwe piekło na ziemi - Nidzicki czas apokalipsy.
Ostrzelanie miasta przez rosyjską artylerię trzystoma granatami i szrapnelami

Jak grom z jasnego nieba spadł na miasto o godzinie drugiej pierwszy wystrzał armatni. Szósty wystrzał trafił w wieżę telegraficzną na ratuszu. Uznałem wtedy za stosowne, by pomieszczenie biurowe zastąpić może mniej przyjemnym, ale jednak bezpieczniejszym miejscem w piwnicy.

W tym czasie wystrzeliło trzysta granatów i szrapneli. Z okna piwnicy widziałem jak zaczyna płonąć jeden dom po drugim. Również ratusz podzielił ten los. Kiedy płonący dach zaczął się zawalać udałem się na ulicę. Wcześniej podczas strzelaniny trzykrotnie wchodziłem do swojego biura położonego na pierwszym piętrze, by wziąć stamtąd i zabezpieczyć w piwnicy księgi rachunkowe.

Z powodu oszczędności kosztów ja sam sprawowałem funkcję głównego księgowego administracji finansowej miasta i miejskiej kasy oszczędnościowej.
Grupa cyklistów, której kontakt bojowy z kozakami na ulicach Nidzicy przyczynił się do zbombardowania miasta dowodzona była przez porucznika Burscher von Saher zum Weissenstein.

Ten młody arystokrata – jak pisze Dennis Showalter – jeszcze w czasach pokoju raz to zdumiewał, raz to rozśmieszał przełożonych, nadstawiając karku w godzinach wolnych od służby jazdą na motorze. Był więc naturalnym kandydatem na dowódcę oddziału rowerowego 151 pułku piechoty. Według różnych źródeł bądź to podczas samotnego patrolu, bądź jadąc z rozkazami z okolic Bujak w kierunku Działdowa, napotkał grupę rolników z Rączek, którzy uciekali po tym jak grupa kozaków pobiła ich i podpaliła ich gospodarstwo.

Sprawcy zajścia mieli oddalić się w kierunku Nidzicy. Von Saher zebrał grupę swoich cyklistów i wyruszył śladem hordy kozaków. W swoich wspomnieniach, szlachcic bardzo barwnie opisuje jak w pobliżu Nidzicy zatrzymał swój oddział i samotnie ruszył na zwiad. Kiedy wdrapał się na niewielkie wzniesienie i chciał zobaczyć co dzieje się z drugiej strony, raptem zobaczył przed sobą rosyjskiego zwiadowcę, który wspiął się na górkę w tym samym celu.

Zanim Rosjanin zdążył zorientować się w sytuacji otrzymał strzał z pistoletu od porucznika Sahera i padł trafiony. Strzały ściągnęły większą grupę kozaków, która ruszyła do ataku, ale rowerzyści, ukryci na dobrych pozycjach zdejmowali kolejnych Rosjan z siodeł. Po strzelaninie na rogatkach miasta cykliści udali się do centrum Nidzicy i tam na placu przed dworcem rozgromili odpoczywający oddział carskich żołnierzy.

Można przypuszczać, że w odpowiedzi na te wydarzenia generał Martos – dowódca XV korpusu rosyjskiego, który okupował przez osiem dni Nidzicę, wydał rozkaz swojej artylerii, aby położyć ogień na miasto. Martosowi daleko było do perfidnego okrucieństwa, bombardowanie miało raczej wymiar wychowawczy dla mieszkańców Prus. Z jednej strony generał chciał wypłoszyć z Nidzicy ewentualnych niemieckich maruderów, a z drugiej pokazał mieszkańcom Prus co spotka każde niemieckie miasto, które odważy się wystąpić przeciwko carskiej armii.

Piekło na ziemi

Równomiernie płonące miasto można było porównać do piekła na ziemi. Pożoga była tak wielka, że spłonęły piękne lipy przy chodnikach, a ludzie na chodnikach nie mogli wytrzymać gorąca.

Płomień widziany był w promieniu trzydziestu kilometrów, m.in. przez niborskich uchodźców w Olsztynku (Hohenstein). Przez to wkraczające rosyjskie oddziały, czyli około dwadzieścia tysięcy mężczyzn z przeróżnymi rodzajami broni i nieskończenie długi konwój bagaży, prowiantu i pojazdów sanitarnych, poruszały się tylko środkiem ulicy. Pomimo, iż rosyjski dowódca oddał do dyspozycji dwieście zespołów do gaszenia pożaru, nie miało to sensu, ponieważ brakowało wody.

Liczba spalonych budynków

Najpierw spłonął stary spichlerz krzyżacki należący do właściciela młyna Schultze, potem dawny magazyn soli Głównego Urzędu Celnego. Odtąd ogień zaczął pożerać jeden dom po drugim; między innymi w płomieniach stanęły ratusz, kościół ewangelicki wraz z mieszkaniem pastora, Główny Urząd Celny, budynki Stowarzyszenia Pożyczkowego (Vorschussverein) oraz kompleks budynków na środku rynku.

Nienaruszony pozostał kościół katolicki, synagoga, Urząd Rejonowy (Kreishaus) i szpital. Zamek również nosił ślady zniszczenia. Około piętnaście granatów trafiło w mury. W jednym miejscu zaczął już płonąć dach, jednak na szczęście ogień jak tylko się pojawił został ugaszony jak przez urzędników sądowych. Szczególnie duże szkody granaty wyrządziły nowej szkole podstawowej.

Duża ilość granatów wysadziła mur. Nie ostała się nawet jedna dachówka. Dach z obu stron przypominał wielkie sito. Łącznie podczas strzelaniny spośród trzystu siedemdziesięciu zabudowań miasta zniszczone przez ogień zostały sto dziewięćdziesiąt trzy domy mieszkalne wraz z oficynami, osiem stodół, trzy spichlerze, cztery warsztaty, jedna fabryka (fabryka maszyn) i jeden kościół. Poza tym uszkodzone przez granaty zostały liczne domy. Wiele granatów wybuchło na ulicy i na chodniku, co widać przez powstałe wielkie dziury. Prawie dwa tysiące osób, które mieszkały wcześniej w tych spalonych domach, stało się bezdomnymi.

Rosyjscy artylerzyści nie mierzyli raczej do jakichś konkretnych celów, choć dziwnym trafem obok płonącego ratusza ocalał reprezentacyjny hotel Neureiter w którym swoją kwaterę później ulokował sztab 2 Armii na czele z generałem Samsonowem. Aleksander Sołżenicyn tak opisał ostrzelane miasto: Przed wojną było to to bardzo ładne miasteczko, teraz, choć nigdzie nie było widać otwartego ognia, nosiło ślady pożarów: zwęglone obramowania pustych okien, tu i ówdzie zapadnięte dachy, okopcone ściany, odłamki szkła na jezdni, śmierdzące siwe dymy na pogorzeliskach, gorąco nieostygłych kamieni, dachówek i cegieł wzmagało znój sierpniowego dnia.

Powód ostrzelania

Zapytani o powód ostrzelania rosyjscy oficerowi podawali mi przeróżne wyjaśnienia. Podczas gdy jeden mówił, iż wiele opuszczonych okopów daleko od miasta, zasieki i pułapki oraz zaminowane łąki dają pozór ufortyfikowanego miasta, inny twierdził, że ostrzelanie jest zemstą za Kalisz, Częstochowę i Janowo, które to zniszczone zostały rzekomo przez Niemców, i tak też za każde z tych miast przeznaczone zostało sto granatów. Inni znowuż twierdzili, że ostrzelanie miało miejsce, ponieważ osoby cywilne strzelały do rosyjskich łączników.

Rosyjscy żołnierze w roli podpalaczy

Dom mojego gospodarza pozostał nienaruszony, mimo że trafiły go trzy granaty. Udałem się zaraz do mojego mieszkania. Ponieważ w międzyczasie odłączony został gazociąg, zapaliłem świecę fortepianową i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń, przyglądając się przy tym z krwawiącym sercem płonącemu miastu. O godzinie dziesiątej trzydzieści ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłem.

Przede mną stali trzej Rosjanie, z których jeden, z płonącym światłem w dłoni, zażądał ode mnie po niemiecku nafty. Ponieważ jej nie miałem, odrzuciłem jego życzenie z aluzją na temat gazociągu. On jednak wciąż powtarzał swoje żądanie. Podszedł przy tym tak blisko mnie ze światłem i świecił mi nieustannie do tego stopnia w twarz, że oblał mi krawat stearyną. Podczas tej negocjacji dwaj pozostali Rosjanie stali z bronią gotową do strzału.

Wreszcie poszli dalej, a właściwie do położonego piętro wyżej mieszkania zastępcy burmistrza, mecenasa Alexadra. Tam słyszałem przez chwilę tupot i chwilę po wyjściu Rosjan dom zaczął płonąć w wielu miejscach. Opuściłem płonący dom tak jak stałem.

Kolejny odcinek fascynujących dziejów Nidzicy z okresu bitwy tannenberskiej opowiedzianych przez Andreasa Kuhna już za tydzień.

Tłumaczenie książki Andreasa Kuhna pt. „Die Schreckenstage von Neidenburg in Ostpreussen” wydanej w Minden w 1915 r. odbywa się na potrzeby filmu dokumentalnego pt. TANNENBERG 1914 w reżyserii ks. Przemka Kaweckiego SDB (Mazurskie Tajemnice) i możliwe jest dzięki Witoldowi Zagożdżonowi (neidenburg-nibork-nidzica.blogspot.com), który udostępnił egzemplarz oryginału znajdujący się w jego kolekcji. Tłumaczeniem zajęła się nidziczanka, Dorota Przybysz.


Zdjęcie z kolekcji Franciszka Skibickiego


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. hew #2086128 | 79.185.*.* 11 paź 2016 17:35

    Aleksander Sołżenicyn tak opisał ostrzelane miasto: Przed wojną było to to bardzo ładne miasteczko, teraz, choć nigdzie nie było widać otwartego ognia, nosiło ślady pożarów: zwęglone obramowania pustych okien, tu i ówdzie zapadnięte dachy, okopcone ściany, odłamki szkła na jezdni, śmierdzące siwe dymy na pogorzeliskach, gorąco nieostygłych kamieni, dachówek i cegieł wzmagało znój sierpniowego dnia.... A Sołżenicyn miał w 1914 roku dokładnie -4 lata :-D

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. mieszkaniec #2086071 | 88.156.*.* 11 paź 2016 16:31

      a gdzie te zdjęcia ?

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5