Przerwane nabożeństwo na zamku

2016-12-08 16:00:00(ost. akt: 2016-12-11 21:16:46)

Autor zdjęcia: fot. ze zbiorów Witolda Zagożdżona

28 sierpnia, po tygodniowej okupacji Nidzicy przez Rosjan miasto zostało wyzwolone przez żołnierzy z I Korpusu pruskiego dowodzonego przez generała Hermana von Francois. Młode dziewczęta obdarowywały wkraczających do miasta wojaków kwiatami, niektóre z radości rzucały im się na szyję. Jednak kilkanaście godzin później Rosjanie znowu zdobyli miasto.
Dnia dwudziestego ósmego sierpnia (1914) o godzinie czwartej dotarł do Nidzicy pierwszy niemiecki oddział kawalerii składający się z szesnastu mężczyzn pod dowództwem wice-wachmistrza.

Żołnierze jechali od Zagrzewa przez rynek i dalej wzdłuż ulicy Polskiej (Polnische Straße). Na końcu tej ulicy Rosjanie, którzy jeszcze pozostali w mieście, otworzyli do nich ogień, żaden jednak nie został postrzelony.

Zdenerwowani cofnęli się do rynku oddając strzały i poinformowali mnie o sytuacji. Wice-wachmistrz wrócił się z kilkoma osobami pieszo, przeszukał wszystkie domy znajdując przy tym od pięciu do sześciu Rosjan, których natychmiast rozstrzelał.

Zaraz po tym, w długich szeregach wkroczyły nasze oddziały, na przedzie szli jegrzy, za nimi piechota i artyleria. Oddziały były przyjmowane przez ludność wśród wiwatów i radości nie do opisania; przynieśli oni nam przecież wybawienie od trwającej tydzień rosyjskiej niewoli! Żołnierze mieli za sobą wyczerpujący marsz.

Dało się to poznać po warstwach kurzu na ich twarzach i mundurach. Teraz w zamian za to otrzymali należyty posiłek. Każdy mieszkanie przyniósł do picia i jedzenie wszystko to, co posiadał i co udało mu się zdobyć; biedne kobiety przyniosły żołnierzom ich ostatnie kawałki chleba; rzeźnicy i piekarze oddali swoje ostatnie zasoby towarów.

Kawę i wodę przynoszono oddziałom licznymi wiadrami. Każdy oddawał swoje ostatnie cygara i papierosy. Młode dziewczęta obdarowywały dzielnych wojaków kwiatami, niektóre z radości rzucały im się na szyję.

Nabożeństwo polowe
W niedzielę, trzydziestego sierpnia, przedpołudniem, o godzinie dziewiątej, superintendent Tomuschat odprawił nabożeństwo polowe na dziedzińcu zamkowym, ponieważ, jak już zostało wspomniane, kościół ewangelicki spłonął. Pojawiło się na nim około 80 – 100 osób. (Później nabożeństwa ewangelickie odbyły się jeszcze w nowym Urzędzie Powiatowym i w miejskiej hali sportowej).

Kiedy liturgia już prawie dobiegała końca, dało się zaraz słyszeć w oddali ogień piechoty, po którym zaraz nastąpiły wystrzały z armat. Ogień coraz bardziej zbliżał się o miasta. Zwróciliśmy na to uwagę duchownego i nakłoniliśmy go, by przerwał nabożeństwo. Podczas gdy opuszczaliśmy wzgórze zamkowe, pierwsze granaty zostały zrzucone na miasto.

Wywiązała się ostra walka artylerii, która utrzymywała się od godziny dziewiątej trzydzieści rano do godziny dziewiątej wieczorem. Zarówno nasi jak i przeciwnicy zajęli wszystkie wzgórza wokół miasta, tak, że wzajemnie ostrzeliwali się ponad naszym miastem.

Niemiecka bateria rozstawiła się za zagrodą mistrza murarskiego E. Szulza. Widzieliśmy jak wymierzony został w tamtą stronę rosyjski granat, po którym padł jeden mężczyzna. W następnych dniach mężczyzna przechodził przez dziedziniec z zabandażowaną głową.

Na pytanie dokąd zmierza, odpowiedział w berlińskim dialekcie: „Chcę po prostu zobaczyć, gdzie te psy mnie wczoraj tak urządziły.” Poinformował, że ma w czole nad nosem dwie kule szrapnelowe, których na razie nie dało się wyciągnąć; lekarz zdecydował się na to dopiero po czterech tygodniach.

Na zalecenie, by poszedł do lazaretu, ponieważ przecież bardzo łatwo może się jeszcze nabawić zapalenia mózgu, odparł: „Ta, jeszcze gdzie! Mózg jest przecież na swoim miejscu.” I wskazał przy tym dłonią na tył głowy. „Poza tym”, dodał jeszcze, „w lazarecie byłoby mi zbyt nudno, dlatego pójdę dalej.”

Mieszkańcy ukryli się w piwnicach
W trakcie walk granaty wpadały do miasta i wyrządziły domom, które jeszcze się ostały, ogromne szkody. Spłonął przy tym drewniany dworek właściciela tartaku Kardinala wraz z tartakiem, budynkami gospodarczymi, a także wiatrak znajdujący się na dziedzińcu kościoła ewangelickiego.

Jeden z granatów wpadł do izby w zamku. Odłamki pocisku zraniły żonę głównego sekretarza Walpuskiego w udo tak bardzo, że zmarła na skutego tego zranienia w szpitalu okręgowym Joanitów. Wszyscy mieszkańcy podczas trwania walk znajdowali się w piwnicach. Nikt nie ważył się wyjść na ulicę, ponieważ co chwila wybuchały granaty, a wszędzie latały odłamki pocisków i kawałki dachówek.

Siedziałem z panem Schulzem, jego bratankiem Erichem Schulzem w jego piwnicy, podczas gdy pani Schulz razem z innymi znajomymi kobietami znajdowała się w piwnicy szpitala Joanitów. Jak tylko walki trochę się uspokoiły, postanowiliśmy zobaczyć co u kobiet.

Chcieliśmy pójść do szpitala przez ogród a potem ulicę Zamkową (Burgstraße). Zanim jednak zdążyliśmy dojść do ulicy, walki zaczęły się ponownie z jeszcze większą dynamiką. Ponad naszymi głowami wybuchał granat za granatem; na szczęście jednak odłamki pocisków trafiały w dachy tak, że spadające na nasze kapelusze odłamki dachówek nie wyrządziły nam większej krzywdy. Biegliśmy wprawdzie, tak szybko jak tylko mogliśmy, blisko muru, a ja ciągnąłem za rękę pana Schulza, który w wieku sześćdziesięciu trzech lat nie mógł nadążyć. Tak też dotarliśmy do piwnicy szpitala powiatowego, w którym zostaliśmy.

Kobiety zostały poinformowane o naszym przybyciu i przyszła do nas pani Schulz. Wtedy walki na nowo rozgorzały. Późnym popołudniem – zaczynało się już ściemniać – na łąkach za szpitalem i urzędem powiatowym wywiązała się kolejna walka.

Wtedy zapragnęliśmy wrócić do naszych domów. Obraliśmy drogę wzdłuż kościoła katolickiego w kierunku ulicy Młyńskiej (Mühlenstraße). Kiedy znaleźliśmy się w pobliżu domu pastora, na nowo rozpoczęło się bombardowanie. Pobiegliśmy i ustawiliśmy się wzdłuż ogrodzenia majątku zamkowego Niborka, byliśmy tam chronieni przez szczyty domów. W tym miejscu musieliśmy przeczekać w bezruchu jeden za drugim ponad pół godziny.

Drugie wejście Rosjan
Zaraz po tym do miasta ponownie weszli Rosjanie. Tym razem maszerowali nie strzelając. Nie plądrowali, przeszukiwali sporadycznie domy i pozostawali na wolnym powietrzu.

Następnego ranka, trzydziestego pierwszego sierpnia, kiedy to nasze oddziały wkroczyły ze zdwojoną siłą, Rosjanie znów się cofnęli. Około godziny ósmej udałem się do opuszczonych domków działkowych. Zauważyłem, że wycofujące się rosyjskie oddziały, wzięły sobie za kwaterunek drewniane domki, które w pośpiechu teraz opuszczali.

Przetrwałem bez szwanku pod jakimiś schodami, padały co jakiś czas strzały, aż w końcu Rosjanie wynieśli się na dobre.
Tak zakończył się drugi napad Rosjan. Każdy odetchnął z ulgą i miał nadzieję, że nasza niedola dobiegła nareszcie końca.

Kolejny odcinek fascynujących dziejów Nidzicy z okresu bitwy tannenberskiej opowiedzianych przez Andreasa Kuhna już za tydzień.

Tłumaczenie książki Andreasa Kuhna pt. „Die Schreckenstage von Neidenburg in Ostpreussen” wydanej w Minden w 1915 r. odbywa się na potrzeby filmu dokumentalnego pt. TANNENBERG 1914 w reżyserii ks. Przemka Kaweckiego SDB (Mazurskie Tajemnice) i możliwe jest dzięki Witoldowi Zagożdżonowi (neidenburg-nibork-nidzica.blogspot.com), który udostępnił egzemplarz oryginału znajdujący się w jego kolekcji. Tłumaczeniem zajęła się nidziczanka, Dorota Przybysz.

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5