Na dachu czuje się wolny

2017-08-31 07:00:00(ost. akt: 2017-08-30 13:22:23)
Leszek Kiński pracuje jako kominiarz od 36 lat. To jego życiowa pasja, ze zniecierpliwieniem czeka na każdy kolejny dzień. Na dachu ma niesamowite poczucie przestrzeni i wolności. Pracował w wielu miastach powiatowych naszego województwa, jednak przyznaje, że w żadnym z nich nie spotkał takiego ogromu kawek, jak w Nidzicy.
— Mój tata był kominiarzem, jednak nigdy nie sugerował, nie nakłaniał ani mnie, ani czterech moich braci do pójścia w jego ślady. Z perspektywy czasu wiem, że wynikało to z troski o nasze bezpieczeństwo.

Ten zawód jest ściśle powiązany z poczuciem odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jak na dachu przebywa ze mną kilka osób, to za każdym razem oddycham z ulgą dopiero w momencie, gdy zejdą na ziemię i na górze zostaję sam — mówi Leszek Kiński.

W 1981 r. ukończył technikum budowlane, zdał maturę i postanowił spróbować swoich sił w tym fachu, chociaż przyznaje, że w dziecięcych marzeniach pragnął iść do "Elektronika". W tamtych czasach jednak takiej możliwości jeszcze nie było. Najpierw pracował jako pomocnik kominiarski. Ukończył kurs, a profil szkoły średniej: wentylacja i klimatyzacja przemysłowa tylko pomagały w zawodzie.

Na wysokości czuje się bezpiecznie

— Pamiętam swój pierwszy dzień w pracy. Nie wiedziałem jeszcze jak zachowa się mój błędnik, kiedy znajdę się na wysokości. Na dachu miałem niesamowite poczucie przestrzeni i wolności. Najbardziej podobało mi się to, że nie jestem związany ze stanowiskiem pracy. Na swojej drodze spotykam wielu interesujących ludzi, jestem też blisko z przyrodą — mówi Leszek Kiński.

Tego dnia nie obeszło się jednak bez niespodzianek. — Kiedy wychodziłem przez okno rozerwały mi się spodnie na tyłku. W naszej rodzinie było wielu kominiarzy i jak się okazało, kilku z nich spotkała taka przygoda — wspomina. Podkreśla, że na wysokości czuje się bezpiecznie.

— Nie spotkałem się w przeciągu tych 36 lat pracy ze zdarzeniem, w którym kominiarz spada z dachu. Częściej z wypadkami spotykam się tu, na ziemi — mówi kominiarz. Interesuje się poezją, przyrodą, kocha ludzi i świat. Uważa że to nie przypadek, że jeden z 5 synów poszedł kominiarską drogą. — Dla mnie to nie tylko praca, to pasja życiowa. Ze zniecierpliwieniem czekam na każdy kolejny dzień — mówi.

Leszek Kiński, który szkoli czeladników i mistrzów kominiarskich. Jest przewodniczącym Państwowej Komisji Egzaminacyjnej w Olsztynie, prezesem Oddziału Olsztyńskiego Krajowej Izby Kominiarzy oraz biegłym sądowym z dziedziny kominiarstwa. Wszystko co robi, wynika z pasji. Inni kominiarze mówią do niego ,"padre", czyli ojciec. Puszcza w świat młodych, jako wykształconych mistrzów.

Wizyta kominiarza na wsi

W swojej pracy spotyka się z wieloma sytuacjami- smutnymi, radosnymi i zabawnymi. Z uśmiechem wspomina, że czasami sama jego obecność wystarczy, by kominy były drożne i działały prawidłowo.

— Dawno temu, w latach 80. kiedy jeździłem motorem WSK, zwanym wiejskim sprzętem kaskaderskim, otrzymałem zgłoszenie z jednego z dawnych państwowych gospodarstw rolnych. W domu znajdowało się kilka starszych pań, trzeba było wyczyścić komin, żeby tradycyjna kuchnia węglowa dobrze działała — wspomina Leszek Kiński.

Poszedł na strych, gdzie znajdował się komin włazowy. Żeby go wyczyścić, trzeba było wejść do środka, jak do dużej szafy. Niestety, nie mógł tego zrobić, bo drzwi były zamknięte na kłódkę, a nikt nie miał klucza.

— Już schodziłem na dół, żeby poinformować o tym panie, gdy spotkałem jedną z nich. Była bardzo zadowolona z tego, co zrobiłem. Wszystko się naprawiło, dostałem kawę, ciasto za wyczyszczenie komina. Te panie były takie szczęśliwe, że wszystko już działa, że nie miałem sumienia powiedzieć im, że nic nie zrobiłem — wyjaśnia

Budują gniada, a ludziom zabierają życie

Na co dzień mieszka w Olsztynie, jednak zlecenia wykonuje w wielu miastach naszego województwa. — Do 1989 r. w każdym mieście istniały spółdzielnie kominiarskie. Przyszedł wolny rynek i kominiarze pracują w różnych częściach Polski. Rolą kominiarza jest dbanie o drożność przewodów tak, by ludzie czuli się bezpiecznie we własnych domach — mówi Leszek Kiński.

Podkreśla, że jego zdaniem Nidzica jest specyficznym miastem. Wszystko za sprawą kawek. — Gdybym był naukowcem poświęciłbym Nidzicy trochę czasu. Kawki gnieżdżą się w kominach. To ich miejsce budowania gniazd, w nich składają jaja. To paradoks, bo żeby powstało nowe życie, na śmierć przez zatrucie narażeni są użytkownicy komina.

Jestem za ochroną przyrody, ale trzeba te rzeczy jakoś wyważyć. Spotykam kawki na co dzień, ale przez 36 lat pracy nie miałem styczności z miastem, w którym byłoby ich tak dużo, jak w Nidzicy. Zastanawiam się czy jest coś, co je warunkuje — mówi Leszek Kiński. Dodaje, że są to niezwykle pomysłowe ptaki. W ich gniazdach można znaleźć wszystko- sznurki, druty, butelki, bandaże...

— Dla kominiarzy kawki są szkodnikami, jednak ich zmysł techniczny to po prostu mistrzostwo świata — zaznacza.

zl

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. olsztyniak #2317402 | 94.254.*.* 31 sie 2017 07:33

    Ten pan Leszek pie....li jak potłuczony.Mądry bo ma fuchy związane z kominiarstwem.Niech spyta kolegów jak się czuje 65 letni kominiarz na dachu.Właśnie taki wiek obowiązuje obecnie ten zawód.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5