Nidzickie harcerstwo

2017-12-16 10:00:00(ost. akt: 2017-12-13 12:52:52)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Pierwsze lata powojenne, to także początki organizowania niezależnego od ówczesnych władz ruchu młodzieżowego na terenie Nidzicy.
Moje spotkanie z harcerstwem w powojennej rzeczywistości nastąpiło jako już uczennicy kl. VII w Szkole Podstawowej nr 1 w Nidzicy w październiku w roku 1946.

Otóż dość szybko zaaklimatyzowałam się w nowej, licznej osobowo klasie VII, która mieściła się na końcu długiego korytarza, na półpiętrze. Uczniowie tej klasy należeli do harcerstwa, które działało prężnie już o wiele wcześniej, prawie z rozpoczęciem nauki szkolnej po wojnie w 1945 roku.

Organizacja harcerska w tej powojennej sytuacji nakreśliła sobie zasady mające młodzież doświadczoną bolesnymi przeżyciami z czasów wojny zachęcić do wspólnego działania i wyzwolić optymizm oraz entuzjazm na czekające ją zadania w dorosłym życiu.

Wyrażało się to kształtowaniem charakterów harcerzy poprzez przyswajanie sobie takich wartości jak praca nad sobą, jak stać się niezawodnym przyjacielem, dotrzymywać słowa, pomagać innym i nie ulegać słabościom. Rzetelna nauka stanowiła przejaw postawy patriotycznej, aby zdobytą wiedzę można w przyszłości spożytkować dla pomyślnego rozwoju ojczyzny.


Na co dzień życie harcerskie realizowało się na zbiórkach harcerskich. Rzeczą nie małej wagi było poznać prawo harcerskie, którego zasady odnosiły się do wzajemnej pomocy, poznania otaczającej przyrody i jej ochrony.

Przygotowywaliśmy opracowania dotyczące środowiska naturalnego, jak zadbać o jego piękno i doceniać walory krajobrazu . Wycieczek czy obozów leśnych nie urządzano z prostej przyczyny - lasy jeszcze wiele lat później były zaminowane. Uczyliśmy się piosenek patriotycznych, w których brzmiały echa trudnej, często tragicznej historii Polski.

Jednocześnie poszczególne zastępy miały za zadanie przygotowanie programów artystycznych na uroczystości szkolne. Przypominam sobie nie bez nostalgii jak przyswajaliśmy sobie tańce ludowe i piosenki.

Ćwiczyliśmy z zapałem i wytrwale układy taneczne, a harcerki wybitnie utalentowane wokalnie jak Zofia Reczko, Alicja Roman i Henia Kuśkowska mogły popisywać się śpiewem, za co otrzymywały duże brawa na szkolnych występach.

Pamiętam, że wyjątkowo podobał mi się ich występ jeszcze podczas prób, ja natomiast brałam udział w każdym układzie tanecznym. Uczyłam też grupę chętnych układu tańca „krakowiaka”. Brawurowo tańczyliśmy „mazura”, nasz narodowy taniec, w aranżacji prawie równej zawodowym zespołom tanecznym, pod kierunkiem druhny Marysi Franczuk i druhny Haliny Kundeus.

W tym tańcu wystąpiłam w roli męskiej, tak jak też i druhna Wanda. Ogólnie oceniono nasze wykonanie jako nieprzeciętne, no cóż nasz narodowy „mazur” jest ekspresyjny.

Tańczyliśmy też „ zbójnickiego”, w stroju jak najbardziej stylizowanym na góralski, z przysiadami i wymachiwaniem ciupagami. Wymagało to siły i zręczności. Tańczyliśmy też do melodii Stanisława Moniuszki i słów Jana Czeczota – „ U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki, przędą sobie przędą jedwabne niteczki” – w trakcie refrenu – „która dłuższa nić „ – natrafiłam na scenie na obluzowaną deskę i spadłam w dół , zawisając na wystającej belce.

„Prząśniczki” w białych sukniach rzuciły mi się na ratunek, a zaskoczona takim obrotem sprawy widownia zdrętwiała z przerażenia, raczej nikt nie był skłonny do wybuchu śmiechu, gdyż obawiano się, że mogło mi się stać coś złego.

Wówczas istniała już jedna klasa gimnazjalna, której uczniowie w większości przybyli z dawnych, wschodnich kresów polskich. Ich drużynowym był druh Waldemar Ołubiec- mi się pięknie wpisał do pamiętnika- i był też hufcowym. Jego zastęp wykazał się również na występach szkolnych w programie humorystycznym, parodiując scenki z życia szkolnego.

Zbiórki miały miejsce w świetlicy szkolnej lub w naszej klasie, nie było osobnej harcówki. Jedna z druhen Melania Biegalska prowadziła zbiórki pod hasłem „Zabawy i gry”, wtedy ćwiczyliśmy na wolnym powietrzu, były różne gry zręcznościowe, graliśmy w „dwa ognie” lub bardziej wysportowani harcerze rozgrywali mecze siatkówki.

Zimą w karnawale urządziliśmy wspaniałą zabawę szkolną z hucznymi tańcami. Rolę wodzireja spełniał drużynowy męskiego zastępu druh Popławski z sąsiadującej w tym samym budynku szkolnym podstawówki.

Tańczyliśmy w kółeczku, potem para za parą, był odbijany po kolei tak jak wodzirej prowadził. Zauważyłam, że jeden z kolegów Tadeusz Dymek stał nieopodal sceny i przyglądał się zabawie. Postanowiłam go wciągnąć w krąg taneczny, żeby nie czuł się taki osamotniony i włączyłam go do ogólnej zabawy.

Ja tańczyłam w rozpiętym płaszczu wizytowym, jasnobeżowym, ozdobionym prawdziwym futerkiem na ramionach z przodu i z tyłu. Pod spodem miałam sukienkę też na specjalne okazje, na granatowym tle były białe margerytki z białym kołnierzykiem typu bebe’ z krótkimi rękawkami puf, wówczas moją fryzurą były krótko obcięte włosy, z przedziałkiem na bok.

Harcerski zwyczaj palenia ogniska podczas wycieczek do lasu nie był dobrze widziany, gdyż w tym czasie młodzież znajdowała jeszcze niewypały i zdarzały się również wypadki, gdy niektórzy uczniowie próbowali uruchamiać granaty lub bomby.
Nasz strój harcerski stanowiła szara sukienka, rozpinana, z chustą harcerską spiętą lilijką lub na uroczystości z kolorową, ozdobną krajką.

Odznaki harcerskie naszywaliśmy na mundurek lub beret i przepasywaliśmy się pasem harcerskim. Druhna Danka Filipowska dysponowała dodatkowo obszerną peleryną, jeszcze z czasów harcerstwa przedwojennego.

Dostała ją od starszego brata i proponowała, żebyśmy też takie sobie zdobyły lub na ten wzór uszyły, gdyż taka peleryna była przydatna podczas np. niepogody na wędrówkach i biwakach.

Chętnie naszywano na beret lub mundurek herby miast, które się zwiedzało podczas wakacji lub wycieczek. Kiedy hufcowym był Stefan Sobieszczański, a jego zastępcą druh Edward Siennicki, pełniłam rolę sekretarki hufca i odbierałam korespondencję dla naszego hufca, to już były czasy przedmaturalne.

Tymczasem ówczesne władze doprowadziły do reorganizacji, gdyż uważano, że harcerstwo nie odpowiada narzuconej w powojennej Polsce nowej komunistycznej ideologii. I na tym skończyła się nie tylko moja przygoda z harcerstwem. Wkrótce też rozpoczęłam pracę w roku szkolnym 1951/1952 w szkole w Pietrzwałdzie.

Lidia Olszewska-Moszczyńska



Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Lydia

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. He HE #2399566 | 88.199.*.* 17 gru 2017 10:32

    Dobre przygotowanie do pracy w grupie i radzenia sobie na łonie natury.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. czerwone zhp #2399475 | 89.228.*.* 17 gru 2017 07:47

    pozniej wiekszosc to towarzysze z pzpr

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5