Wrzucili mnie do basenu z zimną wodą. Było mokro, zimno, ale miło.

2018-01-18 19:20:00(ost. akt: 2018-01-18 19:13:18)

Autor zdjęcia: Andrzej Osowski

Zbigniew Słupski po ponad 30 latach ratowania ludzi z ognia, gaszenia pożarów, ratowania mienia mieszkańców przeszedł na emeruturę. Mimo to nie zamierza siedzieć bezczynnnie w domu, bo chce nadal pomagać innym.
— Zawsze chciałem pomagać ludziom, coś dobrego zrobić dla innych. Jak byłem bardzo młody to była taka akcja "Niewidzialna Ręka", w której brałem udział. Pomagaliśmy samotnej sąsiadce, której wszyscy dokuczali — wspomina pan Zbyszek.

Pomagali potrzebującym tak, aby oni o tym nie wiedzieli. Taka ukryta pomoc dawała dużo satysfakcji i radości. — I wtedy starszy brat Waldek podsunął mi pomysł, abym został strażakiem — mówi.

Po ukończeniu szkoły w Nidzicy w 1985 roku zdawał do Szkoły Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu. Następnie, już pracując, ukończył Szkołę Główną Służby Pożarniczej w Warszawie i otrzymał pierwsze szlify oficerskie.

Po ukończeniu szkoły chorążych rozpoczął pracę w straży pożarnej w Nidzicy. — Byłem wówczas najmłodszym strażakiem. Zostałem dowódcą plutonu. Wtedy komendantem był Waldek Ulatowski, a zastępcą i potem komendantem Marek Busz — mówi Zbigniew Słupski.

W 1991 roku była transformacja straży pożarnej. To był taki ważny moment. Powstała Państwowa Straż Pożarna. Niestety, mimo że w Nidzicy były dużo lepsze warunki lokalowe, Komenda Rejonowa Państwowej Straży Pożarnej powstała w Szczytnie, a Nidzica weszła w jej skład jako jednostka ratownicza.

— Dowódcą jednostki został brygadier Waldemar Ulatowski, ja zostałem jego zastępcą — mówi pan Zbyszek.

Strażaków obarczono ustawowo nowymi zadaniami, jak np. ratownictwo techniczne, nie dając im odpowiedniego sprzętu. Dlatego własnymi siłami musieli pierwszy samochód przystosować do potrzeb ratownictwa technicznego.

Gmina Nidzica kupiła poloneza tracka, a strażacy we własnym zakresie przerobili go na samochód ratownictwa drogowego. Prowadzącymi tę przeróbkę byli nieżyjący już Waldek Choliński i Włodzimierz Głogowski z Sarnowa.

— To były takie złote rączki. Wszystko potrafili zrobić — dodaje pan Zbyszek. Część sprzętu dostali z komendy wojewódzkiej. I wtedy zaczęły się wyjazdy do wypadków drogowych.

Jeden z pierwszych wypadków, do których wyjeżdżał pan Zbyszek, który do tej pory przeżywa i pamięta, to wypadek śmiertelny.

— Zginęły wtedy 4 młode osoby. Do wypadku doszło na skręcie do Janowca Kościelnego. Mercedes uderzył w tył samochodu ciężarowego marki Star. Pojechałem pierwszym rzutem. Sam musiałem obsługiwać ten wypadek. Pamiętam do dzisiaj, że kierowca głowy nie miał, dwie dziewczyny martwe były. Doktor Drozd jedną reanimował, ja zacząłem pomagać, dojechał jeszcze doktor Micuła. Nie udało się tej dziewczyny uratować — opowiada.

Drugie tak bardzo traumatyczne przeżycie to jak nie udało się uratować 6 -letniego dziecka z pożaru w Pielgrzymowie.
— Pamiętam to dokładnie. Polecenia wydawałem płacząc — mówi ze łzami w oczach. Ale praca strażaka to także zdarzenia, podczas których ratuje się komuś życie.

— Ostatnio jechałem i za Łyną, patrzę - leży człowiek, motorowerzysta. Dwie panie stoją spanikowane. On leżał na wznak. Uderzył w drzewo. Udzieliłem mu pomocy przedlekarskiej, ułożyłem w pozycji bezpiecznej. Dałem mu swoja kurtkę. Wtedy jedna z pań przyniosła koc, okryliśmy go. Miałem z nim cały czas kontakt, co jest bardzo ważne. Być może to uratowało mu życie — opowiada. I dla takich chwil warto być strażakiem.

Początkowo z wyjazdami do wypadków było trudniej. Brakowało koordynacji między służbami, czyli strażą pożarną, a pogotowiem ratunkowym i policją.

— A tylko obecność wszystkich służb na miejscu akcji w pełni gwarantuje jej powodzenie — zapewnia pan Zbyszek. Dodaje, że najlepiej było jak w Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Nidzicy siedziała pielęgniarka i strażak obok siebie.

— Kontakt był bezpośredni i wiadomo było do jakiego zdarzenia mamy wyjeżdżać. Teraz dostajemy informację z Olsztyna, że jest wypadek i jadą od nas 2 samochody, to taki standard obecnie. Często wyjeżdżamy, nie wiedząc do jakiego zdarzenia jedziemy. Potem ludzie mówią, po co ich tyle przyjechało — opowiada.

Pan Zbyszek pamięta wiele pożarów, do których wyjeżdżał. Jeden z największych to pożar Perfektu w Kozłowie oraz w Rozdrożu, gdzie paliły się magazyny.

— Pamiętam, że kiedyś zajeżdżam do pożaru w Janowie, a tam dwóch młodych mężczyzn coś robi w palącym się budynku. Coś tam wynoszą, ewakuują. Krzyczę co tam robią, a jeden z nich mi mówi, że jest tu wójtem, członkiem OSP, to ratuje. I to był obecny wójt Waldek Szymański — wspomina pan Zbyszek. Do tej pory znają się bardzo dobrze.

Czasami ogień nie jest wielki, ale daje bardzo duże zadymienie. Tak zdarzyło się w nidzickim szpitalu w 1988 roku. Miał być otworzony oddział ginekologiczno - położniczy.

— Ktoś za blisko lampę położył przy materacu. Ten jeden materac wywołał takie zadymienie, że myśleliśmy, że to wielki pożar. Najpierw wskoczył do wewnątrz Waldek Ulatowski, a ja za nim po niego.

Obaj bez sprzętu zabezpieczającego drogi oddechowe. Było tyle dymu, że gdyby byli tam chorzy, to podusiliby się dymem. Ja dociągnąłem Waldka do okna, on zaczerpnął powietrza i zauważyliśmy wiadro z wodą, którą ugasiliśmy cały pożar. Obaj wyszliśmy cali czarni od dymu. Miałem takie czarne kreski pod oczami. Nie mogłem ich domyć. Jak przyszedłem do domu, to moja żona śmiała się, że kreski sobie zrobiłem — mówi.
Nie są to jedyne zdarzenia, w których uczestniczył obecny emeryt.

Przez te 32 lata bardzo zżył się z załogą. To załoga tworzy straż pożarną. — Ważne jest zaufanie, bo każdy strażak musi wiedzieć, że jeśli coś się będzie działo to jeden pójdzie za drugim, pójdzie ratować kolegę. Jeden na drugiego musi liczyć. W straży taka jedność jest bardzo potrzebna. Podczas akcji zawsze mogłem na każdego liczyć, mimo różnic poglądów w niektórych sprawach — zapewnia pan Zbyszek.

Czy jest taki moment podczas akcji, gdy strażak nie może iść już w ogień, nawet ratować życie ludzkie? — To wynika z roty ślubowania, która mówi "Z narażeniem życia i zdrowia, ratując zdrowie i mienie drugiego człowieka" i trzeba ten obowiązek wypełniać jak najlepiej. Ale bywa taka sytuacja, że cały budynek stoi w ogniu i z zewnątrz i wewnątrz, to wchodzi się? — Tak, jeśli jest taka możliwość — mówi.

A jeżeli wiadomo, że są tam ludzie? — To trzeba się starać wejść tam zachowując zasady bezpieczeństwa. Ale o tym musi zadecydować dowódca i osoba, która ma tam wejść czy da radę, czy ma na tyle odwagi i hartu ducha, żeby wejść prosto w ogień — wyjaśnia.

Pan Zbyszek dodaje, że sam nie był w takiej sytuacji, chociaż zdarzyło mu się wyciągnąć małego prosiaczka z obory stojącej w ogniu. — Byłem młody. Pojechałem do gaszenia obory, która była w ogniu. Wbiegł do niej taki mały prosiaczek. Wszedłem za nim, złapałem go. Wyszedłem i wtedy się belki załamały. To był taki odruch.

Służba w straży to stresująca praca. Świadomość, że w każdej chwili mogą zadzwonić dzwonki alarmowe i trzeba jechać do akcji jest bardzo uciążliwa. Obecnie po traumatycznej akcji strażacy mogą liczyć na wsparcie psychologa. Dowódca po powrocie z akcji np. z wypadku drogowego, gdzie były ofiary śmiertelne siada razem ze strażakami i rozmawia. Trzeba tak normalnie pogadać o wszystkim.

— Kiedyś gasiliśmy piwnicę. Pianą zaczęliśmy zalewać. Szło się jak w piekle, bardzo gorąco, ciemno, czasami tylko rozbłyski. Wchodzimy, nie wiemy gdzie się pali, trzeba zlokalizować ogień.

Teraz jest łatwiej, bo są odpowiednie zabezpieczenia. Kiedyś byliśmy asekurowani tylko na jednej lince, teraz mamy odzież ochronną termiczną, jak kominiarka niepalna, hełmy lepsze, łączność podhełmowa. Technika poszła do przodu. Ona pomaga. Jeżeli strażak wie, że tam gdzieś jest człowiek i żyje to będzie szedł — opowiada Zbigniew Słupski.

Strażacy ochotnicy i strażacy zawodowi jeżdżą do komór ogniowych w Gutkowie. — Wchodzi się do nich w specjalnych ubraniach, wewnątrz jest wysoka temperatura, zadymienie. I każdy sprawdza, czy da radę w takich warunkach działać, pokonać stres, czy jego psychika to wytrzyma. I nie każdy przechodzi ten test pozytywnie, mimo iż wszyscy wiedzą, że są bezpieczni — mówi pan Zbigniew.

Budynek straży to drugi dom dla strażaka. Służba trwa 24 godziny. Każdy ma swoją szafkę, łóżko, gdzie może położyć się podczas dyżuru, gdy nie ma zajęć.

Strażacy mają po 2 komplety ubrań. Jak przyjeżdża się po akcji przemoczonym, to trzeba się szybko przebrać.

Strażacy są zawsze w gotowości, trzymają spodnie na butach. Jak jest alarm, wkładają nogi w buty i od razu mają spodnie nałożone.

Od pierwszego dzwonka alarmowego mają tylko minutę na wyjazd, pierwszymi kołami trzeba być już za bramą.

— Strażacy często już w samochodzie nakładają ostatnie części umundurowania. Jeśli jadą do pożaru wewnętrznego nakładają od razu aparaty ze sprężonym powietrzem, które zamontowane są w oparciu siedzenia — opowiada.

Codziennie rano odbywa się zmiana służby, podczas której przydzielane są konkretne zadania. — Każdy strażak wie do jakiego samochodu wsiada w razie wyjazdu do zdarzenia — mówi.

Z osobistych przeżyć niejako powiązanych ze służbą najbardziej zapamiętał swój ślub. — Ponieważ w dniu ślubu odbywały się wojewódzkie zawody w sporcie pożarniczym nie mogłem na nie jechać. I nie miałem szpaleru z tego powodu. Ale zamiast szpaleru strażacy przywieźli mi puchar na wesele. Zostali mistrzami województwa drużynowo, a indywidualnie Aleksander Butowicz został Mistrzem Województwa w dwuboju pożarniczym — wspomina. Mistrzostwo Województwa to była bardzo prestiżowa sprawa dla Komendy.

I drugie zdarzenie, na koniec służby strażackiej. Poprosili go koledzy, żeby zszedł do garażu i przeprowadził ostatni raz zmianę służby i w dodatku w mundurze dowódczo - sztabowym.

— Czułem, że coś przygotowali, więc dokumenty i komórkę zostawiłem. Zrobili mi szpaler, a potem wrzucili mnie do basenu z zimną wodą. Było mokro, zimno, ale miło. To taki zwyczaj strażaków, na początek i na koniec służby — opowiada.

Pan Zbyszek interesuje się myślistwem, fotografią i kulinariami. Najlepiej wychodzi mu wędzenie mięs. Dobrze robi też sushi.

Razem z żoną mają od prawie 20 lat ścisłe grono przyjaciół. Spotykają się na imieninach, urodzinach, organizują wspólne Wigilie, a przede wszystkim wspierają się.

Pan Zbyszek, mimo że jest już emerytem, nie zamierza bezczynnie siedzieć w domu. — Obecnie na emeryturze chciałbym działać w szeregach Ochotniczych Straży Pożarnych. „Ochotników” darzę wielkim szacunkiem za ich bezinteresowną pomoc, jaką niosą dla naszego społeczeństwa, Niejednokrotnie po całonocnym udziale w akcji muszą rano iść do pracy. W obecnych czasach mało już jest takich ludzi, którzy tak jak oni bezinteresownie poświęcają swój wolny czas dla dobra innych — mówi.

Andrzej Osowski o oficjalnym pożegnaniu Zbigniewa Słupskiego

Podczas uroczystego apelu, który miał miejsce w nidzickiej komendzie funkcjonariusze i pracownicy cywilni pożegnali zastępcę Komendanta Powiatowego PSP w Nidzicy bryg. mgr inż. Zbigniewa Słupskiego odchodzącego na emeryturę po 32 latach w mundurze.

Miłym akcentem była zmiana służby w nidzickiej JRG. Zastępca Komendanta Powiatowego, który od początku kariery zawodowej związany był ze służbą operacyjną, rozpoczął ją i zakończył podczas zmiany służby w podziale bojowym. Po przejściu wzdłuż szpaleru przygotowanego przez strażaków odbywających zmianę w rytm stukających toporków strażackich, przeszedł ostatni chrzest - kąpiel w zbiorniku strażackim wypełnionym wodą.

Następnie w jednej z sal nidzickiej komendy odbyło się oficjalne pożegnanie z załogą, na czele z Komendantem Powiatowym PSP w Nidzicy st.bryg. mgr.inż. Mariuszem Wilamowskim.

W spotkaniu uczestniczył również Starosta Powiatu Nidzickiego Grzegorz Napiwodzki.

W czasie swojej wieloletniej pracy zawodowej czynnie współpracował zarówno z lokalnymi samorządowcami, druhami OSP, służbami i przedsiębiorcami.

Na przełomie kilkudziesięciu lat przemian czynnie uczestniczył w tworzeniu obecnego wizerunku nidzickiej komendy oraz rozwijaniu coraz bardziej profesjonalnego systemu ratownictwa. Często wyjeżdżał do zdarzeń, dlatego też bardzo dobrze rozumiał i szanował pracę strażaka, a także ludzkie potrzeby i tragedie. Doskonale znał specyfikę służby w straży pożarnej, której poświęcił 32 lata.


ZAWODOWA STRAŻ POŻARNA
Szkoła Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu - 1 IX 1985 – 20 VI 1987 Kadet
Komenda Rejonowa Straży Pożarnych w Nidzicy - 01.VII.1987 – 30.VI.1992 Dowódca plutonu

PAŃSTWOWA STRAŻ POŻARNA
Komenda Rejonowa Straży Pożarnych w Szczytnie - 01.VII.1992 – 31.VII.1992 Specjalista
Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza Państwowej Straży Pożarnej w Nidzicy - 01.VIII.1992 – 31.XII.1998 Z-ca dowódcy JRG
Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Nidzicy - 01. I.1999 – 18.IV.1999 p.o. Komendant Powiatowy PSP w Nidzicy
19.IV.1999 – 26.III.2004 - Komendant Powiatowy PSP w Nidzicy
Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Olsztynie - 27. III.2004 – 09.X.2006 Główny Specjalista w Wydziale Operacyjnym
Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Nidzicy - 10.X.2006 – 30.XI.2017 Z-ca Komendanta Powiatowego PSP w Nidzicy

Za wzorowe wywiązywanie się z obowiązków służbowych, nienaganną służbę i wzorową postawę wyróżniony był medalami i odznaczeniami.

Ważniejsze odznaczenia
Brązowy medal za zasługi dla pożarnictwa - 30.04.1993
Srebrny medal za zasługi dla pożarnictwa - 28.04.1997
Złoty medal za zasługi dla pożarnictwa - 20.04.2001
Brązowy Krzyż Zasługi - 18.04.2001
Złoty medal za zasługi dla LOK - 26.03.2012
Złoty medal za długoletnią służbę - 08.03.2016

roz

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Klopsik #2423233 | 188.146.*.* 22 sty 2018 02:52

    Szacunek i podziękowania za służbę. Wszystkiego dobrego

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Hihi #2422316 | 178.235.*.* 20 sty 2018 14:59

    Tak trzymaj

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Hania #2421748 | 94.254.*.* 19 sty 2018 19:29

    Wujku Zbyszku z okazji Twoich dzisiejszych kolejnych urodzin życzę Ci samych wspaniałych dni na tej wypracowanej emeryturze :) i spełniania marzeń

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  4. K #2421509 | 188.112.*.* 19 sty 2018 14:58

    Świetny artykuł,samo życie, bez niepotrzebnych ubarwień. Pozdrawiam Cię Zbyszku z Elbląga.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  5. pod wrażeniem #2421308 | 46.171.*.* 19 sty 2018 11:22

    Szczerze mówiąc pierwszy raz w życiu podoba mi się artykuł w gazecie nidzickiej. Z wielkim zainteresowaniem czytałam, czytałam i jeszcze raz czytałam . Widać pasję jaką Pan posiada do swojego zawodu, chęć pomagania innym - nie tylko ludziom ( tu wspomnienie o uratowanym prosiaczku) Ten artykuł sprawił że przed oczami człowiek ma sceny z jakimi musi stawić się każdy strażak. Zawód, który zasługuje na szacunek i to WIELKI. Naprawdę uważam że pierwszy raz w końcu gazeta mnie zaskoczyła ! A nie tylko krótkie i zwięzłe odpowiedzi. Brawo Wy i brawo Strażacy ;-)

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (11)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5