Misjonarzem jest się do końca życia

2018-01-28 10:00:00(ost. akt: 2018-01-24 13:40:33)

Autor zdjęcia: PIOTR KOSCIJANCZUK

Rozmawiamy o trudnych wyborach, czyhającym niebezpieczeństwie, światłowodach i powołaniu z absolwentem Szkoły Podstawowej Nr 2, misjonarzem i autorem książki „Historie wyryte kamieniami. Misje na Madagaskarze” księdzem Tomaszem Łukaszukiem.
Na czym polega praca misjonarza?
ks. Łukaszuk: Misjonarz wyjeżdża ze swojego kraju rodzinnego, aby głosić wiarę w Jezusa Chrystusa. Misjonarze robią to na różne sposoby. Jestem w Zgromadzeniu Salezjanów ks. Jana Bosko, więc pracujemy wspólnie z dziećmi i młodzieżą. Ewangelizacja najczęściej przeprowadzana jest przez mówienie o Jezusie, Bogu, Sakramentach czy Kościele w szkołach, ośrodkach wychowawczych i internatach, które prowadzimy.

Jakie trudności towarzyszą pracy misjonarza?
Największą trudnością jest język, a dokładniej bariera językowa, gdyż trzeba w jakiś sposób dogadać się z ludźmi na miejscu, więc swój pierwszy rok na misjach spędziłem na nauce języka malgaskiego. Musiałem robić to praktycznie od podstaw, dlatego dopiero po tym czasie pierwszy raz napisałem sobie kazanie po malgasku (śmiech). Jeżeli nie umiesz mówić w miejscowym języku to jest to dość duża trudność.

Jak wyglądały przygotowania do wyjazdu?
U Salezjanów nie ma specjalnych, długich kursów. Na ulicy Byszewskiej w Warszawie jest centrum informacyjno-misyjne, w którym przyszli misjonarze mają spotkania, różnego rodzaju wykłady i wiele innych. My mieliśmy tylko miesięczny kurs w Rzymie dla wszystkich Salezjanów, którzy wyjeżdżają na misje. Tematyką tego kursu była kultura-różnica kultur, gdyż trzeba pewne rzeczy sobie uświadomić, na przykład to, że jedziemy do innego kraju gdzie są inne zwyczaje, inna kultura, inny język i na wszystko trzeba zwracać uwagę. Ten miesięczny kurs, który my mieliśmy, z jednej strony zwracał uwagę na pewne problemy, ale z drugiej był po to, by lepiej się poznać. W takich kursach uczestniczą misjonarze z całego świata.

Czy po dotarciu na miejsce tamtejsi mieszkańcy przyjęli księdza z serdecznością, czy raczej z pewnymi obawami?

Tam gdzie przyjeżdżałem byłem bardzo mile witany. Pamiętam swoją pierwszą misję w Bemaneviky, gdzie spędziłem 4 lata.
Gdy ludzie nas zobaczyli, a byłem tam pierwszy raz, razem z dwoma aspirantami, którzy dopiero przygotowywali się do wstąpienia do Zgromadzenia podarowali nam dwie kury i worek ryżu na dobry początek. Bardzo się cieszyli, że przyjechał ktoś nowy. Tam, gdzie dojeżdżaliśmy na mszę świętą ludzie byli bardzo zadowoleni, pełni entuzjazmu i wdzięczności. Bardzo dbali o misjonarzy.

Co spowodowało, że zdecydował się ksiądz na pracę misyjną?

Poczułem w sobie takie przynaglenie, że chciałbym wyjechać. Wiele razy słyszałem, że mam dar do języków, więc pomyślałem, że trzeba to wykorzystać. Musiałem mieć w sobie samozaparcie, żeby uczyć się języka, którego nikt w Europie nie używa. Po drugie, chciałem też robić coś dobrego dla innych. Właściwie dopiero na ostatnim roku formacji wyraziłem chęć wyjazdu na misję.

Jakie były księdza pierwsze wrażenia po dotarciu?

Najbardziej mnie zaskoczyła bieda, a raczej ubóstwo tam panujące. Większość nie ma nic. Żadnego ogrzewania, oświetlenia, wody oraz dojazdu do miasta, gdzie najbliższe oddalone jest o około 2 godziny jazdy. Chociaż w większych miastach można spotkać światłowód, dostęp do Internetu oraz bieżącą wodę.

Jak wyglądały pierwsze kontakty z tamtymi mieszkańcami?

Plusem było to, że znam język francuski. Na Madagaskarze spotykałem wiele osób posługującym się właśnie tym językiem. Moja nauczycielka języka malgaskiego również mówiła po francusku, więc z większością można było się dogadać.

Jedyną trudnością na początku było szukanie osób ze znajomością języka francuskiego. Pierwsze kazania były tłumaczone. Ja mówiłem po francusku, a ktoś tłumaczył z francuskiego na malgaski.

W tym czasie miałem już także konkretne zadania, takie jak: przygotowania do chrztu, odprawianie mszy świętej, zacząłem również wtedy spowiadać po malgasku, jeździć do szkół salezjańskich. Był to dla mnie pewnego rodzaju sprawdzian, by już zacząć trochę odbiegać od francuskiego i zacząć mówić po malgasku.

Czy napotkał ksiądz na Madagaskarze jakieś zagrożenia?

Na Madagaskarze największym problemem są wszelkiego rodzaju choroby. Jedną z nich sam też przechodziłem. Był to półpasiec, na szczęście rozległy, a co za tym idzie krótkotrwały. To tak, jakby ktoś wylał na ciebie wrzątek i nie wiesz co z sobą zrobić. Dlatego choroby tam są czasami bardzo ciężkie. Drugie niebezpieczeństwo nastąpiło w 2009 roku, określane jako „przewrót madagaskarski".

Miejscowa ludność postanowiła znieść prezydenta, który zagrabił wszystko i robił, co chciał. Ludzie się zbuntowali, a przeciwko nim wystąpiło wojsko, dlatego były to dość niespokojne czasy. Mimo tego, misjonarze byli bardzo szanowani. Oprócz wiary chrześcijańskiej nieśliśmy także rozwój- inwestujemy w szkoły, ośrodki zawodowe, wychowawcze, sierocińce i wiele innych.

Czy Madagaskar jest chętnie odwiedzany przez turystów?

Tak i to bardzo. Wiele osób przyjeżdża w poszukiwaniu dziewiczych terenów, które są nieskażone ludzką obecnością. Jeśli ktoś chce wygód udaje się obok na Seszele lub Mauritius. Z kolei osoby kochające naturę przybywają w głąb Madagaskaru, gdzie można spotkać aleje baobabów, mających nawet 300 lub 400 lat lub park, w którym można zobaczyć „krajobraz księżycowy".

Czy misjonarzem jest się do końca życia?
Są misjonarze, którzy żyją do końca w miejscu, gdzie zaczęła się ich droga misyjna, a czasami jest tak jak w moim przypadku. Miałem operację, 10 lat się skończyło i wróciłem do Polski. Wiele ludzi mi tu teraz powtarza, że: „Ksiądz był, jest misjonarzem i nadal będzie przedstawiany jako misjonarz”. Dlatego z całą pewnością mogę powiedzieć, że misjonarzem jest się do końca życia.

Tęskni ksiądz za Madagaskarem?
Próbuję cieszyć się tym miejscem, w którym żyję. Mieszkając na Madagaskarze w małej wiosce cieszyłem się, że nie ma prądu i wody, ale jest Słońce, ciepło, można spędzić czas razem, posiedzieć, pogadać. Obecnie mieszkając w Warszawie mam młodzież, która jako wolontariusze będzie pracować na misjach i korzystać z doświadczenia, które ja zdobyłem. Dlatego widzę też sens bycia tutaj.

Co chciałby ksiądz jeszcze zrealizować?
Moim marzeniem jest, aby to, co zapoczątkowałem dalej się rozwijało. Jest wiele młodych osób, które skorzystały z pomocy z Polski, dzięki temu mogły się uczyć w liceum, poszły na studia. Mam nadzieję, że będzie to nadal kontynuowane, chociaż mnie już tam nie ma. A w Polsce na tyle ile mogę mówię o misjach i pomagam swoją wiedzą tym, którzy tak samo jak ja wybrali drogę misyjną.

Co czuje ksiądz, gdy wraca tu do swojej szkoły?
Mam bardzo miłe wspomnienia związane z Dwójką. Zawsze jestem tu przyjmowany z serdecznością i gościnnością. Niedawno mieliśmy spotkanie po 25 latach, na którym oglądaliśmy zdjęcia z zakończenia ósmych klas, słuchaliśmy hitów oraz wspominaliśmy dawne czasy.

Czuję się bardzo związany z tą szkołą i mam wdzięczność za to, że spędziłem tu pięknych osiem lat swojego życia. Patrząc także na Nidzicę, widzę jak te miasto z perspektywy czasu bardzo szybko się rozwinęło.

Czy ma ksiądz jakieś wskazówki dla młodzieży, która chciałaby wyjechać na misje?
Mam ogólne rady dla wszystkich uczniów – wykorzystujcie swój czas na poznawanie świata, kontakt z nowymi ludźmi. Uczcie się języków, ponieważ otwiera to nowe horyzonty i pomaga w lepszym odkryciu, tego, co znajduje się dookoła. Pomaga to w spojrzeniu na świat z innej perspektywy.
Bardzo dziękujemy księdzu za rozmowę.

Patrycja Kowalska i Weronika Madyś


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Źródło: Artykuł internauty

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5