Podczas egzaminu musiałem zagrać kurę, która znosi złote jajka

2018-06-10 17:00:00(ost. akt: 2018-06-13 19:30:28)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

NASZA ROZMOWA\\\ Mateusz Smoliński z Nidzicy na egzaminie do szkoły aktorskiej musiał zagrać kurę, która znosi złote jajka, zagrać striptizera i jednocześnie mówić fragment „Chłopów” Reymonta, a za chwilę mówić monolog Klaudiusza.
— Kilka słów o sobie, szkole ..
Urodziłem się w Nidzicy, wychowywałem się w Bartoszkach. Mam trójkę rodzeństwa, jestem najmłodszy. Obecnie mam 26 lat.
Do szkoły podstawowej i gimnazjum chodziłem do „Dwójki”. Potem było Liceum Ogólnokształcące „dołek” o profilu matematyczno-geograficzno-historycznym. Długo zastanawiałem się jaki profil wybrać.

Nie myślałem o profilu humanistycznym. Profil matematyczno-geograficzno-historyczny wydawał mi się wtedy najbardziej rozsądny, bo to ciekawe połączenie nauk ścisłych z nauką humanistyczną. Bardzo miło wspominam czasy liceum. Byłem ostatnim rocznikiem, którego uczył Jerzy Duliasz. Był przez rok moim wychowawcą. Potem naszą klasę przejęła Dorota Ściślewska.
Byłem gospodarzem klasy i nosiłem sztandar szkoły na uroczystościach. Dzięki projektom realizowanym w szkole poznałem wiele ciekawych osób z Litwy, Słowacji, Węgier, Turcji i Włoch. I prowadziłem raz konkurs Prozy i Piosenki Francuskiej na zamku. Działo się na tym naszym „dołku”.

— Po maturze czas na studia. I wybrałeś ...

— Zawsze chciałem studiować w dużym mieście. Nie bałem się tego. Lubię wyzwania. Wychowywałem się w małej wiosce i miałem zawsze niedosyt „dziania się”. Momentami zazdrościłem kolegom, że mieszkają w mieście i, że mają większy dostęp do wszystkiego.

Ale jestem wyznawcą zasady „wszystko jest po coś”. Ciekawość świata i ludzi, determinacja i wiara w swoje możliwości są chyba najważniejsze.

Równie dobrze mogłem pójść na studia do Olsztyna, ale dla mnie osobiście byłoby to za mało, bo mój charakter podpowiada mi „chcesz więcej, mierz wyżej”. I to jest kwestia posłuchania siebie i swojej intuicji.

Nie myślałem wtedy o zdawaniu na aktorstwo. Pamiętam, że kilka razy wchodziłem na strony internetowe Wydziałów Aktorskich i sprawdzałem wymagania odnośnie egzaminów wstępnych. Nic więcej z tym nie robiłem.

Złożyłem papiery na studia do Gdańska, Warszawy i Olsztyna. Dostałem się do Warszawy na Zarządzanie i Inżynierię produkcji na SGGW. Skończyłem I stopień tych studiów. Jestem dyplomowanym inżynierem z zakresu organizacji produkcji spożywczej. Ale umówmy się, te studia to była pomyłka.

— I co z tą pomyłką zrobiłeś ?

— Pomysł zdawania na studia aktorskie pojawił się na II roku moich poprzednich studiów. Ówczesne studia nie do końca mnie satysfakcjonowały. Szukałem jakiejś alternatywy.

Czasem trzeba też coś porzucić, żeby powstało coś nowego. Ja tak zrobiłem. Nie kontynuowałem dalej studiów inżynierskich, tylko wybrałem aktorstwo.

Zaczęło się od tego, że kolega zaprosił mnie do przeczytania kilku wierszy na jego wieczorze poetyckim. Potem zrobiliśmy kilka amatorskich spektakli w Domu Kultury na Starym Mieście w Warszawie. Wiele osób pytało mnie wtedy, czy zdaję na aktorstwo, bo widzą potencjał. No i machina ruszyła.

— Miałeś jakieś doświadczenia aktorskie poza tymi w Warszawie?

— Tak. Miałem doświadczenia aktorskie. Mam zdjęcie w domu kiedy w „Dwójce” na akademii z okazji pierwszego dnia wiosny mówię wierszyk „Wiosna”, trzymam w ręku koszyk z jabłkami i mam na głowie wianuszek z liści. Tak, że debiut sceniczny był. Mogłem mieć wtedy 7 lat. Zawsze lubiłem tańczyć.

W podstawówce chodziłem na zajęcia z tańca nowoczesnego w Nidzickim Klubie Sportowym „TAN”. W gimnazjum wspólnie z Marzeną Borkowską, instruktorką taneczną, zrobiliśmy spektakl „Koty dachowe”. Grałem też „Pana Młodego” w inscenizacji Wesela Mazurskiego w Garncarskiej Wiosce.

— Te doświadczenia pomogły Ci w egzaminach? Czy szukałeś pomocy gdzie indziej?
— Oczywiście, że szukałem. Jednocześnie pracowałem, pisałem pracę inżynierską i przygotowywałem się do szkoły teatralnej. Przygotowywała mnie wspaniała aktorka Dorota Zięciowska. Pomagała mi w wyborze tekstów i ich interpretacji.

W lutym 2015 roku obroniłem inżyniera, a w czerwcu podchodziłem do egzaminów na Wydziały Aktorskie. Zdawałem wszędzie czyli do Warszawy, Krakowa, Łodzi i Wrocławia.

— Jak wyglądał egzamin?

— Na egzamin wstępny trzeba przygotować interpretację kilku tekstów pisanych wierszem, kilka prozą i dwie piosenki. Muszą to być teksty zróżnicowane, żeby pokazać wachlarz swoich umiejętności.

Sprawdzany jest ruch, umuzykalnienie i rytmika. Najważniejsze są jednak zadania aktorskie, które dostaje się na egzaminie.

Ja musiałem zagrać kurę, która znosi złote jajka, miałem zagrać striptizera i jednocześnie mówić fragment „Chłopów” Reymonta, a za chwilę musiałem mówić monolog Klaudiusza z Hamleta do Anny Dymnej. Miałem sobie wyobrazić, że potrąciłem śmiertelnie jej córkę i, że tym tekstem z Hamleta mam ją prosić o wybaczenie.

Do Krakowa zdawało wtedy 1300 osób, a musieli wybrać 30 osób (15 dziewczyn i 15 chłopaków).

W Warszawie odpadłem na pierwszym etapie. Miałem finał w Krakowie i Łodzi. Dostałem się do Krakowa i Łodzi. Wybrałem Kraków przez profesorów, którzy tam uczą i przez urok miasta. Obecnie jestem na III roku na kierunku aktorstwo dramatyczne w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie.

— Łatwo jest inżynierowi studiować aktorstwo?
Studia aktorskie to nie jest łatwe poletko. Człowiek prawie na 5 lat odcina się trochę od rzeczywistości. To bardzo kameralne studia.

Cała szkoła liczy około 150 osób łącznie z profesorami. Wszyscy znamy się z imienia i nazwiska, nie ma anonimowości.

Zajęcia trwają cały dzień. Od 7:45 do 22:00. Często wychodzimy ze szkoły po 23, bo oprócz zajęć trzeba jeszcze zrobić samemu próbę na kolejne zajęcia. I tak dzień w dzień.

Mamy zajęcia z wiersza, prozy, tańca, rytmiki, piosenki, pantomimy, solfeżu, scen klasycznych, scen współczesnych, basenu i wf-u. Dodatkowo weekendami mamy warsztaty z różnych technik aktorskich, warsztat z pracy z kamerą, warsztat z castingu. Szkoła zajmuje nam 7 dni w tygodniu. Można się do tego przyzwyczaić. Jeśli robisz to, co lubisz to ten czas inaczej mija.

— Dlaczego aktorstwo jest fascynujące?
— Bo to niekończąca się podróż w poznawaniu siebie, a przede wszystkim drugiego człowieka. Marzy mi się teatr, w którym ludzie wychodząc po spektaklu czują rodzaj jakiejś zmiany, rodzaj jakiegoś duchowego oczyszczenia, że podczas spektaklu mogą przejrzeć się jak w lustrze, zobaczyć swoje piękno jak i pokłady tej ciemniejszej strony człowieka.

— Występowałeś już na profesjonalnej scenie?
— Na II roku zagrałem w egzaminie u mojego kolegi z Wydziału Reżyserii Dramatu. Był to monodram na podstawie dramatu „Oni” S. Witkacego. Mój monodram bardzo się spodobał profesorom i zostaliśmy zakwalifikowani do konkursu Młodych Reżyserów. Zajęliśmy drugie miejsce.

W jury była dyrektorka Teatru Studio, której monodram również się spodobał. Dzięki temu zostałem zaproszony do nowego spektaklu „Kartoteka rozrzucona” w reż. Radka Rychcika w Teatrze Studio w Warszawie. Był to mój teatralny debiut.

Zagrałem dwie postaci. Partyzanta Wronę i Nauczyciela, który przeprowadza maturę. Odbyliśmy długie rozmowy z reżyserem w celu „dobrania” się do naszych postaci. Praca nad spektaklem była ciekawa i wiele się z niej nauczyłem.

— Grałeś z zawodowymi aktorami. Nie deprymowało Cię to?

— Na początku bałem się starcia z tymi wszystkimi znanymi aktorami, z którymi gram. Niepotrzebnie. Przyjęli mnie w zespole bardzo ciepło i zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Nie traktowali mnie jak studenciaka tylko jak normalnego partnera scenicznego. Za to im bardzo dziękuję.

— A z tremą jak sobie radzisz?

— Trema przed spektaklem zawsze jest, raz większa, raz mniejsza. Z wiekiem jest coraz mniejsza, ale nigdy nie znika. Tak powiedzieli mi starsi koledzy aktorzy. Ale kiedy już się wejdzie na scenę, to po kilku chwilach trema i stres mijają. Jest wiele sposobów na walkę ze stresem i tremą. Ja preferuję ćwiczenia oddechowe, które rozluźniają ciało, a przede wszystkim mięśnie.

— Twoje plany na przyszłość?

— Zostaje mi jeszcze 1,5 roku studiów. Na 4 roku czeka mnie praca nad przygotowaniem dwóch spektakli dyplomowych, które mają pokazać nasze umiejętności, które do tej pory nabyliśmy.

Będziemy pracowali z bardzo cenioną reżyserką teatralną Mają Kleczewską, czego nie mogę się doczekać.

W lipcu zaczynam próby do spektaklu z okazji 74 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Premiera 1 sierpnia w siedzibie Muzeum Powstania Warszawskiego.

Będę miał okazję znowu spotkać się w pracy z wybitnymi aktorami m.in. Haliną Rasiakówną, Ewą Błaszczyk, Bartkiem Porczykiem. A po studniach chciałbym się przenieść do Warszawy.

Na razie cieszę się jeszcze z uroków studiowania. I zapraszam na spektakl „Kartoteka Rozrzucona” w reż. Radka Rychcika w Teatrze Studio w Warszawie.

rozmawiała Halina Rozalska


Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Tom #2516615 | 83.3.*.* 10 cze 2018 17:28

    gratulacje super :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

  2. super #2516796 | 5.174.*.* 10 cze 2018 22:33

    gratulacje !!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  3. Nidzica !!!! #2516895 | 46.170.*.* 11 cze 2018 07:53

    Nidzica to przede wszystkim ludzie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  4. :) #2518787 | 94.254.*.* 14 cze 2018 07:50

    A ja się zastanawiałam, kto lata temu grał pana młodego w wiosce garncarskie, gdy grałam tam druhne!

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5