Budzę się szczęśliwa z myślą, że mogę do ręki wziąć szydełko

2018-06-30 16:00:00(ost. akt: 2018-06-29 12:57:48)
Jolanta Jastrzębowska pracowała w kasie biletowej PKP. Teraz pielęgnuje ogród i szydełkuje. Swoją pracę wykonuje z sercem. Na drutach zrobi wszystko. Od kolczyków, broszek przez bluzeczki, aż do poduszeczek czy sukienek.
Kontakt z rękodziełem ma Pani praktycznie od zawsze. Jak narodziło się Pani zamiłowanie do tego typu prac?

Odkąd pamiętam moja mama robiła na drutach. W ten sposób zarabiała na chleb. W tamtych czasach modna była wełna owcza, z której wykonywała wzory norweskie. Pamiętam, że jako dwuletnie dziecko przypatrywałam się mamie, która siedziała na dużym krześle i z wielką uwagą robiła na drutach. Wtedy właśnie, trzymając w ręku kłębek włóczki i jeden drut płakałam i marzyłam, żeby robić takie oczka jak mama.

W czwartej klasie szkoły podstawowej zrobiłam pierwszy szaliczek. Potem zaczęłam robić wszystko, co się da. Szyłam ubranka dla lalek, czapeczki, sweterki, szaliczki dla ciotecznych sióstr i braci, rajstopy. W podstawówce miałam zajęcia praktyczno-techniczne z bardzo fajną nauczycielką, panią Zaroń. Pamiętam jak pani podzieliła klasę na dwa zespoły i pokazywała jednej grupie jak się robi na szydełku, ja natomiast uczyłam drugą. Czułam się wtedy dobrze, taka doceniona.

Pracowała Pani w kasie biletowej PKP. Skąd powrót po latach do pasji z dzieciństwa?

Gdy pracowałam jeszcze w kasie biletowej, marzyłam zawsze o czasie dla siebie. Siedem lat temu zaczęła się moja przygoda z Kamionką. Mówili mi wtedy ,,Jola, jest fajny projekt w Garncarskiej Wiosce".

Z szydełkowaniem byłam na bieżąco, bo robiłam swetry dla męża, które bardzo lubił, kostiumy na tańce i realizowałam różnego rodzaju zamówienia rodziny. Włączyłam komputer i zaczęłam czytać o Garncarskiej Wiosce. Wpadłam na pomysł, żeby zrobić palmę wielkanocną na szydełku. Zajęłam II miejsce i to zainspirowało mnie do dalszej pracy. Wszyscy dziwili się, że takie rzeczy można robić na szydełku.

Kto jest odbiorcą Pani prac?

Swoje prace wystawiam na jarmarkach bożonarodzeniowych, wielkanocnych, w skansenach, na targach, festynach czy koncertach. Jeżdżę regularnie i mam swoich odbiorców. Jeżeli chcę wystawić się na targach, muszę mieć różnorodny asortyment. Robię wtedy kolczyki, broszki, bluzeczki, pocztówki, poduszeczki na obrączki, rękawiczki, dodatki na chrzest, komunię... wszystko, co tylko można zrobić na szydełku czy na drutach. Jest to praca bardzo czasochłonna, ale gdy wykonuję ją z miłością to kładę się i budzę szczęśliwa, że mogę szydełko wziąć do ręki.

Prace ręczne sprawiają mi radość, na ogół zaczynam około 10 różnych rzeczy, a to chusteczka, a to sweterek, sukieneczka i robię to, na co w danej chwili mam ochotę. Na początku byłam nastawiona na to, żeby jak najwięcej osób kupiło moje prace, lubiłam jak mówili że są fajne. Teraz mam inaczej. Już nie czuję żalu, że czegoś nie sprzedałam. Czerpię radość z samej rozmowy z ludźmi, z przyjemnością słucham także o ich pasjach.

Skąd czerpie Pani inspiracje?

Śledzę projekty w Internecie i na facebook'u. Oglądam to, co ludzie robią, zachwyca mnie to, że potrafią wykonać, tak piękne rzeczy. To może być tylko mały element, fragment całej pracy, a ja już wyobrażam sobie jak go połączyć z innym. Czasami jak coś zobaczę i mam wenę potrafię siedzieć do czwartej rano i dziergać.

Zapisałam się do grupy Szydełkomaniaczek, to zwariowane, cudowne kobietki. Nie ma między nami rywalizacji, pokazujemy sobie swoje prace, wymieniamy opiniami. Jesteśmy grupą szalonych kobietek, które łączy miłość i wspólna pasja. Inspiracją może być wszystko, a to jakiś ptaszek, a to zajączek, niekiedy przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Pamiętam, jak byliśmy kiedyś na koncercie Kazika.

Zobaczyłam tam popękana szybę. Nie mogłam oderwać od niej oczu, od razu zobaczyłam w niej broszkę. Po powrocie do domu intensywnie myślałam, jak tę wizję zrealizować. Początkowo nawlekałam kryształki na nici, ale to nie było to. Wzięłam taki szary sznureczek i małe koraliczki, wychodziły piękne broszki. Rozchodziły się niesamowicie, robiłam je i sprzedawałam przez trzy miesiące.

O czym Pani myśli przy szydełkowaniu?

Gdy mam do zrobienia trudny wzór, liczę oczka, bo na pomyłkę nie można sobie pozwolić. Wtedy wzór wychodzi krzywo. Kiedy jestem zmęczona, biorę coś przy czym mogę odpocząć.

Myślę wtedy o różnych rzeczach, czasami przypomina mi się coś z dzieciństwa, innym razem myślę o rodzinie, o ogrodzie. Robię teraz album swoich prac z opisami uczuć, które towarzyszyły mi przy ich wykonywaniu. Zarówno robótki ręczne, jak i prace w ogrodzie, przynoszą mi mnóstwo radości. Żyję teraźniejszością, pracuję na full i mam pokój w sercu. Nieważne o której bym nie wracała do domu, chociaż na pół godziny muszę usiąść i porobić na szydełku.

Czy jest jakiś etap pracy, którego szczególnie Pani nie lubi?

Nie lubię wykańczać. Podczas pracy, kiedy mam ochotę zrobić np. sukieneczkę to siadam i spokojnie ją robię, bez presji. Ale czasami robię coś na zamówienie. Wtedy nie mogę pozwolić sobie na odkładanie na później, myślenie ,,ach jeszcze zdążę". Muszę się przyłożyć i wywiązać ze zlecenia.

Szczególnie w pamięć zapadła mi sukieneczka komunijna. Wyszło sporo zamieszania, bo pomyliłam terminy. Dwie noce siedziałam i bez przerwy dziergałam, żeby wyrobić się na czas. Ale przyznaję, że wyszła śliczna. Wszystko co robię, staram się wykonywać od początku do końca z sercem. A tę sytuację wspominamy do dzisiaj.

Jakie prace zapadły Pani szczególnie w pamięci?

Zrobiłam kiedyś na szydełku chustę dla mamy. W ubiegłym roku zapytała mnie czy chcę tę chustę, którą jej zrobiłam jej w siódmej klasie. Byłam w szoku, że mama ma ją do tej pory. Wzięłam ją i noszę. W ogóle mama widząc moje prace, dziwi się skąd ja się tego wszystkiego nauczyłam. A to przecież dzięki niej.

Moje córki nie szydełkują, ale są uzdolnione artystycznie w innych dziedzinach. Potencjał widzę w starszej wnuczce, która jest na etapie robienia pomponików.
Do dziergania motywował mnie mąż. Mieliśmy biuro przy ul. Żeromskiego, przez 2-3 lata siedziałam przy piecyku i robiłam różne rzeczy.

Ludzie przychodzili, pytali, kupowali. Pewnego dnia przyszła pani po 80-tce i zapytała czy robię chusteczki. Odpowiedziałam, że owszem, kiedyś robiłam, ale teraz już nie. Pani nieśmiało zapytała czy zrobiłabym dla niej dwie. Jedną koronkową, a drugą z białym hafcikiem.

Chciałaby mieć elegancką chusteczkę, żeby móc w kościółku rozkładać, a drugą przygotuje wnuczce, żeby jej tę chusteczką i różaniec do trumny włożyła. Zostawiłam wszystko i podjęłam wyzwanie. Chociaż nie było łatwo, bo teraz praktycznie nie można już dostać takiego materiału.

Plany na przyszłość?

Zawsze marzyłam o własnym domu, w którym będę miała zrobione przez siebie firany. Staram się wszystko wykonywać ręcznie, bombki, dzwoneczki, gwiazdki na choinkę, na szydełku robione świeczuszki, zazdrostki. Teraz będę robiła abażury.

zl

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Pani redaktor #2528499 | 83.24.*.* 30 cze 2018 16:40

    pięknie opisała pasję naszej zdolnejj mieszkanki.Gdyby wszyscy tak chętnie angażowali się w życie społeczne ,tyle dawali od siebie ,życie byłoby fantastyczne.Tak trzymajcie kobietki.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  2. ....... #2529155 | 5.60.*.* 2 lip 2018 10:14

    piękne

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5