Warneland- Ultramaraton Warmiński

2018-05-25 19:00:00(ost. akt: 2018-05-25 17:56:27)

Autor zdjęcia: Andrzej Marcjanik

Gdy jesteś dzieckiem, wszyscy wmawiają ci, że jesteś w stanie osiągnąć wszystko. Ludzie dorośli w pewnym momencie swego życia przestają w to wierzyć. A ja chyba ciągle nie chcę przestać............
100km to daleko. Nawet jadąc samochodem odległość taka nie pozostaje obojętna.
Mówiąc, iż zamierzam tyle przebiec najczęstszym pytaniem jakie słyszałem w odpowiedzi było "Po co ?".

Odpowiedź nie jest prosta. Sto kilometrów jest dystansem niebagatelnym. Nikt nie zdaje sobie chyba do końca sprawy z faktu, iż ja sam przebiegłem ponad 12 razy tyle podczas przygotowań do tegoż.

Były to kilometry trudne - pełne błota, żaru z nieba, deszczu oraz mrozu lecz w ich efekcie nie sprawdzałem do końca nawet pogody na jedną z największych dotychczasowych przygód mojego życia.

Warmaland wypadł idealnie logistycznie oraz technicznie, gdyż był blisko oraz po terenach mi znajomych. Start odbył się z plaży olsztyńskiego jeziora Ukiel o 3 rano.

Już pierwsze kilometry narzuciły stosowny podział grup na prowadzącą oraz zaliczającą dystans w limicie. Jako że ostatnimi czasy czułem się naprawdę dobrze postanowiłem powalczyć.

Początkowe godziny biegu pozwoliły mi uplasować się na 4-5 pozycji w kat. open. Na tejże właśnie wbiegałem razem z Anią Karolak ( ostatecznie 1 msc. K oraz 5 OPEN ) na 1 oraz 2 punkt żywieniowy.

Na każdym wspierany byłem fachowo przez swą nieocenioną żonę - na lewo i prawo zagrzewającą wszystkich do walki oraz zaznaczającą jaki klub przyjechaliśmy reprezentować.

Na drugim punkcie żywieniowym postanowiłem zająć się swymi stopami. Wymiana skarpet nie była wcześniej przez nas testowana w warunkach startowych i skutkiem zamieszania powstałego przy tej błahej niby czynności spędziłem na punkcie ok 12 min zamiast planowanych maksymalnie 5.

Szkody tym spowodowane odczuwałem niestety, aż do końca - między innymi wyprzedził mnie Paweł Ślusarczyk ( msc. 4 OPEN ) i nie oddał przewagi aż do końca, a ja musiałem wykonywać brawurową 50km ucieczkę przed goniącym mnie przez 5h Jarosławem Łaskarzewskim ( msc. 7 OPEN ).

Bardzo doskwierały mi również przez następne 30km bóle mięśniowe nóg oraz źle dobrana taktyka odżywcza.

Ostatecznie 3 punkt żywieniowy na 80km i wykonany tam ekspresem serwis postawił mnie na nogi ( o ile można tak powiedzieć po 8h napierania ) i siłą woli uplasowałem się ostatecznie z czasem 10h 46min 33s na miejscu 6 kat. OPEN oraz 5 kat. M.

Na mecie ku memu zaskoczeniu czekały na mnie dzieci wraz z rodziną, lecz w amoku nie zarejestrowałem ich przez dobrych chwil kilka.

Wzruszenie i łzy zagłuszyły cały świat dokoła.
Przeżyłem cudowną przygodę. Ciężko mi do końca słowami tu opisać wam ją tak jednoznacznie. Sam do końca nie rozumiem tego co przeżyłem. Wiem, że nie chcę już niczego innego.

Podczas tych 11h myślałem dużo o odpowiedzi na pytanie o jakim pisałem na wstępie. "Po co ?". Gdy jesteś dzieckiem, wszyscy wmawiają ci że jesteś w stanie osiągnąć wszystko. Ludzie dorośli w pewnym momencie swego życia przestają w to wierzyć. A ja chyba ciągle nie chcę przestać............

Maciej Wasilewski

Nigdy poważnie nie myślałem o przebiegnięciu ultramaratonu. Dla mnie to jakiś kosmos, zabawa dla cyborgów. Ale też z drugiej strony jeszcze dwa lata temu myślałem, że nigdy w życiu nie poradziłbym sobie z maratońskim dystansem i mile się zaskoczyłem.

Do ultra pchała mnie ciekawość, a i korzystny splot zdarzeń nie był obojętny. Termin Ultramaratonu Warmińskiego WARNELAND wypadał prawie równo miesiąc po terminie Maratonu w Gdańsku, więc przygotowanie i wybiegane w nogach kilometry już były.

Byle tylko przez ten miesiąc jakoś podtrzymać formę. No, ale im bliżej dnia startu tym więcej wątpliwości: przecież dystans krótszej opcji ultra 50+ to około 53km – niby tylko 10km więcej niż maraton ale po trzydziestym kilometrze biegu już każdy kilometr boli i nadchodzą kryzysy.

A do tego zamiast płaskiej powierzchni asfaltu teren mocno pagórkowaty dający się we znaki. Bardzo brałem sobie do głowy wszelkie rady i podpowiedzi Maćka, który jest jedynym znanym mi osobiście doświadczonym ultramaratończykiem i powoli budowałem sobie w głowie plan jak pokonać ten morderczy bieg.

Dzień przed biegiem już po skompletowaniu ekwipunku (a sporo tego trzeba było ze sobą zabrać i dźwigać na plecach przez cały bieg) jeszcze raz zerknąłem na listę startową i znalazłem na niej jedyną znajomą mi osobę – Andrzeja. Skontaktowałem się z nim i okazało się że plan biegu mamy podobny. Sukces – nie będę sam o ile wytrzymam wspólne tempo.

Wyjechałem z domu o 3 nad ranem. Olsztyn przywitał mnie grupkami niedobitych studentów wracających z Kortowiady.

Gdy zajechałem na miejsce startu przywitała mnie pustka i cisza. Wziąłem się za pakowanie plecaka i przebieranki. Po jakimś czasie zaczęli przybywać kolejni zawodnicy, a wśród nich Andrzej. Pogadaliśmy sobie, dopięliśmy plan i udaliśmy się na miejsce startu.

Było mi strasznie zimno, ale pocieszałem się tym, że zaraz zaczynamy i że po kilkunastu minutach już będzie komfort.


Pierwsze kilometry były łaskawe i trzeba było się hamować, aby trzymać się założeń planu. Chciałem do punktu kontrolnego znajdującego się mniej więcej w połowie dystansu biec ciągiem i nie przechodzić do marszu nawet na chwilę, nawet na podbiegach.

Nie było to łatwe, ale się udało. Trasa była bardzo fajnie poprowadzona przez co leśne i miejscami strome ścieżki nie dawały się aż tak we znaki.

Oznakowanie trasy też było bardzo dobre choć miejscami dla pewności posiłkowałem się wgranym w zegarek trackiem GPS udostępnionym wcześniej przez organizatora.

Miałem ze sobą słuchawki ale grzechem byłoby chyba użycie ich i zagłuszenie odgłosów natury. Poranny bieg wzdłuż Łyny był bardzo przyjemny. Ale po niespełna dwóch godzinach czułem już zmęczenie w nogach.

Zerknąłem na zegarek. 23km za mną. „Jeszcze tylko 30km i zaliczone” – pomyślałem. Dobiegłem do punktu kontrolnego gdzie totalnie się zamotałem. Wypiłem z „przednich” bidonów resztki izotonika, żeby zrobić miejsce na uzupełnienie.

Okazało się, że poprzez bieg z tabletkami izotonika w tubie zamieniły się w proszek. Po zapakowaniu się w plecak i zjedzeniu buły z serem, pomidora i kawałka pomarańczy zobaczyłem, że niestety Andrzej już mi gdzieś uciekł.

Zostałem sam, ale plan jak na razie wykonany wzorowo. Pozostała część planu zakładała luźny bieg ze spokojnymi podejściami pod wzniesienia, a te nie rozpieszczały. Zwłaszcza piaszczyste podłoże dawało się we znaki.

Ta część trasy była już zdecydowanie bardziej bezludna. Tylko miejscami widać było jakiegoś zawodnika. Tu też przydał się wspomniany wcześniej ślad GPS, ponieważ (mimo ogromnych starań organizatora) z daleka trudno było miejscami dostrzec kawałki taśmy i trzeba było uważać, by nie przegapić swoich zakrętów.

Kilkanaście kilometrów przed metą zaczęły się drobne kryzysy i braki w wytrenowaniu, ale radziłem sobie z nimi przechodząc do marszu i zajadając to żel energetyczny, to czekoladę.

Zapas płynów miałem wystarczający, a to najważniejsze. Mijając jakiegoś wolontariusza z obsługi biegu usłyszałem: „Brawo. Super. Jesteś w pierwszej dwudziestce. Tak trzymać”.

To dało mi olbrzymiego kopa w ….. baterię i siłę, by dokończyć zadanie. Średnia prędkość na zegarku potwierdziła, że nie jest źle.

Udało mi się wyprzedzić jeszcze dwóch zawodników i po 5 godzinach, jedenastu minutach i trzynastu sekundach przekroczyłem linię mety jako szesnasty zawodnik biegu 50+.

Organizator czekał na mnie z zimnym piwkiem, babką ziemniaczaną i ogórkiem małosolnym.

Na dodatek Andrze,j który dobiegł jako dziewiąty czekał na mnie z zarezerwowanym leżakiem w kolejce do masażu. Żyć nie umierać.

Czy spróbuję jeszcze biegu ultra? Tego na razie nie wiem. Jeśli tak to muszę się solidniej do tego przygotować, bo nie tyle dystans co ukształtowanie terenu dało mi się solidnie we znaki.
Grzegorz Misztal

NIDZICA BIEGA wyniki:
- Maciej Wasilewski - 100+ km w czasie 10h 46min 33s na miejscu 6 kat. OPEN oraz 5 kat. M.
- Grzegorz Misztal – 50+ km w czasie 5h 11min 13s miejsce 16 kat. OPEN


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: NidzicaBiega

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. kibic #2508543 | 31.0.*.* 26 maj 2018 21:05

    Prawdziwi sportowcy nie zabiegają o premie, oni wykonują ciężką pracę na treningach i czerpią radość z osiągniętych wyników. Brawo Panowie postawa goda naśladowania.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. brawo #2508207 | 89.228.*.* 26 maj 2018 09:54

    gratulacje

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  3. Zając Poziomka #2508050 | 88.199.*.* 25 maj 2018 22:54

    Brawo brawo i raz jeszcze brawo !! To jest właśnie super reklama dla miasta !!

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  4. kibic #2507998 | 88.199.*.* 25 maj 2018 21:43

    I to są prawdziwi sportowcy. Niestety nasza gmina nie potrafi ich docenić. Na sesji podobno jakiś radny zabiegał o nagrody dla piłkarzy co nie potrafią przebiec przez boisko bez zadyszki

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5