Darek prosił o ratunek...

2019-07-19 19:00:00(ost. akt: 2019-07-17 21:22:42)

Autor zdjęcia: Szpital Powiatowy w Szczytnie

NIDZICA\SZCZYTNO\\\ — Darek bał się, był przerażony, prosił o ratunek — mówi pani Iwona. Rodzina nie spodziewała się, że jego pobyt w szpitalu w Szczytnie skończy się śmiercią. Tym bardziej, że mężczyzna do tej pory nie chorował.
Pani Iwona była 12 lat z panem Dariuszem. Mają 8-letniego syna i oczekiwali na kolejne dziecko. Pani Iwona jest w 3 miesiącu ciąży.

— Darek tak bardzo się cieszył. Tak czekał na narodziny kolejnego dziecka. A teraz nie żyje — mówi pani Iwona.

Pan Darek nie chorował i nic nie zapowiadało tragicznego końca.
Zaczęło się niewinnie w piątek (5 lipca).

Pani Iwona poszła z synkiem na spacer — Darek zadzwonił do mnie, że boli go żołądek i ciągle wymiotuje. Poprosił, żebym poszła do apteki i kupiła siemię lniane i coś od żołądka. Od razu zabrałam synka i poszliśmy. W domu Darek wypił siemię, potem jeszcze napar z dziurawca. Nic nie pomagało. W nocy ból się nasilił — mówi pani Iwona.

Rodzina zawiozła go do szpitala w Nidzicy. W sobotę rano już nie wymiotował, ale ciągle narzekał na ból brzucha. Dostał leki, kroplówki. Było lepiej.

W niedzielę, gdy odwiedziła go rodzina w szpitalu w Nidzicy, lekarz poinformował ją, że pacjent powinien trafić na Oddział Intensywnej Terapii.

— Dyżur miał lekarz ze szpitala w Szczytnie. Powiedział nam, że Darek potrzebuje specjalistycznych badań i i zostanie karetką odwieziony do szpitala w Szczytnie, bo w innych nie ma miejsc na Oddziale Intensywnej Terapii —  mówi pani Iwona.

Razem z siostrą i mamą pana Darka pojechały do Szczytna. Pod szpitalem stała  karetka z Nidzicy, a pan Darek był już w szpitalu. 

— Na chwilę wpuszczono mnie do niego wraz z jego mamą. Czekaliśmy na rozmowę z lekarzem, ale go nie było. Wróciłyśmy do domu — wyjaśnia.

W poniedziałek z samego rana zadzwoniono do rodziny pana Darka ze szpitala mówiąc, że miał on ciężką noc, że chce się wypisać na własne żądanie ze szpitala, że nie stosuje się do zaleceń lekarzy i jest wobec nich agresywny.

— Poproszono nas o przyjazd do szpitala. Pojechałyśmy. Wpuszczono nas do niego. Prosił nas, żebyśmy go zabrały z tego szpitala, że chce się wypisać. Mówił, że źle go traktowano. Jego zachowanie było dziwne i był przerażony — wspomina pani Iwona.

Kobiety tłumaczyły mu, że w innych szpitalach nie ma miejsca, że nikt tutaj mu krzywdy nie zrobi.

— Potem przyszedł lekarz, który podczas dyżuru w szpitalu w Nidzicy skierował Darka do Szczytna i też go uspokajał. Tłumaczył mu, że musi się leczyć, że ma szczęście, że znalazło się dla niego miejsce na OIT. Przekonywał go, że stan jest ciężki i musi się leczyć — mówi pani Iwona.

Chory został przekonany, nagle zmienił zdanie i przeprosił wszystkich za swoje zachowanie, co bardzo zdziwiło rodzinę, ale zgodził się zostać i kontynuować leczenie.

— Lekarz wyjaśnił nam w jaki sposób Darek będzie leczony. Zapewniano nas, że nie będzie czuł bólu — mówi pani Iwona. Przed wyjazdem do Nidzicy kobiety odwiedziły pana Darka w sali. — Cieszył się, że jeszcze nie pojechałyśmy. Ale widziałam, że był wystraszony — mówi pani Iwona.

Wróciły do domu.  — Darek około godziny 21 napisał do mnie, że personel nie chce mu podać wody, którą chciał zwilżać sobie usta — dodaje pani Iwona.

Jej mama, pani Mariola, dodaje, że o 3:00 w nocy z poniedziałku na wtorek pan Darek zadzwonił do niej. 

— Mówił do mnie: dzwoń na policję, bo coś ze mną robią, jakieś eksperymenty. Byłam przerażona i zdezorientowana. Z połączeń z jego telefonu wynika, że wykonał jeszcze łącznie 3 telefony pod numer 997 i 3 połączenia pod numer alarmowy 112 oraz połączenie do siostry pani Iwony. Pani doktor, gdy wyjaśniała nam sytuację z całego zajścia powiedziała, że była przy tym jak dzwonił. Podano nam również informację, że Darek zmarł o godz. 04:08, a o jego śmierci poinformowano mamę. Nie mogłyśmy w to uwierzyć — mówi pani Mariola.

Rodzina nie może się pogodzić z tym, co się stało. Zarówno pani Iwona, jej mama i mama pana Darka chciałyby znać prawdę i wiedzieć jakie były ostatnie godziny jego życia.

— Chcielibyśmy wiedzieć jak mogło do tego dojść że pacjent opuścił odział intensywnej terapii (OIT), który jest monitorowany całą dobę? Chcemy znać prawdę — mówią.

Dyrektor szpitala w Szczytnie Beata Kostrzewa zdementowała informację o tym, że ciało zostało znalezione pod szpitalem, bo taka wiadomość jako pierwsza pojawiła się w przestrzeni publicznej.

Potwierdza, że mieszkaniec Nidzicy 7 lipca wieczorem z objawami niewydolności wielonarządowej trafił do szpitala na oddział intensywnej terapii w celu monitorowania parametrów życiowych. We wtorek wcześnie rano zmarł. Na oddziale intensywnej terapii wykonano badania, w tym tomografię komputerową, zlecono odpowiednie leki.

— Rano w poniedziałek pacjent był pobudzony, wezwano rodzinę, która go uspokoiła, otrzymał leki. Nic nie wskazywało na atak furii i psychozy — mówi dyrektor szpitala w Szczytnie.

Tak jednak się nie stało.

— Około godz. 1.00 w nocy pacjent pokonał zabezpieczenia łóżka, zerwał kable monitorów, wywrócił sprzęty medyczne, odpychając personel sforsował drzwi wewnętrzne — wyjaśnia Beata Kostrzewa. Została powiadomiona policja.

Ale nie był to koniec zdarzeń z tragicznym finałem. Jak mówi dyrektor Beata Kostrzewa, mężczyzna wyłamał drzwi zewnętrzne (OIT znajduje się na parterze)  i wyszedł na zewnątrz. Po pokonaniu kilku metrów upadł i stracił przytomność. Przewieziono go na oddział i podjęto reanimację.

— Niestety, mimo podjętych działań pacjent zmarł. Policjanci, którzy przybyli ocenili widok oddziału  jak po przejściu tajfunu. Zawiadomiono prokuratora — mówi Beata Kostrzewa.

Jak zapewnia dyrektor szpitala, pracownicy oddziału nigdy się z takim zdarzeniem nie spotkali. – Starali się jak mogli go zatrzymać, ale nawet pięć osób nie dawało mu rady — dodaje dyrektor.

Oficer prasowy policji w Szczytnie  Anna Walerzak potwierdza, że policja została powiadomiona o samowolnym oddaleniu się pacjenta. Policja przesłuchała świadków zdarzenia, zabezpieczyła ślady. Ciało zostało zabezpieczone dla potrzeb prokuratora celem przeprowadzenia sekcji zwłok, która pozwoli ustalić przyczynę zgonu.

 Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Szczytnie.

— Śledztwo jest prowadzone w sprawie nieumyślnego narażenia mieszkańca Nidzicy, pacjenta szczycieńskiego szpitala,  na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osoby zobowiązane do opieki nad chorym i nieumyślnego spowodowania śmierci — mówi Krzysztof Batycki, zastępca prokuratora rejonowego w Szczytnie. 
Grozi za to kara pozbawienia wolności do lat 5.
roz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5