Mazury w książkach pani Małgorzaty

2019-10-27 17:00:00(ost. akt: 2019-10-27 17:21:50)
Małgorzata Manelska

Małgorzata Manelska

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Małgorzata Manelska pisze właśnie swoją trzecią powieść. Z autorką powieści " Barwy Mazur" i "Zapach Mazur" rozmawiamy o kulisach powstania książek, bohaterach, miejscach, w których toczy się akcja oraz najbliższych planach twórczych.
W 2018 roku ukazała się Pani pierwsza powieść „Zapach Mazur”. Kolejna książka - „Barwy Mazur” ukazała się w czerwcu 2019 roku...
- Od wydania papierowej wersji „Zapachu Mazur” rok upłynął dopiero 16 lipca, ale, rzeczywiście, czas płynie tak szybko, że wydaje się, że było to już tak dawno. „Barwy Mazur” są kontynuacją losów bohaterów „Zapachu Mazur”.

Gdyby miała Pani przedstawić się w kilku zdaniach czytelnikom, którzy jeszcze Pani nie znają, to jakby to brzmiało? Liczę na krótką autoprezentację.
- Urodziłam się w Szczytnie, tutaj mieszkam. Kocham moje miasto, ale ciągnie mnie na wieś, gdzie można budzić się rankiem, słuchając świergotu ptaków, a zasypiając otulać się ciszą. I właśnie w ten sposób spędziłam ubiegłe lato, mieszkając aż do jesieni w naszym niewielkim wiejskim domu, kilkanaście kilometrów od Szczytna.

Od 25 lat jestem żoną jednego męża. Mamy dorosłą córkę Adriannę, która od dwóch lat mieszka i pracuje poza granicami naszego kraju. Nasza rodzina od jakichś dwunastu lat opiekuje się sunią Melką - sierotką przygarniętą ze szczycieńskiego schroniska dla zwierząt.

Zawodowo pracuję z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Szczytnie. Przez wiele lat byłam tam bibliotekarką, a od września ubiegłego roku pełnię obowiązki szkolnego pedagoga.

To bardzo trudna praca, wymagająca cierpliwości i empatii, gdzie metoda „małych kroków” jest wprost niezbędna do osiągnięcia niewielkich efektów, zarówno edukacyjnych, jak i wychowawczych. I kiedy przy wielkim nakładzie energii, pracy i emocji „nasze” dzieci osiągają sukces na miarę swoich możliwości, jest to zarówno dla mnie, jak i moich koleżanek wielka radość.

Mój czas wolny wypełnia czytanie, pisanie, spacery, czasem podróże, zwiedzanie. Uwielbiam spacerować po starych cmentarzach na naszych mazurskich terenach, gdzie fascynuje mnie historia poukrywana wśród nagrobków.

Skąd wynika potrzeba pisania?
- To chyba tkwi gdzieś w środku i jest niezależne ode mnie. Jak sportowiec, który musi pobiegać, bo roznosi go energia, tak ja muszę czuć pod palcami klawiaturę. To może być jak uzależnienie, z którym jest bardzo trudno walczyć. Motorem napędowym są również czytelnicy. Kiedy zobaczę jakąś fajną recenzję, czy opinię, wówczas czuję, że automatycznie rosną mi skrzydła, a palce bezwiednie szukają klawiatury. Wtedy sobie mówię: robisz to dobrze, pisz dalej, wyzwalaj w czytelniku emocje.

Czy akcja „Barw Mazur” dzieje się również w Szczytnie i okolicach?
- Tak, oczywiście. Rozpoczynając pisanie (w ogóle) obiecałam sobie, że moje książki będą opowiadały tylko o miejscach, które znam i kocham. Bez sensu dla mnie jest pisać o innych regionach, czy miastach w Polsce, kiedy mogę i powinnam promować to, co nasze, co bliskie sercu.

Akcja książki toczy się w okolicach Dźwierzut, w wymyślonej przeze mnie wsi Barwiny. Dlaczego wymyślonej?

Otóż przystępując do pisania „Zapachu Mazur” miałam bardzo duży dylemat, związany z tym, że jak osadzę akcję w autentycznej wsi gminy Dźwierzuty, to może wiązać się to z domysłami mieszkańców, kto jest kim w książce.

A tego chciałam uniknąć. Podczas spotkań autorskich padają pytania o to, która wieś w powiecie jest prototypem Barwin. Skrzętnie unikam odpowiedzi na te pytania, niech to pozostanie w sferze domysłów czytelnika. Kiedy „Zapach Mazur” był już w wersji papierowej, wtedy przypadkiem dowiedziałam się, że wieś Barwiny naprawdę istnieje w okolicach Gietrzwałdu.

O czym opowiada książka "Barwy Mazur"?
- Książka jest kontynuacją losów bohaterów „Zapachu Mazur”. Jej fabuła toczy się dwupłaszczyznowo.

Przedstawia współczesne Mazury i chylące się ku upadkowi w 1945 roku Prusy Wschodnie oraz czasy na Mazurach po 1945 roku, aż do roku 1950. W książce splatają się losy młodych bohaterów z losami rdzennych mieszkańców Mazur.

Pojawia się tu moment wkroczenia Armii Czerwonej do Prus Wschodnich w 1945 roku, masowa ucieczka mieszkańców w kierunku Zalewu Wiślanego oraz nowa powojenna rzeczywistość na Ziemiach Odzyskanych, pojawiają się skarby III Rzeszy.

Jest fikcja i są fakty historyczne. Wymyśleni bohaterowie na tle prawdziwych wydarzeń. Jest dramat, ale jest też romans. Aby nadać autentyczności opowiedzianej przeze mnie historii, wykreowałam nowych bohaterów, którzy posługują się mową mazurską.

Oczywiście mowa mazurska została przetłumaczona z dialogów, które napisałam po polsku. Tłumaczeniem, bezinteresownie, zajął się popularyzator mowy mazurskiej – Pan Piotr Szatkowski.

Kto był inspiracją do napisania powieści?
- Wydaje mi się, że nie skłamię, kiedy powiem, że czytelnicy. Dali „Zapachowi Mazur” tyle dobrych opinii, że nie mogłam pozostawić ich bez kontynuacji losów bohaterów. Zresztą w „Zapachu Mazur” pozostało wiele nierozwiązanych wątków, które doskonale posłużyły do tego aby stworzyć całkiem nową historię.

Bardzo mnie interesuje, kto jest Pani książkowym idolem? Czy jest może autor, pod wpływem którego zdecydowała się Pani na pisanie własnych powieści?
- Nie mam takiego idola. Mam zaś wielu autorów, po których książki sięgam w ciemno. Mają one jedną wspólną cechę. Wszystkie w jakiś sposób łączy jeden temat: II wojna światowa. Natomiast autorka, która po trosze spowodowała, że zaczęłam pisać to Joanne Rowling. Uważam, że przygody Harrego Pottera są fenomenem jedynym w swoim rodzaju. Jaką wyobraźnię trzeba mieć, żeby wykreować taką rzeczywistość jak w książkach Rowling?

Czy czasem utożsamia się Pani ze swoimi bohaterkami?

- Czasem rzeczywiście nie mam wyjścia i muszę wczuć się w rolę kobiet, o których piszę. Nigdy nie przechodziłam dramatów, jakie one musiały przeżywać, dlatego pozostaje mi to tylko w sferze wyobraźni. Ale dzięki temu wykreowane przeze mnie postacie są wyraziste i wzbudzają wiele emocji w czytelniku.

Jakich emocji doświadcza Pani podczas pisania? Czy powieść powstaje wśród emocji, czy w wyniku chłodnej kalkulacji?
- Najpierw jest chłodna kalkulacja i bardzo schematyczny scenariusz. Dopiero później zaczynają się emocje i wzruszenie, niekiedy nawet do łez. Nie da się na zimno podejść do pisania. Autor kreując świat, ma świadomość, że opisywana przez niego rzeczywistość mogła mieć miejsce naprawdę, że wymyśleni bohaterowie mogli doświadczać przeżyć o których pisze. Nie da się przejść obojętnie obok ludzkich tragedii i dramatów, nawet tych opisywanych w książkach. Przyznam się, że trochę łez wylałam zanim skończyłam pisać „Barwy Mazur”.

Proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić swoje plany twórcze na najbliższy rok.
- Pracuję nad kolejną książką. Jej fabuła będzie się toczyć na Mazurach, a konkretnie w Szczytnie i okolicach Jedwabna. Będzie historia, będzie tajemnica i będzie romans.
Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5