Muzyka pomaga mi przetrwać trudny czas

2020-06-12 20:00:00(ost. akt: 2020-06-12 19:53:05)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Andrzej Zimnowodzki ma 70 lat. Jest na emeryturze, ale nie nudzi się. Ma w domu gitarę, sprzęt do nagrywania. Układa teksty piosenek i komponuje muzykę. Sam śpiewa, nagrywa piosenki i publikuje je na swoim facebook'u.
Andrzej Zimnowodzki obecnie jest na emeryturze. Pracował w firmie transportowej. Był zastępcą dyrektora, później sam przez 20 lat prowadził własną firmę przewozową.

— Na emeryturze mam bardzo dużo czasu, więc zostałem i tekściarzem, i kompozytorem, i piosenkarzem. Swoje piosenki zamieszczam na FB. Niektóre są słuchane bardzo często — mówi Andrzej.

Ponieważ jest skromny, nie chce się chwalić, ale jego twórczość muzyczna cieszy się naprawdę dużym powodzeniem, ma już swoje fanki. Andrzej śpiewa o życiu, o miłości, o tęsknocie, bólu rozstania, ale i o radości życia w każdym wieku.

Jak mówi, może nie wszystkim podobają się jego piosenki, ale dla niego ta twórczość jest ważna, bo pozwala mu realizować siebie. Kilka piosenek poświęcił nieżyjącej już żonie Halinie.

— Żona ciężko chorowała, miała nowotwór. To po jej śmierci wróciłem do muzyki. Po ponad 30 letniej przerwie, zacząłem grać i pisać teksty. To muzyka właśnie pozwoliła mi przetrwać te ciężkie chwile — mówi Andrzej.

Podobnie jest teraz. W tym trudnym dla wszystkich czasie szerzenia się epidemii, pisanie i komponowanie pozwala mu zapomnieć o strachu, lęku, zakazach i nakazach.

— Przygotowałem i nagrałem piosenkę z życzeniami świątecznymi. I jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Wielu moich znajomych na FB, którzy spędzali święta w samotności, wysłuchali wyśpiewanych życzeń i mam nadzieję, że chociaż na trochę zapomnieli o samotności — mówi.

Długo się wahał, zanim zaczął publikować na swoim facebook'u piosenki, mimo że z muzyką i graniem na gitarze związany jest od czasów liceum, gdy powstał zespół „Unikaty”.

— To właśnie kolega z zespołu Zbyszek Miecznikowski namówił mnie do komponowania muzyki, pisania tekstów i ich wykonania oraz zamieszczania na FB. Jak grałem w "Unikatach" zaśpiewałem tylko jedną piosenkę " No, bo ty się boisz myszy" i nigdy nie pisałem tekstów ani nie komponowałem. A teraz robię i jedno, i drugie — mówi.

Dodaje, że pamięć o zespole, który powstał ponad 50 lat temu nieco się zatarła, chociaż czas ten wspomina bardzo dobrze.
Ich muzykowanie zaczęło się w liceum w 1964 roku, kiedy to pan Kordalski, nauczyciel muzyki, zaczął uczyć ich gry na gitarze i innych instrumentach. Występowali na wszystkich akademiach szkolnych, z czego była bardzo zadowolona ówczesna dyrektor Maria Drozdowicz. Później założyli ze Zbyszkiem Mieczkowskim i Irkiem Piechockim zespół.

— Nazywaliśmy się "Apacze" od utworu zespołu Shadows. Graliśmy przede wszystkim utwory instrumentalne. Ale żywot tego zespołu był krótki. Odszedł z zespołu Irek Piechocki, a przyszedł Tadek Michalski, który grał na basie i Bogdan Górka — wspomina Andrzej. I tak zaczęli pogrywać. Dołączył do nich Ludwik Ekiert.

— Zaczęliśmy grać w piątkę: Zbyszek Miecznikowski, Tadek Michalski, Ludwik Ekiert, Bogdan Górka i ja. Szło nam nawet dobrze. Zainteresował się nami pan Kieras. On wtedy był kierownikiem w Nidzickim Domu Kultury. Początkowo graliśmy na gitarach, tzw. pudłówkach z różnymi przystawkami. Postanowiliśmy jednak kupić sobie gitary elektryczne — opowiada Andrzej Zimnowodzki.

Wybrali się na zakupy do Gdańska. — Nasza radość była ogromna, jak wróciliśmy do Nidzicy z nowiutkimi gitarami takimi jak miał zespół "Czerwone Gitary". Ja, żeby kupić sobie gitarę, przez całe wakacje ciężko pracowałem, rozwoziłem do sklepów piwo. Ale radość z posiadania gitary elektrycznej pozwoliła mi szybko zapomnieć o wysiłku — wspomina Andrzej.

I zaczęli grać coraz częściej. Wzorowali się na najbardziej znanym wówczas zespole "Czerwone Gitary". Grali i śpiewali ich przeboje. Zespół znali tylko z płyt, często ich słuchali i wzorowali się na nich.

— Naszym marzeniem było ich poznać, ale nie nie było nam pisane, nie koncertowali w naszym mieście. Dopiero po latach mogłem być na ich koncercie, ale już bez Krzyśka Klenczona — mówi.

Później Ludwik Ekiert zaczął komponować i pisać własne teksty.
— Został liderem grupy. Na zmianę śpiewał piosenki Seweryna Krajewskiego i swoje — mówi Andrzej. Oprócz grania na uroczystościach szkolnych koncertowali w Relaksie na zamku, gdzie obecnie znajduje się biblioteka. Na ich koncerty przychodziły tłumy młodych ludzi. A zwłaszcza dziewczyny.

— To nasze koleżanki wymyśliły nazwę dla zespołu: Unikaty. Nam się podobała i tak zostało — mówi Andrzej. Byli znani w Nidzicy. Jak sobie radzili ze sławą? — Normalnie, byliśmy zadowoleni. Wszystkie dziewczyny nas kochały. Cieszyliśmy się z tego — mówi gitarzysta. 

Członkowie zespołu, mimo że założyli zespół big-beatowy, to swoim wizerunkiem odbiegali od obowiązującej wówczas mody - mieli krótko ostrzyżone włosy. Dlaczego? Byli uczniami liceum, zwanego w tamtych czasach "klasztorkiem", gdzie ówczesna dyrektor Maria Drozdowicz trzymała uczniów twardą ręką. Kto miał zbyt długie włosy, padał ofiarą szkolnych nożyczek.

Z powodu tej dyscypliny zespół wyjeżdżał na tzw. "chałtury" w tajemnicy, żeby pani dyrektor się nie dowiedziała. Pewnego razu wybrali się do Białut, wsi w powiecie działdowskim, żeby zagrać na zabawie i trochę zarobić. Myśleli, że nikt się o tym nie dowie.

— Ale się wydało. Jakimś cudem pani dyrektor liceum dowiedziała się o tym i wezwała nas na dywanik. Dostaliśmy burę. Ja chyba ucierpiałem na tym najbardziej. Miałem jako jedyny trochę dłuższe włosy. I za karę pani dyrektor osobiście je podcięła — mówi Andrzej śmiejąc się.


Mimo tej kary, nie odpuścili. W wakacje grali w ośrodku wypoczynkowym w Zawadach niedaleko Nidzicy. Wyjeżdżali także na przeglądy piosenek. Otrzymywali wyróżnienia. Na przegląd piosenki radzieckiej gościnnie pojechała z nimi Ula Baj. Brali również udział w przeglądzie zespołów w Toruniu. Także wrócili z wyróżnieniem. Nagrali w radio Olsztyn 3 piosenki.

— I to już wszystkie nasze osiągnięcia. To były zupełnie inne czasy. Nie było tylu programów telewizyjnych, w których można było wystartować — mówi Andrzej.

W 1967 roku wszyscy zdali maturę i z zespołu odeszli Bogdan Górka i Tadeusz Michalski. Zostało ich trzech, ale wkrótce dołączył do "Unikatów" Andrzej Kuczyński. I znowu zaczęli grać. Tym razem we czwórkę. Karierę muzyczną zakończyli w 1969 roku.

Mimo to spotykali się nadal, bo byli nie tylko członkami zespołu muzycznego, ale i bardzo dobrymi przyjaciółmi, którzy spędzali ze sobą dużo czasu. I przyjaźń przetrwała. Niestety, Ludwik Ekiert, który został starostą, Andrzej Kuczyński - rzeźbiarz oraz Bogdan Górka - inżynier już nie żyją.
— Ze Zbyszkiem Miecznikowskim, który mieszka w Nidzicy i gra na bębnach spotykamy się do tej pory — mówi Andrzej.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5