Tworzenie Biblioteki Pedagogicznej w Nidzicy

2020-05-11 19:00:00(ost. akt: 2020-05-08 10:35:42)

Autor zdjęcia: pixabay

W początkach mojej pracy nauczycielskiej w Szkole Podstawowej nr 1 w Nidzicy zostałam poproszona przez pracującą w tej szkole nauczycielkę panią Annę Grabowską (zamężną Ojrzyńską), o pomoc w pracach nad utworzeniem biblioteki o profilu pedagogicznym, która miała służyć miejscowym nauczycielom.
Miało to miejsce ok. 1955 r. Chętnie się zgodziłam. Uczyłam wówczas języka polskiego w klasach starszych i dodatkowo byłam szkolną bibliotekarką. Trochę to komplikowało mi pracę, z uwagi na liczne wówczas roczniki uczniowskie, pracy edukacyjnej i wychowawczej był ogrom. I tak przystąpiliśmy do porządkowania dość pokaźnego księgozbioru o tematyce pedagogiczno-dydaktycznej dla powiatowej kadry nauczycielskiej.

Na miejsce biblioteki przeznaczono nam lokum w budynku, ocalałym po zniszczeniach zdobywczo – wojennych, u podnóża pokrzyżackiego Zamku, od jego wschodniej strony. Architektura obiektu i położenie przy ulicy wiodącej do zamku miały romantyczny charakter. Przetrwał z przedwojennym otoczeniem, jakimś szczęśliwym trafem nie tylko działania wojenne, ale i rabunkowej powojennej rozbiórki. Nastrój więc sprzyjał spokojnemu zagłębieniu się w nie tylko w pracy, ale i lekturze bardziej ciekawych publikacji.

Choć samo wejście do samego budynku, wydawało mi się skromne, być może wówczas wchodziło się od strony podwórza. Był to jeszcze czas nieodległy powojenny , wymagający wciąż organizowania pracy nie tylko nauczycielskiej. Ta zaś, wychodziła często poza mury szkolne i wymagała zaangażowania się w życie oświatowe, kulturalne i społeczne mieszkańców miasteczka.

W przedsięwzięciu katalogowania zbioru brał też udział pan Witold Ojrzyński, wówczas jeszcze jako narzeczony Anny Grabowskiej. Pochodzącej jeśli się nie mylę, z Wołynia. Zasób biblioteczny był dość pokaźny, ale należało go uporządkować alfabetycznie oraz według zagadnień. Ustawialiśmy więc różnej wielkości foliały według tej zasady. Pan Ojrzyński angażował się w pomoc z dużą uwagą, cierpliwością i dokładnością w ustawianiu wolumenów.

Ja natomiast z (przyszłą) panią Ojrzyńską zapisywałyśmy dokładnie tytuły i autorów ustawianych na półkach książek, tworząc w ten sposób katalog biblioteczny. Mieliśmy początkowo do dyspozycji półki dużej szafy cokolwiek zmurszałej. Pracowaliśmy wieczorami, często do północy. Wcale nie narzekaliśmy, często niektóre tytuły książek były okazją do śmiechu i żartów. Praca ta była raczej żmudna, wymagała całkowitej koncentracji i zaangażowania. Tak minęło kilka wieczorów. Atmosfera miała koleżeński charakter, specjalnie nikt nam nie przeszkadzał.

Zapamiętałam pana Ojrzyńskiego jako miłego, sympatycznego kolegę, panią Annę Ojrzyńską jako wyjątkową koleżankę i osobę bez zarzutu. W corocznych konferencjach pedagogicznych potrafiła zawsze zabrać głos, trafnie formułując sentencje dydaktyczno – pedagogiczne, mając do tego wyjątkowy dar.
Za te zajęcia poza etatowe nie dostawaliśmy dodatkowego wynagrodzenia, ani też nie byliśmy wyróżnieni jakąś formą nagrody, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Taki panował system, nie tylko w edukacji, że kto inny był kierowany do prac nazwijmy je społecznych, więc nadobowiązkowych i bezpłatnych, a kto inny do płatnych czy też nagród finansowych.

Wkrótce też wyjechałam do Warszawy, gdzie zamieszkałam i tam kontynuowałam pracę nauczycielską. Z tego co mi wiadomo skatalogowany przez nas księgozbiór stał się początkiem profesjonalnej biblioteki pedagogicznej, a której prowadzenie powierzono pp. Siennickim, nauczycielom szkół nidzickich. Z kolegą Edwardem Siennickim zdawałam maturę, mogłam więc później żartować, że stworzyłam mu miejsce pracy.

Lidia Olszewska-Moszczyńska

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Lydia

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5