Są dni, kiedy krzyczę z bólu

2020-06-13 17:00:00(ost. akt: 2020-06-15 08:23:17)
Agnieszka Mendoń

Agnieszka Mendoń

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Od 16 lat jedyne uczucie, jakie towarzyszy Agnieszce, to niesamowity ból. Ból nie do opisania. Jedyny sposób, żeby go nieco uśmierzyć, to branie silnych tabletek przeciwbólowych. Ale i one pomagają tylko na kilka godzin i ból powraca. W ciągu tych 16 lat Agnieszka przeszła 15 operacji, które nic nie dały. Mimo to nie poddaje się, stara się żyć jak każda młoda kobieta. Czasami nie daje już rady. Może jej pomóc wszczepienie endoprotezy prawej ręki. A to kosztuje 100.000 złotych.
Był rok 2004. Agnieszka szła do pracy. Było ślisko. Przewróciła się. Poczuła ból w prawej ręce. Poszła do lekarza.

— Założyli mi gips na rękę i dostałam skierowanie do Olsztyna na ortopedię. Pojechałam. Podejrzewano, że to pęknięta chrząstka trójkątna. Usztywniono mi rękę. Chodziłam na ćwiczenia, ale nic to nie dało. Dopiero po 3 miesiącach takiego leczenia okazało się, że tak naprawdę miałam zwichniętą kość łokciową. Gdyby od razu po wypadku uraz został prawidłowo rozpoznany, na pewno już bym nie pamiętała o wypadku — mówi Agnieszka.

Po trzech miesiącach lekarz stwierdził, że to, co się dzieje z jej ręką, to efekt złamania, zwichnięcia, skręcenia i naderwania prawej ręki. Podjęto wtedy decyzję, że należy założyć śrubę.

— Jak obudziłam się po operacji, to doktor powiedział, że nie mógł założyć śruby. Zamiast tego wstawiono mi w nadgarstku dwa druty, żeby przycisnąć uniesioną kość łokciową, aby wróciła na swoje miejsce — opowiada Agnieszka. Nie założono gipsu na rękę.
Drugiego dnia po operacji została wypisana do domu. Na zewnątrz nadgarstka wystawały końcówki drutów.

Agnieszka myślała, że to nareszcie będzie koniec jej cierpienia, ale zamiast poprawy było coraz gorzej.

— Straszny ból, ropiejąca rana. Pojechałam do szpitala. I okazało się, że zostałam zakażona gronkowcem złocistym. Szybko pojechałam do lekarza, który operował mnie w poliklinice w Olsztynie — mówi Agnieszka.

Druty trzeba było wyjąć. — Wyjmowano mi je na żywca, bo jak mówił lekarz, przy gronkowcu nie można znieczulać. Myślałam, że umrę z bólu. W czasie zabiegu zemdlałam. Okazało się, że lekarz usunął tylko jeden drut. Podczas tego zabiegu zostały uszkodzone nerwy. Straciłam czucie w palcach — wspomina kobieta.

Dwa miesiące później wyjęto drugi drut, a po kolejnych dwóch miesiącach wysłano ją do sanatorium, ale było coraz gorzej. Ból ręki był coraz silniejszy, a Agnieszka brała coraz większe dawki środków przeciwbólowych. Gronkowiec atakował jej organizm. Pojechała do lekarza prywatnie. Lekarz stwierdził, że trzeba zrobić kolejną operację, żeby uwolnić nerw łokciowy. Operacja odbyła się we wrześniu 2005 roku, ale i ta operacja nic nie pomogła.

W dodatku gronkowiec zżerał jej kości. Doszło do zapalenia szpiku kostnego. Wkrótce ponownie uaktywnił się gronkowiec, na ranie pooperacyjnej pojawiała się ropa, dochodziło do obrzęku ręki, która stawała się granatowa. — I ten ciągły, nieustający ból. Bywa, że krzyczę z bólu, nie panuję wtedy nad sobą. Niemal chodzę po ścianie. Tabletki i chwila oddechu, uspokojenia. Mija krótki czas i ponowny nawrót bólu nie do opisania — dodaje.


Agnieszka przeszła kolejne operacje. Doszło do zapalenia przetoki, trzeba było czyścić tkanki miękkie ręki.

Kolejna operacja to usuwanie zrostów. — Rana pooperacyjna została źle zszyta, jakby na okrętkę. Wypisali mnie do domu. Po dwóch dniach dostałam krwotoku i znowu szybko do szpitala w Olsztynie, gdzie wykonywano mi tę operację. I kolejna, po której przez dwa dni byłam nieprzytomna.

Następne operacje też nie przynosiły efektów. Z ręką było coraz gorzej. Operacje polegały na czyszczeniu ran i próbie zlikwidowania zrostów na nerwie.

— W kości zrobiły się dziury. Pojechałam do lekarza, tym razem do Elbląga. I następna operacja, podczas której lekarz tę zniszczoną część kości miał wyciąć i wstawić kość wziętą z biodra. Myślałam, że to zakończy moją gehennę. Ale okazało się, że zamiast kości z biodra lekarz operujący wstawił 2 druty.

Po 2 miesiącach druty zostały wyjęte, zamiast kości jest dziura, zostało trochę mięśni i skóry, a ręka w nadgarstku lata góra - dół — opowiada Agnieszka. Od tej pory zaczęła na ręce nosić gips. Mało tego, niszczenie kości postępowało. Doszło do zniszczenia dalszej części kości łokciowej, a w łokciu zrobiła się dziura.

Agnieszka pojechała ponownie do lekarza do Otwocka. Był już rok 2018. Lekarz po zrobieniu tomografii, uznał, że już niewiele da się zrobić.

Lekarz wyjaśnił, że jedynym ratunkiem jest wstawienie endoprotezy, ale dodał, że do czasu jej wstawienia, żeby zlikwidować ból ręki, trzeba zrobić kolejną operację. Agnieszka zgodziła się.

Podczas tej operacji wstawiono implanty mocujące - kotwice, śruby interferencyjne, skoble, przeniesiono i przeszczepiono ścięgna, dokonano wtórnej rekonstrukcji wielotkankowych uszkodzeń ręki oraz unieruchomiono rękę w szynie ortopedycznej. Agnieszka wróciła do domu. Minęły 4 tygodnie i znowu zaczął się straszny ból.

— Gdy zdjęto gips, okazało się, że ręka jest granatowa. Wyłam z bólu. Inplanty się przesunęły. I od tej pory ponownie mam rękę w gipsie. Jeśli go zdejmę, to ręka staje się granatowa i opuchnięta — mówi Agnieszka.

Najpierw nosiła zwykły gips, ale ten często się kruszył i pękał. Teraz to ona kupuje gips lekki syntetyczny. Jej mama nauczyła się i sama ten gips wymienia. Na początku wymianę gipsu robiono jej w przychodni, ale w czasie koronawirusa, nie mogła się tam dostać. Najgorsze jest to, że ból nie ustępuje.

— Jak nie wezmę na czas tabletki, to ból jest taki, że wariuję, wszystko mi trzaska w ręce. Wtedy mama musi mnie trzymać, bo nie wiem, co robię — dodaje. Bez silnych środków przeciwbólowych nie wytrzymałaby.


To jednak nie jest jedyna dolegliwość Agnieszki. W pewnym momencie zaczęły wyskakiwać na jej ciele siniaki.

— Byłam cała opuchnięta i fioletowa, jakby mnie ktoś ciężko pobił. Karetką odwieziono mnie do szpitala w Olsztynie. Okazało się, że mam defekt płytek, żyłki pękają. Leci z nich krew, robią się krwiaki — wymienia Agnieszka.

Nie ma także odporności. Ma również tętniaka w sercu i przeciek międzyprzedsionkowy. Musi być także na diecie bezglutenowej.

Często traci przytomność, pada na ziemię jak kłoda i dlatego nie powinna być sama. Musi być koło niej ktoś, kto natychmiast udzieli jej pomocy.


Agnieszka czeka na wszczepienie endoprotezy. Miała dobre perspektywy, bo obiecano jej, że koszty pokryje Narodowy Fundusz Zdrowia, ale już straciła nadzieję na darmową operację.

W kwietniu tego roku dowiedziała się, że jest to niemożliwe.

— Mogę mieć taką operację w Polsce w prywatnej klinice. Wyjazd na leczenie do Stanów Zjednoczonych odpada ze względu na bardzo wysokie koszty. Nie da się jednak uniknąć kosztów w Polsce, ponieważ to Agnieszka musi zakupić taką endoprotezę w USA, która razem ze sprowadzeniem jej do kraju kosztuje około 15.000 dolarów, a za operację musi zapłacić 10.000 złotych. — Nie mamy takich pieniędzy. Nawet gdyby pomogła mi w tym rodzina, to nie jesteśmy w stanie tak dużej kwoty zgromadzić. Mama ma niewielką emeryturę, a ja utrzymuję się w tej chwili z renty powypadkowej — mówi.


Zaraz po wypadku, Agnieszka miała przez 3 lata rentę, potem odmówiono jej wypłaty renty. Dostała grupę inwalidzką, ale orzeczono niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym.

Musiała wrócić do pracy. — Nie miałam innego wyjścia. Rano brałam tabletki przeciwbólowe i szłam. Jestem szwaczką. Jakoś sobie radziłam — mówi. Przede wszystkim musiała nauczyć się wykonywać wszystkie czynności lewą ręką, co nie było łatwe.

— Jednak dałam radę. Teraz lewą ręką wykonuję wszystkie czynności. Nawet robię makijaż — dodaje.

W czasie, gdy miała te operacje, przebywała na zwolnieniach lekarskich. Po 3 latach, po odebraniu ren,y okazało się, że może z niej korzystać.

Nie ma również żadnych oszczędności, bo wszystko poszło na prywatne wizyty u lekarzy. Teraz dużo pieniędzy wydaje na niezbędne leki, które musi brać codziennie.

— Jeśli nie uzbieram tych 100.000 złotych, to czeka mnie amputacja ręki — mówi Agnieszka.

Zbiórka na rzecz Agnieszki już została rozpoczęta. W różnych miejscach stoją puszki, do których można wrzucać pieniądze, odbyły się już 2 koncerty charytatywne.

Trzeci będzie 14 czerwca. Wspomagają ją w tym najbliższa rodzina, przyjaciele, znajomi. Jest też zbiórka na zrzutka.pl. Niestety, uzbierana do tej pory kwota jest niewielka. — Dlatego proszę mieszkańców, którzy pomogli już wielu osobom, o wpłaty dla mnie. Chciałabym wrócić do normalnego życia, życia bez ciągłego przerażającego bólu — mówi Agnieszka

Chcesz pomóc? Kliknij TUTAJ

Halina Rozalska

Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Natalia #2948989 | 109.196.*.* 16 lip 2020 15:16

    Zrzutka jest wyłączona, mimo że kwoty nie zebrano :( można wpłacać gdzieś środki dla tej Pani?

    odpowiedz na ten komentarz

  2. JoKo #2934935 | 88.199.*.* 17 cze 2020 23:28

    Komentarze, udostępnienia.... wpłaćcie dla dziewczyny chociaż 10 zł, szybko się uzbiera :)

    odpowiedz na ten komentarz

  3. SKY #2934008 | 188.147.*.* 16 cze 2020 07:16

    Każdy polak w Polsce powinien być leczony za darmo.

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Cos tu nie rozumiem #2933624 | 46.170.*.* 15 cze 2020 07:52

    TVP Info informuje że służba zdrowia jeszcze nigdy nie miała się tak dobrze jak teraz. Dlaczego NFZ nie sfinansuje tej operacji ? Przecież to młoda kobieta.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Dziś #2933558 | 88.156.*.* 14 cze 2020 22:35

      odbył się piękny koncert w kościele poświęcony zbiórce na rzecz endoprotezy potrzebnej pani Agnieszce. Apel- kto może niech użyczy swojej dobroci i wpłaci trochę groszy a grosz do grosika i uzbiera się potrzebna suma!

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (8)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5