Na dworcu było kiedyś fajnie ...

2020-10-10 12:30:00(ost. akt: 2020-10-10 14:21:43)

Autor zdjęcia: Archiwum NGN

Mamy nowy dworzec kolejowy. Ładny, funkcjonalny, czysty. Na pewno będzie dobrze służył i mieszkańcom i podróżnym. O tym, jak było niegdyś na dworcu wspomina Jolanta Jastrzębowska i mieszkańcy Nidzicy.
Nidzicki dworzec pobudowano i oddano do użytku 2 października 1961 roku. Został zburzony, a na jego miejscu stanął nowy systemowy dworzec kolejowy.


Jak było w latach 80. wspomina Jolanta Jastrzębowska

W roku 1984 pracę na dworcu PKP jako kasjer biletowy rozpoczęła Jolanta Jastrzębowska. Wówczas dworzec PKP tętnił życiem. Zatrudnionych było około 80 osób obsługi dworca. Było kilku dyżurnych ruchu, którzy zajmowali się ruchem pociągów pasażerskich i towarowych. Była kasa towarowa, regulacja, przechowalnia bagażu i 2 okienka kas biletowych. Dworcem zarządzało dwóch zawiadowców.

Pociągi odjeżdżały w trzech kierunkach Nidzica - Olsztyn Gł. i Nidzica - Działdowo, Nidzica - Szczytno. Z tych kierunków były połączenia z Gdańskiem, Warszawą, Toruniem. Informacja kolejowa była u dyżurnego ruchu, potem w kasie biletowej. Przez pierwszych kilka lat w kasie biletowej w sprzedaży były bilety kartonowe przechowywane w specjalnych szafach zwanych ternionami. Takich relacji w ternionach było około 200.


Na krótkie trasy bilety można było kupić w automacie, ale na naszym dworcu nie utrzymały się długo. — W nocy ktoś je niszczył — mówi pani Jola.

Trzeba było również wypisywać bilety, jeśli połączenie było z przesiadką, szukać najdogodniejszych połączeń w Rozkładzie jazdy pociągów w formie papierowej.

— Było to trudne. Musiałam szukać na wielu stronach, zgrać połączenia, żeby pasażer nie czekał zbyt długo na kolejny pociąg — opowiada.

Pracowała na zmiany, po 12 godzin. Nidzicki dworzec był wtedy bardzo ładny. Na ścianach były jasne, pastelowe kolory. Na piętrze przyjmował lekarz zakładowy i pielęgniarka oraz stomatolog. Rozkład jazdy znajdował się na okrągłych wałkach. I przede wszystkim było bardzo dużo podróżnych. Ludzie ustawiali się w kolejce po bilety. Największy ruch był o 6:15 oraz w piątki, soboty i niedziele, kiedy nidziccy studenci przyjeżdżali i wracali do uniwersyteckich miast, głównie do Torunia i Gdańska.

— Pociągi były zatłoczone, ludzie stali na korytarzu. Na początku jeździły tzw. kowbojki — wspomina pani Jola. Potem tabor kolejowy był coraz lepszy, ale nidzicki dworzec podupadał. Zmniejszono ilość połączeń, a co za tym idzie pociągów. Aż w końcu kasa biletowa została zamknięta. Jola Jastrzębowska pracowała w niej do 2014 roku.

Nidzicki dworzec słynął także z baru. Jedli tam nie tylko pasażerowie, ale i mieszkańcy Nidzicy, nawet zakłady pracy kupowały obiady dla pracowników.

Ale pani Jola pamięta też, że pod koniec funkcjonowania dworca stał się on meliną, zwłaszcza wtedy, gdy zamknięto bar. Wtedy nie było wesoło. Bywalcy dworca pili alkohol, głośno się zachowywali.

— Ciągle zwracałam im uwagę, żeby się uspokoili. Słuchali mnie, ale pasażerom to przeszkadzało — mówi. Byli też "zaprzyjaźnieni mieszkańcy" dworca.

— Pamiętam pana Janka, który dosłownie zamieszkał na dworcu. Miał kołdrę, poduszkę, ręcznik, podręczny bagaż. Na noc słał sobie łóżko na ławce, a rano wstawał, składał w kostkę pościel i chował ją pod ławkę. Gdy był największy ruch brał ręcznik i szedł się umyć — wspomina pani Jola. Mieszkał tak kilka lat.

Pani Jola z wielkim sentymentem wspomina dworzec PKP. — Kochałam swoją pracę i tam poznałam swojego przyszłego męża. Zaczęło się od książki Jamesa Clavella "Król szczurów", którą pożyczył mi, kupując bilet do Legnicy i którą obiecał odebrać za miesiąc po powrocie — wspomina.


Ale to nie koniec wspomnień o nidzickim dworcu. Poprosiliśmy naszych Czytelników, aby razem z nami stworzyli opowieść o dworcu. Dziękujemy za Wasze komentarze i wspomnienia. Co z nich wynika?

Otóż najwięcej z Was zapamiętało bar na dworcu. Jedni mają dobre wspomnienia, inni złe.

Dorota napisała, że pamięta pseudo restaurację z kolorową oranżadą, bigosem, specyficznym zapachem....była to dla dziecka niebywała atrakcja. Kasy biletowe działały, ławki w poczekalni były, wszystko w porządku. Nawet szary budynek nie straszył.

Iwona zaś napisała, że w barze były najlepsze pączki, Panie zawsze miłe, pamiętam dyżurnych, którzy wychodzili na perony, w tym mój tata, żeby pociągi mogły odjeżdżać. Kiedyś było fajniej, szkoda że już tak nie ma.

Marek zapamiętał pączki, które były super ekstra, świetne i zawsze ciepłe i duże.

Małgorzata też pamięta bar. Jak napisała, jej największym marzeniem było zjeść w tym barze coś. — Moi rodzice dokąd mogli chronili mnie przed tym ale... kiedyś pojechałam pociągiem bez opieki no i oczywiście po powrocie weszłam do baru, żeby coś zjeść, chyba było dobre to jedzonko, bo żyję do dzisiaj. Pamiętam też te skrzypiące drzwi i kasę biletową. Marzyłam, żeby w tej kasie pracować. Te panie były zawsze takie ważne — napisała Małgorzata.

Sofi też wspomina bar, w którym można było kupić pączka, mielonego, kawę, muzyczka grała. Było przyjemnie, potem ruina!!!

Anna twierdzi, że jedzonko było takie smaczne, że do dziś pamięta ten smak, a Agnieszka razem z dziadkiem jadła w barze mielone i sałatkę.

Nasi Czytelnicy wspominają również pana, który na dworcu urządził sobie mieszkanko. Pamięta go Klaudia i Marcin. Anna pamięta sklep z butami.

Są także niemiłe wspomnienia. Magdalena napisała, że było tam zimno i śmierdziało. Anna zapamiętała: toaleta - dwie stopy, dziury i wszechobecny syf PRL-u. I Monika sprzedająca pączki po PRL-u i kawę parzoną.... straszna lura.

Maria pamięta już te czasy, kiedy nie można było kupić biletu, bo kasy nie było. Kornel napisał: pamiętam jak p. prezes PiS przyjechał, by robić sobie zdjęcia pod hasłem "Polska w ruinie" za rządów PO.

Przed zburzeniem dworca PomysLove Podwórko urządziło pożegnanie dworca Ostatni pociąg odjechał.

Nidzicki dworzec 16 czerwca po raz ostatni, przed zburzeniem, tętnił życiem. Licznie przybyli mieszkańcy poznali historię naszego dworca oraz przypomnieli sobie jak nasz dworzec wyglądał w PRL-u.


Dworzec tętnił życiem. Od dawna nie było w nim tylu pasażerów, co 16 czerwca. Porządku pilnował oczywiście milicjant.
Był sklep, w którym bez kartek sprzedawano tylko ocet do grzybków, które wkrótce pojawią się w podnidzickich lasach. Kartki na zakup jedzenia: peerelowski bigosik, fasolka po bretońsku, zimne nóżki, galaretka owocowa, ciasteczko można było kupić tylko na kartki sprzedawane w kasie biletowej.

Dorośli jedli gęstą kaszę z misek przykręconych do stolików, żeby nikt ich nie ukradł. No i oczywiście łyżki były uwiązane na łańcuchu. Nie zabrakło szabrownika Zenka, któremu jakimś cudem udało się wyszabrować cały "wianuszek" szarego papieru toaletowego oraz stary rower i telewizor.

Zabawa była przednia. Mieszkańcy bawili się doskonale. Niestety, dwaj mężczyźni wywołali awanturę, musiał interweniować milicjant i zabawa zakończyła się.



Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ola #2983872 | 10.10.*.* 10 paź 2020 21:43

    Ja tez pamietam ta panią jak kupowałam bilet miesięczny ! Niestety .. Pani Paulina ma racje. Pani J. zwykle była nieuprzejma i nigdy się do człowieka nie uśmiechnęła! Miejmy nadzieje, ze nowe Panie będą bardziej milsze !!!!!!

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Paulina #2983868 | 10.10.*.* 10 paź 2020 21:41

    Szanowna pani wspomniana w artykule na pewno przyczyniła się do jego zamknięcia. Pamietam jej wyraz twarzy- zawsze niezadowolona ! Pracowała tam z przymusu ?

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5