1945 rok we wspomnieniach Helgi Skoniecznej

2021-01-24 10:00:00(ost. akt: 2021-01-22 13:15:51)
Jak wyjechałam, to był nalot samolotów przed Załuskami, na polnej drodze. Samoloty zaczęły strzelać, zginęło tam wiele osób. Zginęła tam też m.in. Pokropska, z rodziny ze strony Babci. Potem jak odleciały te samoloty, to pojechałam do Olsztynka i tam dalej był nalot. Zabrali mnie z wozu i schowali pod mostem. Zabijali ludzi, konie, masakra była. Później zabrało mnie wojsko niemieckie do szpitala.
Pani Helga (z d. Mazanek) Skonieczna urodziła się 30 maja 1936 roku we wsi Szerokopaś, 6 km od ówczesnego Neidenburga za Litwinkami. Rodzina miała pochodzenie chłopskie, gospodarki nie mieliśmy. Dziadek mój Wilim Mazanek był kamieniarzem i rozbijał kamienie w kamieniołomie za Szerokopasiem. Zmarł w 1937r. w sposób naturalny, miał 70 lat.

A Babcia i mój wujek, który był niemową, zmarli w 1945roku. Mój ojciec zginął w czasie wojny, kiedy ja miałam 3 lata. Wychowywałam się więc z babcią i wujkiem Karlem oraz mamą Otylią. Byli ewangelikami Kościoła Luterańskiego. Babcia, jak miała 7 lat, to zmarli jej rodzice, była więc sierotą. Babcia i Dziadek nie wiem skąd pochodzili. Wszystkie pamiątki rodzinne przepadły w czasie naszej ucieczki w styczniu 1945 roku.

W Szerokopasie dzierżawiliśmy działkę i sadziliśmy tam zboże. Głównie pracowała tam mama. Wujek zachorował i stał się głuchoniemy, ale był dobrym krawcem, który szył w Neidenburgu mundury. Żandarmi wzięli go ok.1943 lub 1944r. Nie wiem gdzie dokładnie wujek pracował w Neidenburgu. Do szkoły chodziłam w Szerokopasie, tylko do 1 klasy. Było to w czasie wojny. W 1944r. miałam już 8 lat. Potem uciekaliśmy zimą między 1944/ I 45r.

Uciekaliśmy z gospodarzami, u których pracowaliśmy w Szerokopasie i goniliśmy krowy przed Załuskami. Zgubiliśmy się z rodziną. Ja słyszałam strzelanie radzieckie pod Działdowem. Rosjanie okrężnie dostali się m.in. do Olsztyna. Babcia mówiła, że nie wyjeżdża, że zostaje ze swoim synem. Męża pochowała na cmentarzu, a sama mówiła, że nie wie gdzie będzie leżeć, może mnie ptaki będą dziobać. Babcia mówiła, że zbliża się koniec świata, że będzie świat opasany metalowym drutem. Została zamordowana w czasie, kiedy Rosjanie weszli do Szerokopasia.

Zginęli też sąsiedzi, troje ich było: matka, ojciec i syn. Nas tu nie było. Mama była gdzie indziej i ja gdzie indziej byłam, chyba koło Morąga lub Mrągowa, nie pamiętam dokładnie. Ja się zgubiłam w czasie tej ucieczki z Szerokopasia. Jak wyjechałam, to był nalot samolotów przed Załuskami, na polnej drodze. Samoloty zaczęły strzelać, zginęło tam wiele osób. Zginęła tam też m.in. Pokropska, z rodziny ze strony Babci. Potem jak odleciały te samoloty, to pojechałam do Olsztynka i tam dalej był nalot. Zabrali mnie z wozu i schowali pod mostem. Zabijali ludzi, konie, masakra była. Później zabrało mnie wojsko niemieckie do szpitala. Zgubiłam się z mamą, rodziną już od Szerokopasia.

Wujka Karola też zabrali z babcią. Zaś wujek Herman zginął na wojnie i babcia dostała za niego pieniądze, a trzeci wujek był jeszcze na wojnie. W czasie tej ucieczki w styczniu 1945r. odmroziłam sobie lewą nogę. Chowaliśmy się w piwnicy, były tam jakieś konserwy, było wtedy też bombardowanie i było słychać odgłosy walki. Jak to wszystko ucichło, to lizałam śnieg, bo chciało się mi pić. Odwaliliśmy gruz, śnieg i wyszliśmy na zewnątrz po bombardowaniu. Potem szliśmy. Do nas przyszli Rosjanie. Dwie z naszych Niemek umiały rozmawiać po rosyjsku. Dostaliśmy od nich ciastka. Potem ja znalazłam się na komendanturze radzieckiej, bo strażnik mnie znalazł, kiedy omdlałam, bo chyba też upadłam. Mówili, że mnie tu nie mogą trzymać i żebym się nie bała.

Oddali mnie do jakieś rodziny niemieckiej. Mieli tam nawet krowę i mleko. Przyjechali potem chyba kozacy w mundurach, smażyli kartofle. Te Niemki musiały to gotować. Strażnicy radzieccy ich pilnowali. Niemki wiedziały co się święci. Jak się oddalił żołnierz, to uciekły. Byłam tam krótko, potem oddali mnie na jakąś kolonię w okolicy lasu. Było tam duże gospodarstwo. W nocy był tam napad na tych Niemców.

Czy byli to Rosjanie, czy ktoś inny, tego nie wiem. Jak się dzień zrobił, to mówili mi gospodarze, że szczęście, że mnie nie zamordowali. Uciekłam z powrotem do Mrągowa (Morąga). Wróciłam, jak jakiś Niemiec z Neidenburga zainteresował się mną. Powiedział, że zna moją ciocię Augustę Badorek. Mieszkała w Neidenburgu, obecnie przy ul. Mickiewicza. Dziś nie ma już tego budynku, obok rozlewni, a za Niemca była tam pralnia. Na razie wrócił do Neidenburga sam, cioci nie zastał. Ale spotkał kogoś z Szerokopasia i dostał się przez tę osobę do mojej mamy. Mama przyszła po mnie do tego Morąga lub Mrągowa.

Nie poszłam z nią od razu, tylko zapytałam, czy babcia żyje ? Jak powiedziała, że nie, to uciekłam i schowałam się. Mama wróciła więc sama. W tym czasie ciocia już wróciła, a siostra mamy była koło Berlina. Mama drugi raz przyszła po mnie na chorych nogach, może po 2 tygodniach. Szłyśmy piechotą, nocowałyśmy po drodze. Dotarłyśmy do Szerokopasia, mieszkałyśmy już w innym domu, bo nasz dom był spalony. Panował też tam tyfus. W czasie wojny mieszkali tu jeńcy francuscy, którzy pracowali w gospodarstwie Augusty.

Dokładnie wróciliśmy 9 maja 1945r. Rosjanie zrobili tam postój i nocowali, popili się i przyszli do naszego budynku. Była tam też kobieta z dzieckiem z Czech. Ja siedziałam koło cioci, a Rusek przyczepił się do cioci, inny z kolei Rusek zaczął strzelać w tym domu. Schowaliśmy się wtedy na strychu. Szukali nas, ale nie znaleźli. Jedynie okradli nas. Mama poszła na skargę do komendanta i oddali część rzeczy. A potem już wyjechali. U nas było czterech Mazanków, ale to nie była rodzina. Obok nas mieszkali sąsiedzi Felińscy.

W Neidenburgu bywałam, kiedy mieszkałam u cioci Augustyny Badorek w 1943 lub 1944r. naprzeciw zamku. Pamiętam jak ginęli żołnierze. To na cmentarz ich wyprowadzali, bliżej pomnika wojskowego (chyba tego już powojennego). Moja ciocia dobrze z Polakami żyła. Oni jej przynosili żywność, a ona im np. obuwie. Przyjaciel cioci, wojskowy, on miał do czynienia z więźniami, ciocia piekła im ciastka. Na wsi byłam do 1945r. Potem w 1945r. w Niborku, gdzie pasłam krowy. Nie było tu warunków do życia. Mieszkałam na ul. Mickiewicza jak miałam 9/10 lat, następnie na ul. Brzozowej. Sołtys Tarasiuk z dzielnicy przy ul. Olsztyńskiej znalazł nam mieszkanie na ul. Bocznej.

W Nidzicy było dużo spalonych i zniszczonych budynków w mieście. W 1945r. ja i mama chorowałyśmy na tyfus. Polacy wzywali nas na dawne gestapo, straszyli nas po wojnie, np. widłami. Ja przebywałam bardziej z rodziną z Wołynia przy ul. Olsztyńskiej. Ciocia moja chodziła pracować do rodziny Michalaka, przy gospodarstwie, by prać i sprzątać. Ojca i matki późniejszego lek. Michalaka z Nidzicy. Do szkoły jeszcze nie chodziłam. Potem szkoła podstawowa w Frąknowie. Chodziłam tam do szkoły w 1946/47r.

W 1955r. jak miałam 19 lat znów przyszłam do Nidzicy. Pierwsza moja praca była w Fabryce Mebli. Cięliśmy tam kolce, nosiło się trociny, potem do maszynowni, suszarni. Pracowałam tam krótko, 10 miesięcy. W między czasie pasłam też krowy. Potem pracowałam w Cegielni, ale tylko sezonowo. Następnie przeszłam tam, gdzie len suszyli na Niborku II, ale też krótko tam pracowałam. Potem miałam przerwę w pracy. W 1965-66r. pracowałam w grzybiarni na ul. Żeromskiego. Pamiętam też p.Michalskiego z zakładu samochodowego. W 1972r. ze Spółdzielni Inwalidzkiej poszłam już na rentę. Pracował tam pan Soboń i pisał nam różne podania. Mieszkał na ul. Olsztyńskiej. Namawiał mnie do pracy na stróżowanie w Spółdzielni. Pracowałam też w Centrali Nasiennej, gdzie suszyli zboże.

A potem przerzucili mnie do PBRolu, tam też stróżowałam.
W 1968r. wyszłam za mąż w Nidzicy za Polaka Jana Zdzisława Skoniecznego. Mąż mój pochodził z woj. warszawskiego, pow. Maków, wsi Szytno. Niemcy ich wysiedlili i mieszkali w bunkrze obok ich miejscowości. Potem przyszli do wsi Sławka Mała, gdzie mieli gospodarstwo w Spółdzielni Rolnej Łysakowo. Mama moja zmarła w 1974r. w szpitalu w Nidzicy mając 75 lat.

Pochowana jest na cm. w Nidzicy. Ciocia zaś zapoznała pana, Niemca i mieszkała na gospodarstwie w Frąknowie i tam jest pochowana. Miałam trzech synów: Marka Mariusza, zm. mając 6 lat, Jurka, zm.1991r., Andrzeja Bronisława, zm. mając 33 lata. Mam też dwie córki Wiesię, mieszka w Nidzicy, ma już swoje dzieci oraz Anię, młodsza, ma jednego syna.

Wspomnienia spisał Piotr Rafalski

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Mieszkaniec #3049282 | 188.112.*.* 26 sty 2021 13:37

    Brawo dla autora.W tej opowieści najważniejsze są fakty.Autor zachował tok narracji bohaterki.Głęboko współczuję tej Pani.A dla tych , którzy chcieliby wiedzieć kim ona się czuje, Polką, Mazurką czy Niemką , odpowiem -to nie ma znaczenia.Jest po prostu stąd.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

    1. mel #3048856 | 88.199.*.* 25 sty 2021 20:44

      Współczuję tej Pani, miała ciężkie życie. Zastanawiam się tylko kim Ona jest: niemką, mazurką czy jeszcze inną nacją? A Pan, który spisał wspomnienia. mógłby troszkę przeredagować tekst, by był bardziej zrozumiały. Normalne, że p. Skonieczna opowiadała trochę "nieskładnie" , ale można to poprawić zachowując sens jej wypowiedzi. Ogromny "minus" dla "redaktora".

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2. Gazeta #3048036 | 88.199.*.* 24 sty 2021 21:40

      jest raczej PO, czyli niemiecka, rozumiem tragedię ale nie dam się namówić, że to Polska napadła na Niemcy.

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    3. Czeka nas powtórka #3047644 | 88.199.*.* 24 sty 2021 11:09

      Czy nie macie wrażenia że PIS zaczyna jak Niemcy przed II wojną światową ?

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-6) odpowiedz na ten komentarz

    4. smutnie #3047639 | 46.186.*.* 24 sty 2021 10:58

      ale to niemcy zgotowali ten los, potem ruska dzicz

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5