Wiercenie studni jest jak krojenie tortu

2021-09-07 08:32:17(ost. akt: 2021-09-07 08:34:32)
Piotr Taratycki wody szuka za pomocą różdżki, którą sam robi

Piotr Taratycki wody szuka za pomocą różdżki, którą sam robi

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

O trudnej pracy studniarza rozmawiamy z Piotrem Taratyckim, który od prawie 40 lat wierci studnie głębinowe. Fachu uczył się niemal od dziecka, pomagając swojemu ojcu. Szkoły studniarskiej nie kończył, ale ma bardzo duże doświadczenie i wiedzę praktyczną.
— Od kiedy zajmuje się Pan studniarstwem?
— Od dawna. Tata wiercił studnie przez 40 lat. Od kiedy pamiętam, to w domu ciągle mówiło się o studniach. Już pod koniec szkoły podstawowej bacznie przyglądałem się temu, co robi tata. Zacząłem mu pomagać, gdy chodziłem do szkoły zawodowej. Razem studnie robiliśmy. Weszło mi to w krew.

— Od razu po ukończeniu szkoły zawodowej rozpoczął pan pracę u taty?
— Nie. Przez 12 lat jeździłem tirem po Polsce i Europie. Była to trudna, ale ciekawa praca. Zwiedziłem wiele krajów, ale rzadko bywałem w domu. Jak urodziły się dzieci, postanowiłem zmienić swój zawód, żeby nie być gościem w domu. Postanowiłem wówczas, razem z tatą, zająć się tylko wierceniem studni. I robię to do tej pory.

— Skończył Pan szkołę studniarską?
— Nie. Wyuczyłem się od taty. Wiem jak się wierci studnie. Ważna jest wiedza praktyczna. Żeby być dobrym studniarzem potrzeba wielu lat praktyki. Nawet najlepsza szkoła nie wyuczy tego zawodu. Da wiedzę teoretyczną, ale praktycznej nie.

— Na początku pracował Pan razem z tatą w jego zakładzie?
— Tak. Tata miał maszyny, urządzenia i zamówienia na wiercenie studni. Ja nabierałem doświadczenia i zgłębiałem swoją wiedzę na temat studniarstwa. Wierciliśmy studnie starą metodą. Rozstawiało się trójnik, kopało taką studnię długo, czasami nawet tydzień i było o wiele trudniej, ale dzięki temu nauczyłem się bardzo wiele, zawód studniarza poznałem od podszewki. Tata nauczył mnie wszystkiego.

— Od kiedy samodzielnie prowadzi Pan zakład studniarski?
— Tata przeszedł na emeryturę, a ja przejąłem po nim zakład. Unowocześniłem go. Technika wiercenia studni poszybowała w górę. Kupiłem nowe maszyny. Ja robię zupełnie nową techniką. Praktycznie maszyna sama wszystko robi. Trochę kosztowała, ale dzięki temu studnię głęboką na 50 metrów wywierci się w jeden dzień.

— Czy w każdym miejscu można wywiercić studnię?
— Nie. To nie jest takie proste. Bywa, że wierci się kilka razy, a nie ma warstwy wodonośnej. Trzeba wtedy wiercić gdzie indziej. Czasami trzeba zasięgnąć opinii radiestety. Zdarzało się, że robiłem po 5 lub 6 odwiertów, żeby trafić na wodę. Woda jest wszędzie, ale nie wiadomo na ilu metrach.

— Załóżmy, że przychodzi do Pana klient i zamawia u pana wiercenie studni. Od czego Pan zaczyna?
— Umawiam się z klientem na działce i sprawdzam gdzie jest woda. Wytyczam teren, na którym będę mógł wiercić studnię.

— Jak Pan to robi?
— Biorę różdżkę i szukam wody.

— Ma Pan specjalną różdżkę?
— Nie. Wycinam z drzewa liściastego gałązki w kształcie litery V. Biorę w ręce i chodzę po działce. Tam gdzie jest woda, różdżka, nawet, gdy trzyma się ją bardzo mocno, wygina się w dół. Wtedy wiem, że woda w tym miejscu jest, wiem też jaka jest szeroka żyła wodna, ale nie wiem na ilu metrach się znajduje i jak jest wydajna.

— Każdy może w ten sposób wykryć wodę?
— Okazuje się, że nie. Trzeba coś w sobie mieć, jakieś predyspozycje. Nas jest 3 braci, a tylko ja i mój tata mamy takie zdolności. Bracia mogą chodzić w tych samych miejscach co my i różdżka ani drgnie.

— Zdarzyło się, że różdżka źle wskazała wodę?
— Nigdy nie zdarzyło mi się pomylić w wykryciu żyły wodnej. Wodę można znaleźć także przy pomocy złotego łańcuszka. Zacznie się kręcić sam. Możemy go zatrzymać, a on i tak ponownie zacznie się kręcić.

— Wiadomo gdzie jest woda i co dalej?
— Ustalamy ze zleceniodawcą na ile metrów wiercimy. I zaczynam pracę. Na swoich terenach wiem na jakiej głębokości wodę można znaleźć. U nas w Jabłonce można ją znaleźć już na 20 metrach.

— Dobrą wodę?
— To okazuje się dopiero w trakcie wiercenia. Jakość wody zależy od warstwy wodonośnej. Jeżeli jest ona brązowa, to woda będzie miała dużo żelaza, jeśli jest siwa jak gruby piasek, to woda nie będzie miała w ogóle kamienia. To jest dobra warstwa.

— Rozpoczyna Pan wiercenie?
— Tak. Pracę tę można porównać do krojenia tortu, w którym jest warstwa kremu, ciasta, czekolady, dżemu. W ziemi jest podobnie. Warstwa gliny, żwiru, iłu, piasku i dowiercam się do źródła. Zostawiam wtedy filtr i ciągnę czystą wodę. Sprawdzam też jak będzie ona wydajna. Jeśli warstwa wodonośna jest szeroka, to wydajność wody będzie duża. Bywają warstwy np. 12 metrowe, ale są też 4-metrowe.

— I...?
— Wkładam pompę głębinową i puszczam wodę. Wystarczy ją doprowadzić do budynku. Jeśli zleceniodawca sobie życzy, to ja mogę to zrobić. Wykonuję wszystkie usługi związane z wodą.

— Od czego zależy na jakiej głębokości wierci się studnię?
— Przede wszystkim od tego jak głęboko jest warstwa wodonośna i od tego jaka powinna być wydajność wody. W domkach letniskowych, z których korzysta się tylko w sezonie letnim nie potrzeba aż tak dużo wody. Wystarczy studnia na 20 lub 30 metrów. W gospodarstwach domowych musi być głębsza, a do podlewania pól jeszcze głębsza. Poza tym musi być na tyle głęboka, żeby za kilka lat nie zabrakło wody. To ja decyduję o głębokości studni, bo to ja wiem, że wody nie zabraknie.

— Skąd Pan to wie?
— Warstwa wodonośna jest jak gąbka. Biorę ziemię w rękę, ściskam jak gąbkę i jak odpuszczę, to ziemia nadal jest mokra, a nie sucha. Trzeba mieć duże doświadczenie. Sam często się zastanawiam czy będzie to dobra warstwa. Nieraz zastanawiam się nawet ze 20 minut. Jeśli źle się oceni, to można wywiercić pustą studnię. Jeśli studnia jest w dobrym miejscu wywiercona i na odpowiedniej głębokości, to nigdy wody nie zabraknie. Wierciłem studnie, które dają nawet 30.000 litrów wody na godzinę. Trzeba znać także technikę wiercenia. Obserwować jak zachowuje się maszyna, jak płucze, jak chodzą wirniki. Muszę wiedzieć, w którym momencie trzeba przestać wiercić. To nie jest taka prosta sprawa.

— Czy są sytuacje, że w pewnym momencie trzeba się wycofać z wiercenia?
— Tak, są. Zależy to od głębokości i od warstwy. Jeśli jest bardzo głęboko i wody nie widać, to trzeba zrezygnować z wiercenia w tym miejscu. Jak idą iły, glina to lepiej przestawić się w inne miejsce. Bywa tak, że trzeba wezwać radiestetę. W tamtym roku korzystałem z usług radiestety 2 razy. W pozostałych przypadkach różdżka prawidłowo wskazała miejsce, w którym jest woda.

— Mówił Pan, że jest duże zapotrzebowanie na studnie.
— Tak, nawet bardzo duże, głównie pod budynki mieszkalne. Podłączenie do wodociągu jest droższe niż wywiercenie studni. Mieszkańcy mają własną wodę, za którą nie płacą. Czasami korzystają z własnej studni tylko na nawadnianie, podlewanie ogródków.

— Czy robi się jeszcze studnie cembrowinowe?
— Już nie. Ja nie umiałbym takiej studni wykonać. W Butrynach jest studnia cembrowinowa na 40 metrów. Według mnie, wykopanie takiej studni, to jest nie lada wyczyn.

— Podczas wiercenia natrafia Pan na jakieś niespodzianki w ziemi?
— Zdarzają się. Wyciągaliśmy z tatą na 40 metrach kawałki czarnego drewna. W Szkotowie natykaliśmy się na fragmenty drewniane, jakby jakichś zabudowań, może jakiegoś starego wału. Niestety, złota nie udało się wypłukać (śmiech). Nie natknęliśmy się także na fragmenty broni czy skarbu zakopanego w ziemi. Zdarzały się natomiast duże kamienie, niszczyło się wiertło i trzeba było przestawić się z wierceniem kilka metrów dalej lub szukać nowego źródła. To jest ziemia. Jej się nie prześwietli. Wszystko widać dopiero wtedy, gdy wiercimy.

— Z tego, co pan mówi, to wiercenie studni jest trochę loterią?
— Właściwie to tak. Rozpoczynając pracę wiem tylko gdzie jest żyła wodna, bo wskazała ją moja różdżka. Reszta to tajemnica. Nie da się określić, bez rozpoczęcia wiercenia, jak głęboko jest źródło, jaka będzie wydajność, czy wiercenie odbędzie się bez przeszkód i czy nie wywiercę pustej studni. Część rzeczy robi się metodą prób. Chyba dlatego jest to bardzo fascynująca robota. Na moje szczęście, rzadko zdarzało mi się, żebym źle wybrał miejsce i źle ocenił wydajność wody. Dlatego sama nauka zawodu nie gwarantuje jakości wykonanej pracy. Bez doświadczenia nie da rady. Ja do tej pory korzystam także z rad taty.

— Dużo mieszkańców powiatu buduje domy? Od czego zaczynają?
— Bardzo dużo powstaje nowych budynków. Wszyscy zaczynają od wywiercenia studni, bo woda do wszystkiego jest potrzebna. Mam bardzo dużo pracy. Zdarzyło mi się również wiercić studnie w Poznaniu, w Szczecinie.

— Mówi się obecnie o suszy. Czy zabraknie kiedyś wody?
— Uważam, że wody źródlanej nie zabraknie. Jest susza, ponieważ wody gruntowe wysychają. Są to wody na głębokości 6 - 7 metrów. Woda źródlana nie wysycha.

— A zatrucia wody?
— Najczęściej zatruwana jest woda gruntowa. Rzadko dochodzi do zatrucia wód źródlanych. Zdarza się, że chemikalia dotrą do źródła, ale żeby to się stało, to muszą one znajdować się w ziemi długie lata lub warstwa wodonośna jest piaszczysta lub żwirowa. Jeśli w warstwie wodonośnej jest glina, to bardzo rzadko dochodzi do skażenia źródła, bo glina jest twarda jak skała i nic przez nią nie przejdzie.

Halina Rozalska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5