Tutaj spełniam swoje marzenia

2021-09-26 16:00:00(ost. akt: 2021-09-26 15:07:55)
Paulina Cedlerska, autorka z Działdowa

Paulina Cedlerska, autorka z Działdowa

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Kryminał w Polsce jest gatunkiem szalenie popularnym. A teraz na rynku pisarskim zadebiutowała autorka z Warmii i Mazur. Rozmawiamy z Pauliną Cedlerską z Działdowa, której powieść „Dziecko z walizki” miała premierę we wrześniu.
— Lubi pani kryminały?
— Zdecydowanie. Uwielbiam snuć teorie, tropić, szukać wskazówek. Ten rodzaj emocji czytelniczych bardzo mnie wciąga. Szczególnie lubię moment, kiedy na końcu książki okazuje się, że wszystkie moje przypuszczenia były dalekie od prawdy i autor zaskakuje oryginalnym twistem.

— Widać, że Polacy coraz chętniej się w nich zaczytują. Skąd, pani zdaniem, bierze się popularność gatunku?
— Sądzę, że w każdym człowieku jest jakiś niezidentyfikowany lęk, którego nie umiemy nazwać. Thrillery czy kryminały pozwalają nam ten strach oswoić, nadając mu materialny wymiar. Taka lektura daje upust emocjom, które głęboko skrywamy pod skórą albo o ich istnieniu nawet nie wiemy. A poza tym to też dobra rozrywka i świetna odskocznia od codzienności. To książki, o których myśli się jeszcze długo po przeczytaniu i jest to bardzo uzależniające.

— Czy nie jest tak, że fascynuje nas zło?

— Może bardziej intryguje. I to nie tylko zło, ale też właśnie wyżej wspomniany strach. To czego do końca nie znamy lub nie rozumiemy.

— Nie bez powodu więc „Dziecko z walizki” miało swoją premierę we wrześniu? To książka na długie jesienne wieczory?
— To książka na każdą porę roku. Ale myślę, że ten duszny, klaustrofobiczny klimat mazurskiej wsi rzeczywiście najbardziej będzie działał na wyobraźnię jesienią lub zimą.

— Pani sama lubi się bać?

— Strach prowokuje. Do działania, myślenia lub generuje cały łańcuch innych emocji. Jest potrzebny, ale tylko w ściśle określonych sytuacjach i wtedy, kiedy jest pod naszą kontrolą. Dlatego lubię się bać w kontekście literackim lub filmowym, ale jeśli chodzi o życie codzienne, to zdecydowanie wolę unikać sytuacji stresowych.

— Klara porzuciła swoje olsztyńskie życie, by rozpocząć życie na wsi. W powieści jest trochę Olsztyna, wspomina pani Kortowo. A przecież tutaj również pani studiowała. Ten wątek pojawił się z sentymentu?
— Bardziej z tego powodu, że nie wyobrażam sobie powieści rozgrywającej się na Warmii i Mazurach bez Olsztyna. To miasto będące wizytówką tego regionu, spełniające jednocześnie określone funkcje fabularne w mojej powieści. Przywiązanie do tutejszych miejsc i znajomość lokalnego klimatu na pewno nieco pomogła mi odzwierciedlić realia.

— Podobnie jak wspomniana wcześniej wieś. Klara, główna bohaterka, pamiętała wieś jako miejsce pełne życia, biegających wesoło dzieci i magicznych zakamarków. Ta wieś mieściła się w małej miejscowości pod Szczytnem. To ma coś wspólnego z pani biografią?

— Wiele osób pyta mnie czy w książce są jakieś wątki biograficzne lub czy czerpałam inspiracje z życia. I tutaj być może zaskoczę czytelników, ale wszystko, co wydarzyło się w książce, zdarzyło się naprawdę - ale tylko w mojej głowie. Żaden wątek czy postać nie są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Wszystko jest fikcją literacką.

— Co zadecydowało o wyborze gatunku?
— Właściwie to nie dokonałam świadomego wyboru. Ta historia wykluwała się w mojej wyobraźni przez jakiś czas. I nie do końca miałam władzę nad tym, w którą stronę podąży. W pewnym momencie bohaterowie zaczęli żyć własnym życiem, a ja się im poddałam.

— Debiut pisarski kosztował panią trochę nerwów?
— Właściwie ten emocjonalny rollercoaster trwa przez cały czas od premiery. Bo wbrew wszystkim założeniom i deklaracjom trudno zdystansować się do historii, którą żyło się przez kilka miesięcy i do bohaterów, którzy w pewien sposób stali się częścią mojej codzienności.

— Teraz okazuje się, że czytelnicy nie pozwolą pani zaprzestać pisania. Jak pani ocenia, czy w przyszłości chce się pani poświęcić pisarstwu?

— Trudno mi teraz snuć takie plany. To wszystko jest dla mnie bardzo nowe i świeże. Mogę jedynie zdradzić, że pracuję nad kolejną historią, ale jeszcze nie wiem, dokąd mnie ona poprowadzi. Jedno jest pewne, wszystko znów zostanie osadzone w mazurskiej rzeczywistości.

— Pisanie i praca zawodowa to elementy, które bardzo trudno pogodzić. Pani to się udało. Jaki jest pani patent?
— Właściwie chyba jeszcze nie zdążyłam opracować unikalnego patentu. Piszę zwykle wieczorami lub w weekendy. Moja praca również polega na kreatywnym tworzeniu różnych koncepcji i m.in. pisaniu, bo jestem marketingowcem, więc myślę, że to się dość zgrabnie zazębia.

— Jednak jest pani również związana z Działdowem. Co pani tutaj odnalazła?
— Działdowo to moje rodzinne miasto. Obecnie tu mieszkam i pracuję. Kiedy wróciłam tu tuż po studiach, miałam w sobie taki pęd, żeby wyjechać, może gonić za marzeniami gdzieś dalej. A dzisiaj spełniam swoje marzenia właśnie tutaj i świetnie się z tym czuję.

— A kiedy pani nie pisze, ma wolne, gdzie pani odpoczywa?
— Kocham podróże. Odwiedzanie nowych miejsc napędza mnie do działania i jest źródłem ciekawych inspiracji. Już samo planowanie dłuższych wyjazdów czy krótkich wypadów jest dla mnie bardzo ekscytujące. Uwielbiam też relaks nad jeziorem, w lesie. Wszędzie tam, gdzie mogę być blisko natury i spędzać czas z ważnymi dla mnie osobami.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5