Kolorowy świat ubrań i balonów

2022-02-13 16:00:00(ost. akt: 2022-02-10 13:40:21)

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Rozmawiamy z Olgą Lipner, która oprócz sklepu z odzieżą, zajmuje się wykonywaniem dekoracji balonowych na różne okazje. Pierwsze zamówienia ma już za sobą. — Teraz szukam pomysłów na dekoracje walentynkowe — mówi.
— Od dawna jest Pani "na swoim"?
— Od 2011 roku. Zaczynałam od maleńkiego sklepu, w którym sprzedawałam torebki i obuwie. Pomieszczenie było bardzo małe, mieściło się w nim zaledwie parę modeli obuwia i torebek. Powoli, ale szło. Później przychodziło do mnie coraz więcej klientów, którzy pytali o ubrania. Coraz częściej jeździłam po towar, widziałam super rzeczy. Chciałam powiększyć asortyment. Doszły kapcie, wyroby ze skóry, portfele, sznurówki i inne drobiazgi.
Później zaszłam w ciążę i nie mogłam prowadzić działalności. Sklep przejął mąż i do tej pory jest właścicielem, a ja zajmuję się prowadzeniem sklepu.

— Zdecydowaliście się na powiększenie sklepu. Dlaczego?
— Zaczęliśmy powiększać sklep, ponieważ chciałam mieć coraz to szerszy asortyment. Powoli to szło, ale w końcu remont udało się zakończyć. We wszystkich działaniach bardzo wspiera mnie mąż.

— I zaczęła Pani wprowadzać do sprzedaży coraz więcej rzeczy?
— Tak. Doszło wtedy obuwie męskie, więcej modeli obuwia damskiego. Później wprowadziłam również ubrania damskie. Na początku przywoziłam po kilka sztuk. Wzięłam to, co mi się szczególnie podobało. Chciałam sprawdzić, czy ubrania będą się sprzedawały. I okazało się, że wszystkie ubrania, które miałam w sklepie szybko się sprzedawały. Postanowiłam wprowadzić je do sprzedaży na większą skalę.

— Jest to odzież dla młodszych, starszych?
— Głównie dla młodszych, ale teraz jest tak, że nie ma aż takiej różnicy. Są starsze panie, które kupują u mnie i są zadowolone. Uważają, że nie jest ważne czy sukienka ma młodzieżowy styl. Dla nich najważniejsze jest to, jak się w niej czują. Dużo pań pyta o większe rozmiary, bo teraz raczej modne są luźne ubrania w rozmiarze uniwersalnym.

— Czym się Pani kieruje w wyborze towaru?

— Sama jeżdżę po towar. Nie zamawiam przez internet, ponieważ nigdy nie wiem co przyjdzie. Na zdjęciach model wygląda idealnie, a w rzeczywistości bywa zupełnie inny. To, co zamówiłam przez internet, do tej pory nie zostało sprzedane. Teraz jadę do hurtowni i widzę na własne oczy kolorystykę, krój, mogę dotknąć materiału, ocenić jego jakość. Jeśli mi się podoba, to biorę. Staram się znaleźć coś oryginalnego, niepowtarzalnego, chociaż jest to teraz bardzo trudne. Nigdy natomiast nie powtarzam modeli torebek. Chyba że klientka sobie tego życzy.

— Ma Pani w sprzedaży także portfele. W niewielu sklepach w Nidzicy można je kupić.
— To prawda. U mnie sprzedają się dobrze. Zamawiam portfele skórzane. Są one droższe, ale klientki je kupują, bo są dobre jakościowo. Kupuję w sprawdzonych polskich firmach. Nie wiem, czy będę nadal je sprowadzać, bo ceny poszły bardzo w górę.

— Sprzedaje też Pani buty męskie. Jakimi klientami są mężczyźni?
— Bardzo dobrymi. Pan wchodzi, wybiera model, prosi o odpowiedni numer, mierzy. Jak jest dobry bierze i wychodzi. Panie natomiast o wiele dłużej wybierają, mierzą kilka modeli butów, zastanawiają się, rozważają. Po prostu potrzebują więcej czasu na decyzję. Nie ma obecnie butów o różnej tęgości. Nie ma również w rozmiarówce połówek.

— To może warto zamawiać więcej butów męskich?
— Raczej nie. Panowie rzadziej kupują buty. Panie natomiast częściej kupują buty. Inne do spodni, inne do sukienki eleganckiej, inne do stroju codziennego, do pracy, do kostiumu, a jeszcze inne na bal. Tu trampeczek, tu szpileczka, tu sandałek. Panie częściej zmieniają obuwie.

— Jak przetrwała Pani pandemię?
— Bardzo ciężko. Nic nie było dokładnie wiadomo. Jak wszystko powinno funkcjonować. Zamknęłam sklep, który chyba po 2 tygodniach otworzyłam. Później rozchorowały się dzieci. Zachorowaliśmy na covid. Sklep prawie miesiąc był nieczynny. Na pewno wielu klientów odeszło. Wiele osób zaczęło kupować przez internet. Ja też prowadziłam sprzedaż internetową. Nie mogłam się przyzwyczaić do transmisji, ale na to potrzeba było dużo czasu. Odeszłam od tego. I tak klientki przychodziły po odbiór towaru do sklepu, mierzyły zamówiony towar. I nie zawsze brały po przymiarce, bo coś nie pasowało. Nie robię problemu ze zwrotem, bo zależy mi na tym, żeby klienci byli zadowoleni z zakupu.

— Od kiedy dołożyła Pani do swojej działalności dekoracje z balonów?
— Pomysł pojawił się jeszcze przed pandemią. Na drugie urodziny dziecka szukałam elementów dekoracyjnych. Fajnych balonów, napisów. Nigdzie nie było. Jak znalazłam balony, to nie mogłam dobrać pozostałych elementów. Zamówiłam trochę z internetu. Trochę mi się udało kupić. Znalazłam napis, to chciałam dokupić cyferkę, świeczkę w tym samym kolorze. Nie było. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby otworzyć tego typu działalność. Przyszła pandemia i byłam zadowolona, że tego od razu nie zrobiłam. Pomysł został odłożony.

—Pomysł został odłożony, ale wróciła Pani do niego. Kiedy?
— Sytuacja pandemiczna trochę się zmieniła. I wtedy zdecydowałam, że jest dobry czas na to, żeby ruszyć z tymi balonami. Siostra mnie zdopingowała do działania. Zaczęłam szukać informacji na ten temat w internecie, głównie od zaprzyjaźnionych osób mających baloniarnie. Pojechałam na pierwsze szkolenie, na którym nauczyłam się podstaw. Jak pompować balony helem, jak obchodzić się z butlą z helem, żeby było bezpiecznie. Poznałam rodzaje balonów, co z nich można zrobić. Nawet nie spodziewałam się, że balonów jest bardzo wiele. Wydawało mi się, że balon, to balon. I zaczęłam powoli działać. Nadal się szkolę w tej dziedzinie. Uczę się podstaw dekoracji balonowych, sposobu ich wiązania, łączenia. Chcę, żeby moje dekoracje były dopracowane i klient był zadowolony. Sama składałam balony na próbę. Kupiłam butlę z helem i różne balony.

— Takie balony potrafią sprawić dużo radości ?
— Tak. Balon unosi się do góry, a nie leży na ziemi. Poza tym, jak dekoracja jest likwidowana, to można spróbować helu z balona i mówić takim dziwnym, cienkim głosem. Jest wtedy bardzo dużo śmiechu i zabawy.

— Pani pierwsze dekoracje trafiły już do mieszkańców Nidzicy?
— Tak, kilka dekoracji już wykonałam. Pierwsza moja dekoracja, to była taka próbna, bo musiałam sprawdzić, co już potrafię zrobić. Była to dekoracja na dziewiąte urodziny córki. Cały dzień pracowałam nad koncepcją i wykonaniem dekoracji. Bardzo dużo czasu mi to zajęło. Mówiłam do siebie: w co ty się kobieto wpakowałaś. Jedna dekoracja i cały dzień. Ale nie odpuściłam. Przygotowywałam dla córki girlandę organiczną, która składa się z wielu balonów o różnych rozmiarach. Balony od metra do najmniejszych. Wygląda przepięknie. Trzeba je dobrze połączyć. Jak to zrobić, to już tajemnica zawodowa. Dekoracja podobała się wszystkim gościom.

— A klienci przychodzą z gotowym projektem, czy wymyślenie dekoracji pozostawiają Pani?
— Bywa to różnie. Jedni mówią: dajemy Pani wolną rękę. Wtedy ja wymyślam koncepcję. Mam burzę mózgu. Chciałabym wrzucić wszystko, ale dekoracja nie może być przeładowana. Eliminuję więc poszczególne elementy i zabieram się do pracy. Okazje są bardzo różne: imieniny, urodziny, śluby, chrzty, andrzejki. Na ślub mam pierwsze zamówienie. Już mam wizję tej dekoracji. Są też klienci, którzy przychodzą z gotowym rysunkiem, zdjęciem i mówią, że chcą dokładnie taką samą dekorację. Ja wykonuję zgodnie z zamówieniem.

— Co obecnie jest modne?
— Dominuje kolorystyka różowego złota, kolor srebrny, czarny i złoty. Dekoracje z bajki "Świnka Peppa", "Psi Patrol", motywy zwierzęce i oczywiście superbohaterowie. Dla nastolatków to są motywy popularnych gier internetowych. Teraz przygotowuję się do Walentynek. Na pewno będzie dużo czerwieni.
— Czy jest to praca satysfakcjonująca?
— Tak, bardzo. Daje mi to dużo satysfakcji i zadowolenia. Jest to bardzo kreatywne zajęcie. Cieszę się, że ruszyłam z tą działalnością.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5