Pomaganie ma we krwi

2022-11-05 16:00:00(ost. akt: 2022-11-02 12:37:37)
Barbara Galas

Barbara Galas

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Rozmawiamy z Barbarą Galas, która jest już na emeryturze, ale nie zasypuje gruszek w popiele. Większość swojego czasu poświęca na działalność społeczną. Prowadzi darmowy sklep dla osób potrzebujących.
— Jest pani na emeryturze. Jak pani spędza ten czas?
— Przede wszystkim aktywnie. Nie umiem siedzieć w domu i nic nie robić. Lubię być wśród ludzi i pomagać potrzebującym. Od 1971 roku jestem członkiem Polskiego Czerwonego Krzyża i do tej pory współpracuję z zarządem w Nidzicy. Tam nauczyłam się udzielać pomocy w każdej sytuacji. Pomagamy ludziom poszkodowanym w pożarach, katastrofach i innych sytuacjach. Wówczas organizujemy pomoc czy to rzeczową, czy materialną. Zarząd się naradza co można zrobić. PCK jako organizacja nie ma pieniędzy, ale potrafi je zebrać w różnych akcjach charytatywnych. Czasami pomocą jest rozmowa, wizyta u poszkodowanego. Bardzo często sami członkowie składają się na pomoc materialną lub rzeczową.

— Skąd u pani taka chęć pomagania?
— Wyniosłam to z domu. To była zasada mojej mamy, która zawsze powtarzała: tyle jesteś wart, ile możesz dać drugiemu człowiekowi. Tego samego nauczyłam swoje dzieci. One włączają się w każdą akcję pomocową.

— Po przejściu na emeryturę postanowiła pani kontynuować swoją działalność charytatywną?
— Tak, bo jest to bardzo ważne, aby wspierać drugiego człowieka w biedzie. Jako członkowie PCK pomagaliśmy np. osobom poszkodowanym w wyniku zawalenia się budynku mieszkalnego w Safronce. Każdy z nas przekazywał potrzebne rzeczy. Zawsze włączaliśmy się w akcje pomocowe. Nasi członkowie oddają krew.

— Obecnie swój czas poświęca pani pracy w darmowym sklepie przy ul. Jagiełły. Dlaczego?
— Nie nazwałabym tego darmowym sklepem, ale magazynem pomocowym, bo sklep zawsze kojarzy się z kupowaniem, a tu wszystko jest za darmo.

— Od jak dawna on działa?
— Powstał z inicjatywy burmistrza Jacka Kosmali i grupy jego urzędników, którzy zajęli się organizacją pomocy ukraińskim uchodźcom, którzy uciekali przed wojną w ich kraju i trafili do Nidzicy. Wtedy mieszkańcy przynosili wiele darów, które najpierw były składowane w hali sportowej. Tych rzeczy było bardzo dużo, brakowało miejsca. Wówczas padł pomysł, aby taki magazyn utworzyć w klasztorku i tak się stało. Rzeczy zostały przewiezione. Posegregowanie wszystkiego i poukładanie wymagało wiele czasu. Pracowały przy tym także panie z Nidzickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Wiele godzin poświęciłyśmy na uporządkowanie wszystkiego. Panowie z NUTW pomogli poustawiać stoły, szafki. Trzeba było uporządkować rzeczy leżące na podłodze. Postanowiłyśmy, że zrobimy oddzielne działy dla dzieci, dla młodzieży, dla kobiet, dla mężczyzn, na zabawki, wózki, środki higieniczne. Rzeczy zgromadzone są w dwóch pomieszczeniach. Na początku przychodzili głównie uchodźcy z Ukrainy, którzy docierali do Nidzicy tylko z dokumentami. Było ogromne zapotrzebowanie na odzież, środki higieniczne. Właściwie na wszytko. I wszytko było. Mieszkańcy donosili rzeczy.

— Jak jest teraz?
— Obecnie jest coraz mniej rzeczy i dużo osób potrzebujących. Magazyn czynny jest 2 razy w tygodniu, w dni targowe. Zwłaszcza mieszkańcy okolicznych miejscowości są zadowoleni, że w takich dniach magazyn jest otwarty. Mówią, że idąc na rynek, czy z niego wracając, mogą zajść. Nie muszą specjalnie przyjeżdżać. Przychodzi do nas dużo osób. Są wśród nich i uchodźcy z Ukrainy, ale coraz więcej pojawia się nidziczan i mieszkańców wszystkich gmin naszego powiatu. Każdy może wziąć to, co jest mu potrzebne. Nie pytamy o nazwiska i adresy. Sami mówią, skąd przyjechali i czego szukają. Niektórzy opowiadają, jak ciężko się żyje. Chwalą tę inicjatywę. Mówią, że nie muszą już kupować rzeczy. Wiele osób skorzystało z przyborów szkolnych. Były zeszyty, długopisy, kredki, ołówki, farbki. Wszystko poszło. Niektórzy obawiają się, że magazyn zostanie zamknięty.

— Co można w tym magazynie wziąć?
— Obecnie jest o wiele mniejszy asortyment. Głównie są ubrania, buty. Najwięcej jest ubrań dla dzieci. Kurtki, sweterki, spodenki. Wszystkie rzeczy są posegregowane według asortymentu, wieku dziecka. Podobnie jest na dziale dla osób dorosłych.

— Czyli łatwo jest znaleźć to, co jest potrzebne?
— Tak. Wystarczy dobrze się rozejrzeć lub zapytać i wiadomo gdzie daną rzecz można znaleźć. Nie trzeba grzebać, przewracać ubrań. Wystarczy wziąć z określonego miejsca, obejrzeć i albo wziąć, albo odłożyć na miejsce.

— Wszyscy tak robią?
— Niestety, nie. Są osoby, które biorą do obejrzenia wiele rzeczy, a potem nie składają ich, tylko rzucają gdzie popadnie. Czasami bywa tak, że w magazynie jest totalny bałagan. I my musimy układać towar od początku. Dobrze, że takich osób jest o wiele mniej. Dla nas jest to dodatkowa robota. Musimy zostać po godzinach pracy, żeby przygotować towar na kolejny dzień.

— Czy rzeczywiście do magazynu przychodzą osoby, które potrzebują pomocy?
— Myślę, że tak. Zdarzają się też takie, które biorą po kilka kurtek, bluzek, spódnic, swetrów. Ale może biorą ubrania dla całej rodziny? Mam nadzieję, że nikt nie handluje nimi.

— Mówiła pani, że jest coraz mniej rzeczy? Co jest potrzebne?
— W magazynie mamy tylko to, co mieszkańcy przyniosą. Dlatego prosilibyśmy wszystkich o przynoszenie ubrań, pościeli, środków higienicznych, butów. Teraz najbardziej potrzebne są buty i ubrania dla dzieci i dorosłych na zimę. Brakuje również wyprawek dla niemowlaków. Właściwie to wszystko jest potrzebne. Działajmy według zasady: nie nosisz, niepotrzebne coś jest, to nie wyrzucaj. Przynieś do magazynu pomocowego. Na pewno ktoś z tego skorzysta. Niektórzy, dzięki takim darom, spokojnie przetrwają zimę.

— Od początku dyżury w magazynie pełnili także członkowie NUTW?
— Tak i nadal wspierają działanie tego magazynu. Pracy w nim jest dużo i starczy dla wszystkich chętnych do pomocy. Musi być jednak ktoś, kto będzie tam na stałe.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5