Muszą wybierać: leki czy chleb

2022-12-11 16:25:00(ost. akt: 2022-12-11 16:19:15)

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Od marca w Nidzicy funkcjonuje "sklep", w którym wszystko możemy dostać bez pieniędzy. Można do niego także przynieść nowe lub używane rzeczy, które są nam już niepotrzebne, a przydadzą się komuś innemu.
Sklep, który mieści się w budynku byłego klasztorka, czy, jak inni mówią, byłego archiwum zaczął działać w marcu, gdy rzeczy przynoszone dla uchodźców z Ukrainy trzeba było zgromadzić w jednym miejscu.

Wtedy powstała inicjatywa przeniesienia darów do budynku niemal w centrum naszego miasta. Początkowo był on głównie przeznaczony dla uchodźców z Ukrainy, których do Nidzicy i miejscowości naszego powiatu przyjechało dużo.

U rodzin znaleźli ciepły kąt i dobre warunki mieszkaniowe. Natomiast mieszkańcy przynosili do sklepu wszystko, co było uchodźcom potrzebne.

Można było tam dostać wszystko począwszy ubrań dla dzieci i dorosłych poprzez środki higieniczne, pampersy, smoczki, butelki na mleko dla niemowląt, zabawki po artykuły szkolne. Mogli z niego korzystać także mieszkańcy Nidzicy.

O funkcjonowaniu tego sklepu pani Małgosia dowiedziała się z internetu. Postanowiła tam pójść.

— Sklep otworzyła mi pani z ratusza. Zapytałam co mogę wziąć. Usłyszałam, że wszystko co jest mi potrzebne — mówi pani Małgorzata, która dodaje, że sama najpierw zanosiła rzeczy do klasztorka.

— Wszystkiego było bardzo dużo. Uchodźcy rzadko już tam zaglądali. Tam było, jak to mówią, mydło i powidło. Ja wzięłam ubrania dla siebie, wnuków, córki, pościel, ręczniki i wiele innych potrzebnych rzeczy. Wzięłam także przybory szkolne, chemię, szampony, mydełka, leki, opatrunki, ubranka dla dzieci, wózki, wanienki, pampersy, a nawet taki jeździk dla wnusiów, żeby jak przyjadą do mnie mieli się czym bawić. Zaglądałam tam często, zawsze coś znalazłam, zwłaszcza dla czwórki wnuków. Niektóre rzeczy były jeszcze z metkami, nowe. Mieszkańców Nidzicy i z okolicznych miejscowości było dużo — zapewnia pani Małgosia.

To była wielka pomoc dla ludzi biednych. — Najważniejsze w tym jest to, że nie musiałam iść do sklepu i kupić, wydać pieniądze — mówi pani Małgosia.

Dodaje, że sklep jest bardzo dobrze usytuowany, prawie w centrum miasta, na trasie z targowiska do Placu Wolności. Czynny jest przede wszystkim w dni targowe. Łatwo jest do niego trafić. Mieści się na parterze, więc nawet osoby starsze spokojnie tam wejdą.

Sklep nadal funkcjonuje, ale jest w nim już niewiele rzeczy. Nikt nie przynosi.

— Szkoda, bo szczególnie teraz wielu mieszkańców znalazłoby tam pomoc. Mam wiele znajomych, którzy nie wiedzą na co mają wydać pieniądze: na leki czy na jedzenie. A trzeba jeszcze kupić ciepłe ubranie. Nawet w szmateksie trzeba zapłacić, a tu nie trzeba wydawać pieniędzy — podkreśla pani Małgosia.

Zaznacza, że taki sklep jest teraz też bardzo potrzebny. Ludzi, którzy nie mają pieniędzy jest coraz więcej.

— Ceny towarów poszły mocno w górę, zdrożał prąd, gaz, podniesione pewnie będą czynsze za mieszkania. Życie jest coraz droższe. Można się tam było ubrać od stóp do czubka głowy. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można przeznaczyć na opłaty lub na leki. Szkoda, bo teraz to w tym sklepie nie ma prawie nic. Dobrze byłoby, gdyby mieszkańcy zaczęli przynosić rzeczy, z których już nie korzystają, a inni wezmą to z pocałowaniem ręki. Nie będą musieli wybierać między kupieniem lekarstwa czy chleba.Ludzie żyją z ołówkiem w ręku. W tych trudnych czasach musimy sobie pomagać. Idą święta, więc pomóżmy tym, którzy biednie będą je spędzać. Naprawdę nie ma się czego wstydzić, że musimy pójść do takiego sklepu — dodaje.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5