Temat wiersza zależy od nastroju

2023-03-29 12:00:00(ost. akt: 2023-03-29 17:35:23)
Zofia Mroczkowska

Zofia Mroczkowska

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Zofia Mroczkowska była nauczycielką języka polskiego. Pracowała w Szkole Podstawowej nr 2 w Nidzicy. Jej życie diametralnie się zmieniło, gdy uległa wypadkowi drogowemu. — Na przejściu dla pieszych na mnie i na wnuki, z którymi szłam, najechał samochód — wspomina.
Na szczęście wnukom nic się nie stało, ale ona została bardzo potłuczona. Do tej pory bardzo dobrze pamięta to zdarzenie, mimo że minęło już 20 lat.

— Szłam z wnukami do biblioteki. Przechodziliśmy na przejściu koło Banku Spółdzielczego. Wtedy uderzył we mnie samochód. Zdążyłam tylko krzyknąć: dzieci uciekajcie i one wbiegły na chodnik po drugiej stronie, a mnie ten samochód uderzył w tylne koło roweru, który prowadziłam. Przednie koło samochodu wyrzuciło mnie pod górkę zamkową. Byłam potłuczona, nogi miałam połamane. Twarz miałam czarną, oka nie było widać. Panie z Banku Spółdzielczego zadzwoniły po pogotowie — wspomina pani Zofia.

Później bardzo długie leczenie. — Niestety, nie doszłam do pełnej sprawności. Skutki tego wypadku odczuwam do dzisiaj — mówi pani Zofia.

Obecnie pani Zofia, ze względu na stan zdrowia, potrzebuje wsparcia w codziennym funkcjonowaniu, mieszka w pokoju treningowym przy ul. Krzywej w Centrum Rehabilitacji i uczestniczy w zajęciach terapeutycznych w Środowiskowym Domu Samopomocy.

— Trafiłam tu dzięki synowi, który mnie poinformował o takiej możliwości. Dobrze, że tu jestem, ponieważ tu odżyłam. Poznałam ciekawych ludzi i znalazłam przyjaźń. Czuję się jak w domu — mówi.

Szczególnie lubi zajęcia w pracowni artystycznej, gdzie może realizować swoje pasje. Bierze udział we wszystkich zajęciach. Często występuje w przedstawieniach artystycznych. Recytuje, śpiewa. Nawet napisała piosenkę do jednego programu. Teraz przygotowują się do Wielkanocy, głownie ćwiczą pieśni wielkopostne.

Pani Zosia z wykształcenia jest polonistką, ma łatwość pisania i zaczęła pisać wiersze, prozę, teksty piosenek.
— Moja twórczość zaczęła się od tego, że w 2021 roku wystartowałam w konkursie literackim. Terapeutka pani Ania Paszkowska poinformowała mnie, że Środowiskowy Dom Samopomocy w Przezmarku ogłosił konkurs i zaproponowała mi wzięcie udziału w nim. Zgodziłam się. I ten konkurs wygrałam. Temat tego konkursu brzmiał: Co mi w duszy gra. Ja zaczęłam swoją pracę wierszem "Ptakiem być" — mówi pani Zofia.


Pani Zofia wzięła także udział w konkursie ogłoszonym przez Radę d/s Rodzin Województwa Warmińsko-Mazurskiego pod hasłem: "Rodzina wartościami silna". Pani Zofia otrzymała nagrodę wojewody. Jej praca została także opublikowana w Biuletynie Rady.

Te nagrody i wsparcie terapeutów z ŚDS upewniły ją, że może pisać, tworzyć, bo robi to dobrze. Pani Zosia podkreśla, że chwyta za przysłowiowe pióro, gdy przyjdzie wena. Wtedy zaczyna pisać.


— Siedzę sobie i przychodzi mi pomysł na wiersz. Tematy same do mnie przychodzą. Spojrzałam przez okno. Zobaczyłam śnieg i napisałam wiersz pt. ,,Śnieg".

Wiersze piszę na kartkach. Wszystkie moje utwory ma terapeutka pani Ania Paszkowska, która je przepisuje w komputerze — mówi Zofia Mroczkowska. Podkreśla również, że temat wiersza zależy także od jej nastroju. — Jak jestem smutna, to piszę takie "smętki". Czasami je później wyrzucam, albo poprawiam. Jak jestem zadowolona, to moje wiersze są weselsze — dodaje.
Jak mówi, wiersz powstaje od razu, nie odkłada jego dokończenia, bo myśl później ucieka. Tematy są bardzo różne. Pisze o uczuciach, o przyrodzie.
Często są to wiersze o Kurpiach, skąd pani Zosia pochodzi. — Czas dzieciństwa bardzo dobrze pamiętam — zapewnia.
Halina Rozalska

Za tę pracę pani Zosia dostała nagrodę wojewody
„Rodzina z wartościami to silna rodzina” – wspomnienia i świadectwa.

Dom, w którym dorastałam, żyje w mojej pamięci jako ostoja naszej rodziny, której fundamentem była odpowiedzialna miłość moich rodziców, ludzi prostych, głęboko wierzących, wychowanych na wsi, szanujących swoją pracę na roli, zżytych z ziemią, krajobrazem, zwyczajami i kulturą Kurpi pod Ostrołęką.

Rodzice wychowywali nas w duchu poszanowania najwyższych wartości; wiary, szacunku dla każdego człowieka, utrwalania pamięci o dziejach Ojczyzny i losach Polaków.

Każdej niedzieli chodziliśmy pieszo do kościoła w Nowej Wsi, odległego o 7 km. Lat

Po mszy św. odwiedzaliśmy cmentarz, gdzie znajdowały się groby bliskich i znajomych osób. Chodziliśmy też do lasu, na miejsce w pobliżu Grabówka, gdzie znajdowały się zgliszcza spalonej rodziny gajowego.

Przechowywaliśmy w naszej pamięci ustnie przekazywane świadectwo męczeństwa naszego narodu. Okazywaliśmy też należytą cześć dla grobów nieprzyjaciół; jako dzieci opiekowaliśmy się mogiłą niemieckiego żołnierza, który został zabity w czasie działań wojennych, po podpaleniu przez niego wsi.


W domu było nas sześcioro. Wychowanie takiej gromadki dzieci w trudnych warunkach powojennej wsi wymagało od moich rodziców wielkiego trudu i poświęcenia. Rodzice pracowali bardzo ciężko, ale cieszyli się każdym dniem i swoją pracą, dzięki której mogli nas wyżywić i wykształcić.

Troszczyli się o nas, a my staraliśmy się nie przysparzać im kłopotów. Nikt nie musiał objaśniać nam, jaką wartość ma miłość i wsparcie w rodzinie. Po prostu zrodziły się i istniały.

Obowiązek pomagania powstał w nas z miłości do rodziców, był czymś niewymuszonym, stałym, nieliczonym materialnie. Starsze dzieci pomagały rodzicom w opiece nad młodszymi. Mimo że byliśmy liczną rodziną, w domu panowała zgoda i wzajemne zrozumienie. Było to szczególnie ważne w sytuacjach dramatycznych.

W 1952 roku doszczętnie spłonął nasz dom. Przyczyną pożaru był wybuch niewypału w kominie. Zostaliśmy bez dachu nad głową. Wspieraliśmy się wzajemnie w tych niezwykle ciężkich warunkach.
Schronienia na czas zimy udzielili nam sąsiedzi, za co byliśmy im bardzo wdzięczni. Potem jakiś czas mieszkaliśmy w stodole. Byliśmy szczęśliwi, gdy na miejscu pogorzeliska wiejscy cieśle postawili nam nowy dom.

Przy budowie tego domu otrzymaliśmy ogromną pomoc od sąsiadów, z którymi przez wiele lat żyliśmy zgodnie, pomagając sobie nawzajem. Z perspektywy czasu widzę, jak wielką wartość miało dostrzeganie cudzych nieszczęść i sąsiedzka pomoc, uwolnienie nas od problemów, z którymi sami nie poradzilibyśmy sobie.


Nasz nowy dom był zbudowany z drewnianych belek. Miał szerokie okna na frontalnej ścianie. Odbijały się w nich klomby z krzakami piwonii i róż w kolorze czerwieni i bordo, które przenikały się w kwietnej harmonii.

Ściany pomieszczeń pokryte były tynkiem z gliny w kolorze błękitu nieba. Na jednej ze ścian zawieszony był ślubny portret moich rodziców. Szczęście szczerej, wzajemnej miłości nie znika z ich twarzy mimo upływu czasu. A to przecież minęło już tyle lat….

W rogu pokoju na małym stoliku, przykrytym białym obrusem, stała figurka Matki Bożej, przed którą w każdą niedzielę kobiety z naszej wsi Grabówek zbierały się na modlitwie różańcowej, prowadzonej przez moją mamę. Do modlitwy klękała cała nasza rodzina, łącznie z babcią Rozalią, która mieszkała z nami w swojej izdebce i którą zapamiętałam w kurpiowskim stroju.

Obraz domu rodzinnego w mojej pamięci składa się z wielu odsłon. Mają one różną treść, ale łączą je te same wartości: miłość, wiara, uczciwość, odpowiedzialność, praca, współczucie, serdeczność, więź, szacunek, wsparcie i wzajemna pomoc. Wartości te zostały głęboko wszczepione i zakorzenione w sercu moim oraz moich bliskich w rodzinie i wciąż trwają w naszej pamięci jako niezniszczalne dziedzictwo.

Wiersz "Ptakiem być" — I nagroda w konkursie literackim w Przezmarku

„Ptakiem być”
Ptakiem być…
Przeżywać wzloty,
Mijać przeszkody,
Kolczaste płoty.
Chmury kłębiaste
Śledzić od spodu,
Latać w pogodę
I w dzień pełen chłodu.
Poczuć swobodę,
Pęd wysokości,
Głosić skrzydłami
Hasła wolności.
Gniazda budować
Na polskiej sośnie,
Słuchać, jak dzięcioł
Stuka radośnie.
Patrzeć, jak karmi
Pisklęta młode,
Podziwiać, kochać
Świata urodę
I skrzydeł Orła Białego szum.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5