Historia jednej rodziny - cz. III

2023-07-14 07:00:00(ost. akt: 2023-07-13 09:57:17)
Nowomalin współcześnie. Kaplica, pozostałość po majątku rodziny Dowgiałło

Nowomalin współcześnie. Kaplica, pozostałość po majątku rodziny Dowgiałło

Autor zdjęcia: zbiory autora

Artykuł poświęcony jest rotmistrzowi Karolowi Dominikowi Marianowi Dowgiałło z 1 pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego i jego najbliższej rodzinie, zamordowanemu przez NKWD w 1940 roku, spoczywającemu na Polskim Cmentarzu Wojennym w Kijowie-Bykowni. Część I artykułu ukazała się w ,,Naszej Gazecie Nidzickiej" - 18 maja 2023 r., część II - 25 maja 2023 r.
Dodam jeszcze kilka słów o mojej Matce Zofii. Opowiadała mi, że zaraz po moim urodzeniu, w 1928 roku, przyjechała do Nowomalina (Nowego Malina). Z początku jej, warszawiance, trudno było mieszkać na wsi. W majątku brakowało prądu, wodociągu, kanalizacji, samochodu, telefonu, centralnego ogrzewania, ponieważ
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Historia jednej rodziny - cz. II

Historia jednej rodziny - cz. II

na to wszystko brakowało finansów. Warunki mieszkaniowe mieliśmy skromne i proste. Moja matka martwiła się o nas, dzieci, gdyż do lekarza trzeba było jechać 12 km, a do pociągu 25 km. Dookoła sam las, ale powoli się przyzwyczajała. Z zawodu była siostrą medyczną, dlatego sama leczyła nas. A później, gdy poznała ludzi ze wsi, to chodziła do ich domostw z lekami lub ludzie przychodzili do naszego domu na zmianę opatrunków na różne rany. Zapraszała także panie ze wsi na naukę higieny i opieki nad małymi dziećmi. Naturalnie, jeśli w naszym domu czy we wsi ktoś był ciężko chory, to jechało się konno do lekarza do Ostroga.

Matka uczyła się w szkole muzycznej w Warszawie gry na fortepianie, dlatego jesienią i zimą w domu u nas było dużo muzyki: ojciec grał na wiolonczeli. Przychodziła do nas śpiewać nauczycielka ze szkoły pani Góra. Wiosną i latem nie starczało na to czasu, ponieważ trzeba było zajmować się ogrodem, zwierzętami i konserwacją różnych płodów rolnych.

Chciałbym wspomnieć także o ludziach z Nowomalina. Najlepsze wspomnienie związane są z dwiema Olgami, naszymi opiekunkami, kiedy byliśmy mali. Jedna to była Olga Gonta, cudowna osoba, a druga - sympatyczna i dobra Olga Sywuk, która była ciotka mojego kolegi Iwana Sywuka. Z Iwanem i innymi chłopcami bawiliśmy się w wojska i organizowaliśmy bitwy. Mieliśmy miecze wycięte z gonu naszykowanego do naprawy dachu, a dodatkowo ojciec zafundował nam zabawkowe pistolety i kaptury, dzięki czemu nasze bitwy były bardzo huczne.

Kiedy zaś obie zwycięskie armie były mocno zmęczone, moja mama częstowała je, zapraszała na plantacje truskawek, gdzie większa część była już zebrana. Zachowywaliśmy się cicho, żeby nas nie zobaczył sadownik, bo by się rozgniewał. Był to sędziwy człowiek o imieniu Tychon Borysiuk, który miał pomocnika Jakima. Bardzo ich lubiliśmy, bo oni zawsze mieli dla dzieci jakieś dobre owoce lub kwiaty.
Także z przyjemnością wspominam kowala z kuźni. Lubiłem patrzeć, jak on ręcznie kuł różne przedmioty z żelaza, a mi dawał krzesiwo do wzniecania ognia. Kolegowaliśmy się z rodziną Lisowskich. Ich było trzech braci: Sienko zajmował się końmi i bryczką oraz odpowiadał za jazdę konną, Hryhor był naczelnikiem służby od regulacji poziomu wody w podziemnych kanałach i od łódek na stawie, którymi pływaliśmy z nim polując na kaczki oraz Jewhenko - starszy od ochrony lasu.

We wsi było dużo rodzin o nazwiskach brzmiących po polsku: Gąsiorowscy, Jaworscy, Jezierscy, Przewłoccy i inne. Wszyscy oni byli prawosławnymi, ale mieli stare dokumenty z wojskowymi pieczęciami z XVII wieku z podpisem króla, który nadał im ziemie i przywileje szlacheckie za zasługi na wojnach. Moi rodzice mówili, że widzieli te dokumenty. Jeżeli niektórzy z nich byli wiary katolickiej, to w XIX wieku na rozkaz cara musieli przejąć prawosławie i tak w nim pozostali. Jewhenko Lisowski został wywieziony na Sybir 1940 roku, potem trafił do Armii Andersa, w końcu znalazł się Nowej Zelandii. Ta wojna rozsiała ludzi po całym świecie. Pamiętam jeszcze Fańkę- młodego wysokiego człowieka, którego bardzo lubiliśmy za jego wesołość. Tak zapamiętałem ludzi z Nowomalina i do końca życia będę nosił wdzięczność wobec wszystkich osób, które pomogły nam przeżyć ciężkie czasy jesieni 1939 r.” (wspomnienia te opublikowano w prasie ukraińskiej, przetłumaczyła Elwira Gilewicz).

Andrzej Dowgiałło zmarł 8 marca 2023 roku w Warszawie, pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Z relacji prof. Jana Dowgiałło:
„Inwazja sowiecka oznaczała koniec świata polskich ziemian. Tę grupę społeczną najeźdźca postanowił zniszczyć. 17 września 1939 r. wypadł w niedzielę. Jak co tydzień zgromadziliśmy się w położonej przy zamku kaplicy. W pewnym momencie po dachu zarechotały kule. Wskoczyliśmy pod ławki, kaplica została ostrzelana przez samolot , który przyleciał ze Wschodu. W ten sposób dowiedzieliśmy się, ze Związek Sowiecki zadał cios w plecy- opowiada „Rz’ Jan Dowgiałło.
Bolszewicy chcieli nas rozstrzelać!

Rodzina mieszkała w zamku w Nowomalinie na Wołyniu. 12 km od Ostroga, 5 km od granicy ze Związkiem Sowieckim.

Przez pierwsze dwa dni przed bramą przelewała się szara rzeka bolszewickiej piechoty. Co to była za zbieranina! Nieobrębione szynele, karabiny na sznurkach. Do dziś pamiętam unoszący się nad nimi fetor. Pot, brud, nieprzetrawiony alkohol - wspomina Jan Dowgiałło. Po dwóch dniach do zamku w Nowamalinie przyjechało czarnym samochodem dwóch funkcjonariuszy sowieckiej bezpieki po cywilnemu. Przeszukali dom i zabrali całą broń myśliwską. Zabrali także właściciela majątku Karola Dowgiałłę.

- Rzekomo miał podpisać jakiś protokół na posterunku w Ostrogu. Rodzina dowiedziała się, co się z Nim stało, dopiero w latach 90., gdy władze w Kijowie przekazały Polsce tzw. Ukraińską Listę Katyńską. Figurowało na niej m.in. nazwisko Karola Dowgiałły. NKWD zamordowało Go wiosną 1940 r., a ciało zostało najprawdopodobniej pogrzebane w masowe podkijowskiej mogile (Polski Cmentarz Wojenny Kijów-Bykownia) . – Gdy zabrakło ojca, pod bramą zamku zaczął się gromadzić tłum włościan podburzonych przez sowieckich agitatorów. Sytuacja była coraz bardziej napięta. Pewnego razu bolszewicy chcieli nas rozstrzelać, uratował nas leśniczy. To był moment , w którym mama zdecydowała, że uciekamy - opowiada Jan Dowgiałło. Rodzina przedostała się do Lwowa, a następnie udało się jej uciec do znajdującej się pod okupacją niemiecką Warszawy. Zamek został splądrowany przez bolszewików, a na przełomie 1943 i 1944 roku wysadzili go w powietrze Niemcy.

To tylko fragmenty wspomnień prawdziwej historii rodziny rotmistrza Karola Dowgiałło, zamordowanego strzałem w tył głowy przez NKWD wiosną 1940 roku. Wiele krwi w tej rodzinie przelano z myślą o wolnej i niepodległej Polsce.
Szanujmy wolność i dbajmy o naszą wspólną przyszłość pamiętając o przeszłości!

Jan Domański, członek Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Olsztynie, Koordynator Regionalny Programu Katyń... Ocalić od Zapomnienia.

Obrazek w tresci

fot. Pułkownik Bolesław Mościcki Dowódca i patron 1 Pułku Ułanów Krechowieckich
fot. zbiory autora


WCZEŚNIEJSZE ODCINKI:




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5