Z Afryki przeprowadzili się do Nidzicy

2023-06-25 16:00:00(ost. akt: 2023-06-25 10:53:06)

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Ruby Wagner urodziła się i mieszkała w Afryce Południowej. Wyszła za mąż za Polka Pawła i razem przeprowadzili się do Nidzicy. Poznali się na statku, gdzie obydwoje pracowali. Od 17 lat są szczęśliwym małżeństwem, mają 3 synów: Liama, Nolana i Aleca.
20 lat temu Ruby pracowała na statkach pasażerskich i tam poznała swojego męża. — Nie wiedziałam wtedy zbyt dużo o Polsce, ale bardzo się ojczyzną Pawła zainteresowałam.

Praca, miłość i ślub
— Przez parę lat razem pracowaliśmy na tym samym statku i podróżowaliśmy dookoła świata. Ciągle byliśmy w podróży — wspomina. Zakochaliśmy się w sobie. To był 2003 rok. Obydwoje byliśmy kierownikami restauracji, ale każde z nas zajmowało się innymi sprawami. — mówi.
Ślub wzięli w 2006 roku w Krugersdorf około 120 km od Pretorii. Było bardzo gorąco. Ruby miała na sobie białą suknię, welon. Ślubu udzielał im ojciec Ruby, który jest pastorem. Ojciec biologiczny prowadził ją do ślubu, a ojciec, który ją wychował - ślubu udzielał. Na weselu było 250 gości. Głównie była to rodzina i znajomi Ruby. Z Polski dojechali tylko rodzice i siostra Pawła.

Ich domem był statek

— Później, już po zawarciu małżeństwa, razem podróżowaliśmy po świecie. Przez 6 miesięcy naszym domem był statek, potem mieliśmy długie wakacje, które spędzaliśmy albo u mnie, albo w Polsce, albo podróżowaliśmy w inne miejsca — mówi Ruby. Postanowili wreszcie zrezygnować z tej pracy i otworzyli swoją restaurację w Pretorii. Była ona skoncentrowana na winach i serwowaniu wina z całego świata, ponieważ obydwoje dobrze się na tym znali.

Sprzedawała samochody ciężarowe

W końcu zdecydowali się założyć rodzinę. Zrezygnowali z prowadzenia restauracji, bo nie dało się tych dwóch rzeczy pogodzić. — Po dwóch latach sprzedaliśmy restaurację i przeprowadziliśmy się do Kapsztadu. Zaczęłam zajmować się sprzedażą nieruchomości. Nie bardzo mi się ta praca podobała. Dostałam dobrą ofertę pracy w firmie Mercedes, gdzie sprzedawałam samochody dostawcze, ciężarowe. Jeździłam 11-metrowym zestawem ciężarowym, musiałam nauczyć się jak je sprzedawać i jak nimi kierować — mówi.

Spokojne życie wśród winnic

Wkrótce jej mąż dostał nową pracę i dzięki temu mogli przeprowadzić się 60 kilometrów od Kapsztadu niedaleko winnic. — Mieszkaliśmy w domku koło lasu. Wreszcie nasze życie troszkę zwolniło. Zaczęła się nam ta wolność podobać. Mogliśmy więcej czasu spędzać z dziećmi, zwłaszcza, gdy zaczął się covid. Doszliśmy wtedy do wniosku, że te nasze prace wymagają dużo czasu i zaangażowania. Dojazd do miejsca pracy i dowóz dzieci do szkoły zajmował nam niemal połowę dnia. Poza tym zrobiło się tam bardzo niebezpiecznie — mówi Ruby. Postanowili wyjechać z Afryki. Myśleli o Australii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, bo mają tam dużo rodziny i znajomych. Zaczęli szukać, dowiadywać się jakie są warunki, jakby to było z przeprowadzką, mieszkaniem, pracą. Zastanawiali się także nad tym, żeby najpierw poleciało jedno z nich, potem dopiero drugie.
— Okazało się jednak, że w tych krajach jeden z ich synów Liam, który ma autyzm, nie mógłby chodzić do szkoły, nie miałby tam dobrej opieki, takie dzieci są brane pod lupę, czekałoby syna i nas wiele problemów, załatwiania wielu dokumentów — mówi.

Nie porzucili pomysłu wyjazdu z Afryki.
— Kocham swój kraj, jest przepiękny, ale sposób życia za drutami kolczastymi, jest bardzo niebezpieczny. Sam fakt, że teraz dzieci mogą pojechać na rowerach do szkoły, możemy razem bezpiecznie pojechać na wycieczkę rowerową, pograć w piłkę na obojętnie jakim boisku, to jest coś czego oni nigdy w życiu dotąd nie mieli, a ich koledzy w Afryce nigdy tego nie będą mieli. My chcieliśmy dla naszych dzieci zupełnie czegoś innego — mówi Ruby.

Decyzja zapadła
Wspomnieli wówczas rodzicom Pawła, że chcą wyprowadzić się z Afryki. Rodzice zaproponowali, że mogą przenieść się do Polski, a jak do Polski, to do Nidzicy, skąd pochodzi Paweł, który wyjechał z rodzinnego miasta, gdy miał 19 lat.
— Mąż trochę się obawiał jak ten jego powrót będzie wyglądał, ale podjęliśmy decyzję, że przenosimy się do Nidzicy. Zaczęliśmy trochę dowiadywać się jak będzie ze szkołą Liama. Nie napotkaliśmy żadnych przeszkód. Nie było żadnych problemów z podjęciem przez niego nauki. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem jak wszystko odbywa się bezproblemowo dla dzieci z autyzmem. Zaczęliśmy się wtedy zastanawiać co z naszą pracą. Mąż mógł pracować w szkole jazdy, którą prowadzi jego tata. W końcu podjęliśmy decyzję, że jedziemy — opowiada Ruby.

Czas w drogę
Przed wyjazdem sprzedali wszystko, co mieli, wylogowali się ze wszystkich kont w Afryce, nie pozostawili sobie drogi powrotu. Swoje rzeczy spakowali w wielki kontener, który dotarł do Polski.
— Dzięki pomocy rodziców męża, którzy wynajęli dla nas dom, mieliśmy od razu gdzie zamieszkać. Teraz zamierzamy kupić własny dom — mówi Ruby. Po przyjeździe realia zmieniły trochę ich początkowe plany. Ruby pracowała zdalnie dla firmy, która załatwia ubezpieczenia medyczne dla ludzi, którzy nie są z Polski, a chcieliby mieć tutaj ubezpieczenia, pracowała również w firmie medycznej, która obsługiwała klientów zagranicznych.

Założyła własną działalność

Zawsze Ruby marzyła, żeby mieć swój interes, pracować dla siebie, a nie dla kogoś innego.
— To daje wolność, możliwość ustalania godzin pracy, czasu pracy. Paweł zaczął pracę w szpitalu i uczy się w szkole medycznej. Mąż musi się dostosować do dyżurów, więc ja chciałam mieć więcej wolności i czasu. Jestem bardzo dokładna, mam zmysł artystyczny, postanowiłam zająć się robieniem manicure dla kobiet. Otworzyłam własny salon. Mam zamiar się rozwijać — dodaje. — Mam czas na zajęcie się dziećmi, domem. Bardzo mi się ta praca podoba — mówi.

Bardzo lubi Nidzicę
Pierwszy rok był dla niej trudny. Przeszkodą była bariera językowa. — Lubię spotkania towarzyskie, a mówię tylko po angielsku, Powoli uczę się języka polskiego, który jest bardzo trudny. Lubię Nidzicę i jej mieszkańców. Są inni niż ci, których dotychczas znałam. Są bardzo pogodni i weseli, ale chyba trochę się mnie obawiają, bo mało znam język polski i trudno mi się porozumieć z nimi — śmieje się.
Czuje się w Polsce bardzo dobrze, bo jej życie zwolniło do takiego tempa jak chciała.

Ma czas dla dzieci i męża

— Mam więcej czasu dla dzieci, męża, rodziny. Nie muszę pokonywać wielu kilometrów, żeby dotrzeć do pracy, do szkoły dzieci, do sklepu. Wszystko jest blisko. Odległości można pokonać na piechotę, nie trzeba stać w korkach pół dnia. Najważniejsze, że jest bezpiecznie — mówi. Cieszy się, że dzieci czują się dobrze w szkole, w przedszkolu. — Obawialiśmy się, że synowie będą mieli problemy z językiem, bo znali tylko angielski, ale chłopcy bardzo szybko się polskiego nauczyli, przystosowali się, dzięki nauczycielom, do polskiej szkoły. Są dopiero drugi rok w szkole, a już mówią płynnie po polsku. Mają świetne wyniki w szkole. Liam, mimo autyzmu, radzi sobie bardzo dobrze — zapewnia Ruby.

W Polsce czuje się bezpiecznie
— W Polsce czuję się bezpiecznie, czego brakowało mi w Afryce. Nie muszę ciągle obserwować dzieci w obawie, że ktoś je porwie, albo zrobi im krzywdę. Klimat również mi nie przeszkadza. Jetem bardzo zadowolona. Tu są 4 pory roku - wiosna, lato, jesień i zima. W Afryce były tylko 2 sezony - ciepło i zimno. W Pretorii temperatury spadały do - 5 stopni. Rano trzeba było się cieplej ubrać, a po południu w krótkie spodenki. Śnieg w górach też pada, można uprawiać sporty narciarskie, więc śnieg nie był dla mnie zaskoczeniem — mówi.

Co ją zaskoczyło w Polsce?
W Polsce dziwne się jej wydaje, że wszyscy zwracają się do siebie proszę pani, proszę pana. Ona jest przyzwyczajona do mówienia na ty. Zdziwiona też jest tym, że obchodzi się, oprócz urodzin, także imieniny oraz to, że w każde święta w telewizji lecą filmy: Szklana pułapka i Kevin sam w domu. W Afryce podobnie obchodzone jest Boże Narodzenie, tylko Mikołaj przychodzi w krótkich spodenkach. Bardzo się jej podoba jak Polacy obchodzą wszystkie święta kościelne np. Palmowa Niedziela, Zielone Świątki, Boże Ciało, Pasterka, w których bardzo chętnie teraz uczestniczą. Ruby czasami ma problem z zakupami, ponieważ w Polsce jest np. dużo rodzajów mąki lub ziemniaków. Trzeba wiedzieć jakie kupić. W Afryce była jedna mąka i brało się ją z półki sklepowej. Jest zaskoczona tym, że ludzie mieszkają w domach bliźniakach. Cieszy ją natomiast, że nie ma ogrodzeń, drutów kolczastych, z czym miała do czynienia w Afryce.

Nie zjadłaby kaszanki
W Afryce jedli dużo wołowego i baraniego mięsa. Wieprzowiny nie jedli, bo była okropna.
— W Polsce nie jemy wołowego mięsa, bo jest okropne, ale za to jemy wieprzowinę, bo jest bardzo dobra. Jemy dużo ryb, wędlin, kurczaków — wylicza.
Po raz pierwszy spotkała się z gołąbkami, bigosem, ogórkami kiszonymi, pierogami. Bardzo lubi ogórki kiszone, zwłaszcza małosolne, które sama robi. Lubi jabłka, truskawki, maliny, poziomki, jagody.
—Trzeba doceniać to, co tu w Polsce rośnie i tym się delektować — mówi. Nie zjadłaby natomiast kaszanki, flaków oraz maślaków w occie, woli prawdziwki. Podobnie jak w Afryce, lubi grillować.





2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5