Darek Grzebski podjął kolejne wyzwanie

2023-10-20 19:00:00(ost. akt: 2023-10-20 15:21:07)

Autor zdjęcia: Michał Sadowski

Dariusz Grzebski, utytułowany biegacz z Nidzicy, zdecydował się na kolejne bardzo trudne wyzwanie.
21 października o 1 w nocy wyrusza z Krynicy, aby dobiec do Komańczy. Trasa trudna na dystansie 150 km, przewyższenie: 5860 m+. Ma na pokonanie trasy 35 godzin.

Jak podaje strona internetowa RundAndTravel, "Beskid Niski to górska ojcowizna Łemków, dumnie nazywana przez nich Łemkowyną (...). Tych, którzy wybiorą się tu w październiku wita jesienną paletą barw, czasem słońcem, czasem deszczem, a na pewno dużą ilością słynnego beskidzkiego błota, którego nie brakuje na szlaku". (https://runandtravel.pl/lemkowyna-trail-2023-warto-wiedziec-biegiem/)

Na taką wyprawę musi zabrać bardzo dużo obowiązkowego wyposażenia: dwie sprawne czołówki, kurtkę przeciwdeszczową, bluzę z długim rękawem, długie legginsy/spodnie, komin, czapkę, światło czerwone, gwizdek, opatrunki, plastry, folię NRC, picie, kubek, bidony, sprawny telefon, pięć dych, mapę, buty do biegów górskich. Takie wyposażenie potrafi ważyć ładnych parę kilogramów, a przecież trzeba wziąć jeszcze jedzenie, żele energetyczne i wiele innych rzeczy, które przydadzą się na trasie. (Nidzica Biega)

Czy da radę?
Na pewno jest przygotowany duchowo i fizycznie. Obiecał, że po powrocie z trasy opowie o swojej wyprawie.

— Jak przeżyję, to na pewno opowiem o tym biegu — zapewnia Dariusz Grzebski.

Przypominamy wywiad z Dariuszem Grzebskim z maja 2023 roku

Ból szybko mija, a duma zostaje

— Zbliżał się pięćdziesiąty kilometr, a ja dalej biegłem sam, wyprzedzając kolejnych zawodników z dystansu 76 km. Ostatnie dwa kilometry nie odwracałem się za siebie i biegłem ile sił w bolących już nogach. Ostatni stromy zbieg, ostry zakręt i wbiegam na metę. Coś niesamowitego. Wygrałem — wspomina Dariusz Grzebski.
Dariusz Grzebski jest nauczycielem w Zespole Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Nidzicy. Razem z Piotrem Jastrzębowskim prowadzą szkołę nauki jazdy. Jak mówi, jest to praca siedząca, cały czas w samochodzie, nogi zgięte i ciągła koncentracja uwagi.

— Tak się zasiedziałem, że sporo przytyłem. Postanowiłem się odchudzić i zacząłem biegać. Na początku, a był to rok 2015, biegałem na krótkich dystansach, ale dawało to efekty w chudnięciu — wspomina.

Nie miał wówczas żadnego doświadczenia w bieganiu. Po prostu wychodził z domu i ruszał przed siebie. Zaznacza, że biegał wówczas za szybko, w zbyt wysokim tempie i tętnie. Często miewał kontuzje, niemal co kilka miesięcy i przerwa w bieganiu. Robił rocznie około 1500 km.

— Nie było to zbyt dużo — dodaje. Brał również udział w różnych zawodach biegowych w Nidzicy. Chciał podciągnąć siłę biegową i poprawić wydolność. Tu przydały mu się treningi pływackie na basenie w Chorzelach, na które jeździł z kolegą Piotrem Jastrzębowskim.


— Treningi odbywały się 3 razy w tygodniu. Wstawałem o 5 rano, o godz. 5:30 wyjazd na basen i na godz. 8 do pracy. Wystartowałem też w swimrunie w Wiknie. Był to bieg połączony z pływaniem. Trzeba było przepłynąć kilkaset metrów, zrobić kilka kilometrów przez las i znowu do jeziora — wspomina.

I wreszcie pierwszy start biegowy w Ultra Mazury w Starych Jabłonkach. Był to bieg przełajowy na 37 kilometrów. Bieg po lasach, pagórkach. Dobiegłem do mety i byłem bardzo zmęczony. Cieszyłem się, że dobiegłem, że to już koniec tej mordęgi. Leżałem na trawie. Podszedł do mnie kolega, fotograf, zaprawiony ultramaratończyk i powiedział: zobaczysz ból szybko minie, ale duma zostanie. I tak faktycznie było. Nie zrezygnowałem. Podobało mi się. Zacząłem przygotowywać się do dłuższych dystansów — mówi.

Trenował sam, układał plany treningów, pokonywał coraz dłuższe dystanse po 90 - 100 kilometrów tygodniowo. Robił raz szybsze przebieżki, innym razem wolne wybiegania. W 2019 roku na zawodach pokonywał krótsze trasy - 50 km, w kolejnych latach coraz dłuższe.

Było tych biegów, zwłaszcza w 2022 roku, bardzo dużo. W lutym w Zimowych Mistrzostwach Pomorza w Biegach Anglosaskich w Gdańsku na dystansie 40 km zajął trzecie miejsce. W marcu wystartował w 12-godzinnym biegu w Szczytnie. Trzeba było biegać przez 12 godzin dookoła jeziora. Można było robić przerwy na odpoczynek, jedzenie. — Ja postanowiłem, że zrobię 100 kilometrów i skończę bieg. Zajęło mi to 9 godzin i 43 minuty. Były oczywiście przerwy na uzupełnienie płynów i zjedzenie kanapki — mówi.


W sierpniu 2022 roku znowu wystartował w zawodach w Starych Jabłonkach, tym razem na dystansie 100 km.

— Była super atmosfera, kibice, jak wbiega się na metę wiwatują. Każdego witają jak zwycięzcę bez względu na to, na którym miejscu dobiegnie się do mety — zapewnia.

Najbardziej zapamiętał bieg w Supraślu na Podlasiu, dystans 70 km. Był październik, piękna jesień i piękne lasy. — Nie było tam zbyt wiele przewyższeń do pokonania, ale była niesamowicie wspaniała atmosfera. Dobiegłem drugi — wspomina.

— Podczas każdego biegu na trasie są punkty żywieniowe, gdzie można coś zjeść, wypić i odpocząć. Ja zwykle nie odpoczywam, biorę bułkę, jakiś napój i biegnę dalej — mówi Dariusz Grzebski.

Dariusz Grzebski brał udział również w biegu Ultra Łoś w Zakurzewie niedaleko Grudziądza. Wystartował na spokojnie jako ostatni, ale nie wytrzymał i zaczął przyspieszać

— Zbudził się we mnie duch walki. Byłem bardzo zmęczony, a mimo to ostatnie kilometry biegłem bardzo szybko. Działa chęć dobiegnięcia, prześcignięcia kogoś. Sam nie wiem skąd mam tyle siły. Dobiegłem jako czwarty. Z kolei w biegu w Supraślu cały czas uciekałem przed chłopakiem, który był za mną około 3 minut. Po dobiegnięciu do mety, mówił mi, że cały czas dzwonił do swojej żony, żeby powiedziała o ile minut go wyprzedzam. A mimo to nie dałem się wyprzedzić. Na trasie są takie emocje, że trudno je wytłumaczyć. Czasami jestem tak bardzo zmęczony, ciało niemal odmawia posłuszeństwa, łapią mnie skurcze, a głowa mówi: biegnij, biegnij. Dasz radę. I daję radę — mówi Dariusz Grzebski.

Podkreśla, że do stycznia 2023 roku nie zajmował w tych biegach zbyt wysokich miejsc. Raz był drugi innym razem trzeci, piąty. Z biegu na bieg awansował, ale nawet nie marzył o zajęciu pierwszego miejsca.
I w końcu w styczniu 2023 roku wygrał swój pierwszy ultramaraton. Był to Festiwal Biegowy Ultra Way w Wejherowie na dystansie 54 km.
— Start o godzinie 6:00 w świetle płonących rac, zaopatrzeni w czołówki ruszyliśmy w mrocznie ciemny las. Od początku starałem się trzymać w grupie najszybszych biegaczy i zarazem nie zgubić się. To, że tylko raz pomyliłem trasę mogę uznać za postęp. Pierwsze półtorej godziny upłynęło mi błyskawicznie. Wypatrywanie oznaczeń biegu, kontrolowanie gdzie stawiam nogi, rozmowy z innymi biegaczami, pilnowanie picia i jedzenia. Ciekawym przerywnikiem były świecące w ciemnościach, niczym oznaczenia trasy, oczka leśnych mieszkańców. Mrok się kończył, zaczynało świtać...

Na jednym z bardziej stromych podejść zdecydowałem się na ucieczkę grupie. Wszak w każdym moim biegu ultra musi być dłuższy lub krótszy etap w samotności. Na pierwszy punkt żywieniowy wpadłem z zamiarem szybkiego uzupełnienia płynów, bez zbędnego tracenia czasu. Przez zupę pomidorową nie do końca mi się to udało.

Najedzony i pełen energii biegłem dalej. Przede mną jeszcze sporo atrakcji: dużo stromych podbiegów, powalonych drzew, które nie wiadomo jak pokonać, mnóstwo korzeni, trochę błota, zero monotonii, prawdziwa esencja biegu ultra. W tym miejscu należą się olbrzymie uznania dla organizatorów, jak zawsze piękna i urozmaicona trasa. Minąłem drugi punkt żywieniowy, wpadła kolejna zupa i kawa, bo za rum podziękowałem. Zbliżał się pięćdziesiąty kilometr, a ja dalej biegłem sam wyprzedzając kolejnych zawodników z dystansu 76 km. Ostatnie dwa kilometry nie odwracałem się za siebie i biegłem ile sił w bolących już nogach. Ostatni stromy zbieg, ostry zakręt i wbiegam na metę. Coś niesamowitego... Wygrałem — wspomina Dariusz Grzebski.

— Byłem zdziwiony, że nikt mnie nie wyprzedził. Biegnąc oglądałem się za siebie, sprawdzałem czy ktoś mnie dogania, chce wyprzedzić. Ale nikt nie chciał — śmieje się.

Emocje na mecie były niesamowite. Mnóstwo kibiców, wiwaty, okrzyki, brawa. I to przerwanie wstęgi na mecie. Potem podium, wręczenie pucharu na dużej sali — wspomina.

Dariusz Grzebski już zapisał się na kolejne zawody: w kwietniu na bieg na dystansie 84 kilometrów, w maju na ultramaraton na 100 kilometrów w Wejherowie, który jest tak zaplanowany, że o wschodzie słońca zawodnicy wbiegają na plażę i biegną nią przez 8 km. W październiku wybiera się w góry na ultramaraton 150 kilometrów.

— Będzie to dla mnie największe z dotychczasowych wyzwanie. Na pewno w treningach zwiększę dystanse — zapewnia.

Jak podkreśla Dariusz Grzebski, w bieganiu ultramaratonów najważniejsza jest koncentracja, zwłaszcza w biegu po ciemku.

—Trzeba bardzo uważać, żeby nie pomylić trasy, nie zgubić się. Poza tym trzeba dobrze rozłożyć siły i zaplanować cały bieg. Zawsze zakładam, że wystartuję powoli, a dopiero później będę przyspieszał, ale rzadko mi to wychodzi — dodaje.
Jak zostać ultramaratończykiem?

— Przede wszystkim być przygotowanym do biegu, trenować, mieć silną głowę, potrafić zmusić organizm do niesamowitego wysiłku. Ale już podczas samego biegu najważniejsze jest słuchanie swojego organizmu, pilnowanie jedzenia i picia. Warto mieć przetestowane wcześniej jedzenie, ubrania no i odpowiednie buty, które powinny być dopasowane do rodzaju stopy. Ja w ciągu roku zdzieram około 2-3 par butów biegowych — mówi pan Darek.

Bieganie to także obcowanie z przyrodą, spotkania ze zwierzętami leśnymi. Pan Dariusz często trenuje w Lesie Miejskim. I okazuje się, że jest w nim bardzo dużo zwierzyny. Sarny, jelenie, dziki i wilki.

— Dziki spotykałem kilkakrotnie. Zawsze zawracałem. Kiedyś na swojej ścieżce biegowej zauważyłem 100 metrów przed sobą małego warchlaczka. Wiedziałem, że nie mogę biec dalej, bo od razu pojawi się locha. Zawróciłem szybko i pobiegłem dalej. Najgroźniejsze spotkanie miałem z wilkiem. Było ciemno, wczesny poranek, jak zwykle przebiegam leśne ścieżki z latarką na głowie i nagle widzę z głębi lasu jakieś światełka. A to patrzą na mnie takie małe oczka. Pomyślałem kot, sarna, może lis. Podchodzę, a tu na 5 metrów podchodzi do mnie wilk. Stanąłem jak wryty. On popatrzył na mnie spokojnie, zmierzył wzrokiem, zawrócił i odszedł w las. Ja odetchnąłem z ulgą — opowiada Dariusz Grzebski.

Halina Rozalska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5