Historia wykopana z ziemi

2016-06-04 10:00:00(ost. akt: 2016-06-03 20:36:15)
Najstarsza wieża odkryta przez prof. Mazurowskiego w Qaramel

Najstarsza wieża odkryta przez prof. Mazurowskiego w Qaramel

Autor zdjęcia: Ryszard Mazurowski

Z prof. Ryszardem Mazurowskim, znanym na całym świecie archeologiem pochodzącym z Nidzicy, rozmawiamy o pracy archeologa, wykopaliskach, tajemnicach skrywanych w ziemi, obalaniu prawd historycznych.
Znanego na całym świecie archeologa Ryszarda Mazurowskiego można spotkać w pobliżu Brzeźna Łyńskiego, w Lipowie Kurkowskim Kolonii. Niemal każdy weekend spędza w swoim domu, położonym w środku lasu.

Daleko od ludzi odpoczywa od szybkiego warszawskiego życia. Dlaczego okolice Brzeźna? Bo, jak mówi, są to jego Mazury, Mazury z lat dziecięcych. W Brzeźnie ukończył I klasę szkoły podstawowej, posiadłości jego dziadków były w Likusach, a rodzina mieszkała w Nidzicy. Jest jedynym profesorem z Brzeźna Łyńskiego.

Dlaczego to miejsce jest tak ważne dla Pana i Pańskiej rodziny?

Urodziłem się w Nidzicy w 1949 roku przy ul. Zamkowej 12, potem rodzina przeprowadziła się na ulicę Rataja 3. Szkołę podstawową, która mieściła się w obecnym liceum "na górce", skończyłem w Nidzicy.

Moją wychowawczynią była Barbara Rudzka. Super nauczycielka, zawsze ją wspominam i wiele jej zawdzięczam. Ze swojego rocznika pamiętam Leszka Pszennego, Teresę Bronakowską, Edwarda Burskiego, Ryszarda Dzwonkowskiego i Jerzego Denisa, z którym mieszkałem po sąsiedzku.

Spotykam się z nimi niezwykle rzadko. Ubolewam nad tym, ale tak naprawdę po podstawówce straciłem z nimi kontakt, szkoła średnia w Szczytnie, potem studia.

Z Nidzicą jestem bardzo związany, zwłaszcza emocjonalnie i rodzinnie. Są tutaj groby moich rodziców, brata. Tu jest osadzona rodzina mojego ojca. Nie mogę się z tym terenem rozstać, dlatego kupiliśmy dom w w pobliżu Brzeźna, który wyremontowaliśmy. To miejsce to nasze Mazury. Czasami nawet nazywamy je Mazurowem.

Dlaczego zdecydował się Pan studiować archeologię?

Po ukończeniu Liceum Pedagogicznego w Szczytnie postanowiłem studiować. Musiałem jednak mieć pozwolenie od kuratora wojewódzkiego. Wystąpiłem o pozwolenie na podjęcie studiów na AWF.

Jak już dostałem to pozwolenie, to złożyłem podanie na archeologię. I dzięki temu ukończyłem ją w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego i zostałem w nim do dnia dzisiejszego. Jestem kierownikiem Zakładu Archeologii Pradziejowej w Instytucie Archeologii UW.

Archeologia interesowała mnie od dawna. Czytałem bardzo dużo książek historycznych, m.in. Kraszewskiego i to mnie zawsze wciągało, Zawsze interesowały mnie odległe czasy, np. Polska Piastowska.

Świadomie wybrałem archeologię, bo ona dawała mi prahistorię. I to był czynnik, który o tym zdecydował. I jeszcze Michałowski. Jak się przeczytało Michałowskiego, to ja teraz wiem, że on był świetnym popularyzatorem. Miał umiejętność przekazywania wiedzy na ten temat. Trudno było się dostać na archeologię, bo było 10 osób na jedno miejsce, ale dostałem się.

Czym jest dla Pana archeologia? To tylko zawód?

Archeologia jest jak narkotyk, jak choroba i to choroba nieuleczalna. Nie można się z tego wyleczyć. Miałem kiedyś wahania. Były to nowe czasy. Ja byłem zawsze człowiekiem bardzo aktywnym.

Nawet założyłem prywatną firmę, która dawała mi poważne dochody. Dzieci dorastały. Córka studiowała w Stanach, syn w Niemczech, to potrzebne były pieniądze.

Podjąłem decyzję, że będę w biznesie, ale szybko to porzuciłem. Nie mogłem się uwolnić od tej choroby, jaką jest dla mnie badanie odległej przeszłości. Firmę sprzedałem i oddałem się całkowicie archeologii , już nie marząc o żadnych odejściach. Wiedziałem, że to jest niemożliwe. Po prostu nie mogłem.

Rzuciłem się w nurt badań bardzo intensywnie. Zacząłem jeździć zagranicę. Od 1985 roku uczestniczyłem w badaniach na Bliskim Wschodzie.. Najpierw Irak, do momentu tej pierwszej wojny kuwejckiej. Później od 1998 Syria do 2011 roku. Byłem jednym z ostatnich archeologów, który opuścił Syrię przed wybuchem do dziś trwającego konfliktu.

Nie bał się Pan?

Dostawałem ostre wezwania i ponaglenia z uczelni, żeby już wracać. Ale to nie jest taka prosta sprawa. Miałem pracowników, za których odpowiadałem. Również za studentów, czyjeś dzieci.

Ja puściłem ich z Aleppo do Damaszku samolotem, a sam pojechałem autobusem, w którym byłem jednym z czterech pasażerów.

Jak wysiadłem w Homs, na dworcu nie było ani jednej kobiety, ani jednego dziecka. wszyscy chodzili uzbrojeni w cywilu. Gdybym wtedy krzyknął, tupnął nogą, to rozpętałaby się wielka strzelanina. Ale jakoś wytrzymałem tę presję i szczęśliwie dojechałem do Damaszku.

Pierwszego policjanta zobaczyłem na lotnisku w Damaszku. Bałem się, bo już były pierwsze zamachy, ofiary. Ale to taki zawód. Dzięki niemu byłem w 48 krajach, uczestnicząc w wykopaliskach lub konferencjach naukowych.

Największe Pana odkrycie archeologiczne?

W Syrii, gdzie dokonałem naprawdę istotnego odkrycia naukowego. To ten Qaramel, który był takim protomiastem datowanym na okres od 12000 do 9400 lat przed Chrystusem, z pięcioma wieżami, z pierwszymi świątyniami i z cmentarzyskiem.

I udało mi się znaleźć 470 całych i fragmentów dzieł sztuki w postaci rzeźb i reliefów kamiennych. To jest odkrycie klasy zero. Za to dostałem nagrodę National Geographic "Travelery 2009" w kategorii "Odkrycie naukowe roku".

Ja zakwestionowałem wtedy taką słynną hipotezę obowiązującą w nauce światowej, że w początkach cywilizacji Starego Świata przejście do naszego modelu gospodarki musiało się odbyć przez stadium udomowienia zwierząt i zbóż.

To jest podstawa Starego Świata, dzięki temu nastąpił cały rozwój cywilizacyjny. Proszę sobie wyobrazić, że to moje stanowisko nie ma ani jednego śladu przejawów udomowienia zwierząt i zbóż, a jest w tej chwili jednym z dwóch najbogatszych stanowisk na świecie.

I wszystko to zrobili łowcy i myśliwi. Okazało się, że tam, gdzie były sprzyjające warunki środowiskowe, to tam można było osiągnąć najwyższy w tym czasie poziom rozwoju cywilizacyjnego, nie przechodząc na te formy gospodarki związane z osiadłym trybem życia, czyli chowem zwierząt i udomowieniem zbóż.

I to jest rewolucyjne. Intensywne zbieractwo, łowiectwo w sprzyjających warunkach środowiskowych nie zmuszało człowieka do stosowania upraw i do przymusowego udomowienia zwierząt.

Za tym szło ustabilizowane osadnictwo, a więc i rozrost osiedli, architektury stabilnej zawsze z dążeniem do podnoszenia poziomu standardu życia. Chęć lepszego życia zawsze jest motorem rozwoju cywilizacji. Według mnie następny skok cywilizacyjny nastąpi, gdy zaczniemy produkować żywność z białka syntetycznego.

Pańskie marzenie w dziedzinie archeologii ?

Do tej pory interesuję się Syrią, Ciągle opracowujemy materiały, ale teraz nie da się tam pojechać. Ryzyko jest straszne.

Tak naprawdę, po odkryciu Qaramelu nie mam gdzie pojechać, ponieważ musiałbym odkryć coś takiego samego albo lepszego.

Ale mam jedno marzenie. Jest takie jedno stanowisko w północnym Iraku. Ono mogłoby dostarczyć podobnych odkryć jak Qaramel. Ale jest to w strefie kurdyjskiej i wiadomo, jaki jest kontekst.

Spodziewam się, że można byłoby odkryć tam rzeczy podobnej rangi jak w Syrii. Wierzę, że jak dożyję, to pojadę. Jak mówią Arabowie: Allah Karim, Bóg jest miłosierny.

Zna pan arabski?

Tak, znam, ale język potoczny. Nauczyłem się go na miejscu. Od ludzi, ze słuchu. Nigdy nie uczyłem się na żadnym lektoracie, podobnie jak i angielskiego. Trzeba rozmawiać z pracownikami w ich języku. Moje prace naukowe są również wydawane po arabsku. Ale ja ich sam nie pisałem lecz były tłumaczone.

Skąd wiecie, gdzie trzeba kopać?

Są różne metody. Przede wszystkim nasza wiedza zawodowa. Ja teraz mogę pójść i powiedzieć, tu powinno być takie i takie stanowisko.

Studenci mnie pytają skąd ja wiem, że tu coś będzie. Odpowiadam, że się uczyłem, a teraz was uczę. Ja szybko analizuję wszystkie przesłanki i potrafię wskazać stanowisko. Często jest to zwykły przypadek. Ktoś coś znajdzie na polu i zgłasza do urzędu konserwatorskiego.

Polska jest w 80 % powierzchniowo rozpoznana archeologicznie. Zrobiliśmy skontrum stanu posiadania materii archeologicznej w skali całego państwa.

Od lat 70-tych chodzimy z grupami studentów i pracowników po Polsce i zgodnie z podziałem na arkusze, rejestrujemy wszystkie zabytki łącznie z ich opisem i opracowaniem. Umożliwia to prowadzenie świadomej polityki wykopaliskowej i naukowej.

Dysponujemy dość dobrze rozpoznaną bazą źródłową. I jeśli mamy niedostatek wiedzy w jakiejś dziedzinie, to mówimy - proszę tu kopcie. Ale zawsze priorytet mają zabytki zagrożone zniszczeniem. Są również inne metody.

Jak układa się współpraca z tubylcami?

Trzeba mieć bardzo dobre relacje z ludnością miejscową. Trzeba znać kulturę miejscową. Dobrze jest wiedzieć, kto ma tam największą władzę i prestiż społeczny. Jest tam tradycyjna forma struktury społecznej,

W każdej miejscowości jest nieformalna rada najstarszych ludzi, którzy mają niesamowity autorytet. To jest tak silna władza, że facet, który ma 40 lat zrobi wszystko, co ojciec mu każe.

Trzeba pokazać im, że są ważni, że bez nich sobie nie poradzę, ale z drugiej strony nie można okazać się miękkim. Ważny jest wzajemny szacunek.

Rozmawiam z nimi. Nie można pozwolić sobie na pełną swobodę. Trzeba mieć dystans. Nie można dać im poczucia niższości, co Polakom przychodzi z naturalną łatwością, gdyż w takim duchu wychowano nas.

Jak wygląda dzień archeologa?

W krajach ciepłych wstaje się jak najwcześniej, żeby rozpocząć pracę, gdy nie ma jeszcze upału. Na wykopie pracuje się 8 lub 7 godzin, gdy jest Ramadan.

Potem jeszcze kilka godzin pracy nad opracowywaniem materiałów. Trzeba je narysować, opisać, zważyć, pomierzyć. Wyjeżdżamy z takich wykopalisk tylko z dokumentami. Najważniejsze zabytki przekazujemy do muzeum, reszta zostaje w magazynie.

Niektórzy nie wytrzymują , stąd członkami misji muszą być osoby, które mają zdolność koegzystencji w grupie. Jest taka ogromna monotonia pracy. Jest się np. kilka miesięcy na pustyni.

Cztery namioty, piasek i nic więcej. Rano praca, po południu praca. Nie można pójść do miasta, bo go nie ma. Poza tym wszyscy uczestnicy misji muszą akceptować kulturę i religię miejscową, czyli jest określony system zachowań.

Zwłaszcza kobiety. Nie mogą ubrać się w mini, czy sukienkę z dużym dekoltem. Kobieta jak się w Polsce położy na trawie, to nic nie znaczy, a tam kojarzy się jednoznacznie. Tam każda kobieta im się podoba, bo jest Europejką.

Rozmawiała Halina Rozalska


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. brawo #2004673 | 5.172.*.* 4 cze 2016 16:23

    my z Nidzicy nigdy jej sie nie wypieramy, zawsze bedzie jako moje miasto rodzine i pozostanie sentyment

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. hmmm #2004528 | 88.199.*.* 4 cze 2016 10:41

    Interesujący Człowiek, ciekawy artykuł, zwłaszcza dla takiego laika jak ja...

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5